Reklama

Jakie święto, taka praca...

„Welcome” - te zadziwiające słowa usłyszeliśmy we włoskim metrze, gdy dojeżdżaliśmy z użyczonego nam mieszkania do Centrum Międzynarodowego Kongresu Teologiczno-Pastoralnego: „Rodzina - praca i święto”. Mieszkańcy Mediolanu spontanicznie witali małżeństwa i rodziny przyjeżdżające z całego świata, by wspólnie dzielić się doświadczeniami pracy i święta w rodzinie

Niedziela Ogólnopolska 25/2012, str. 9-11

Grzegorz Gałązka

Mali, duzi, młodzi i starzy z zainteresowaniem słuchali słów Papieża oraz uczestniczyli w koncercie przygotowanym specjalnie dla niego

Mali, duzi, młodzi i starzy z zainteresowaniem słuchali słów Papieża oraz uczestniczyli w koncercie przygotowanym specjalnie dla niego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Uśmiechnięci małżonkowie z pięciorgiem, sześciorgiem dzieci sprawnie poruszający się komunikacją miejską. Barwne grupy argentyńskie w kolorowych strojach, niespiesznie, a jednak zdecydowanie dążące w kierunku MiCo. A na miejscu Afrykanki w tematycznych sukniach (np. Święta Rodzina, logo mediolańskiego spotkania) poruszające się w rytm grzechotek i bębnów. To tylko krótki zarys obrazów, które uczestnicy VII Światowego Spotkania Rodzin mogli oglądać każdego dnia. Były oczywiście także maleńkie, czasem kilkutygodniowe, dzieci różnych karnacji, a wyjątkowego uroku.

Przed startem

Jeśliby ktoś myślał, że tak barwne, żywiołowe, a zarazem pełne pokoju i nadziei wydarzenie musi być spontaniczne, byłby w błędzie. Na długo przed rozpoczęciem spotkania, które w tym roku przypadało w dniach 30 maja - 3 czerwca, Papieska Rada ds. Rodziny oraz archidiecezja mediolańska wydały Katechezy Przygotowawcze do VII Światowego Spotkania Rodzin. W dziesięciu głębokich wykładach, wzbogaconych słowem Bożym i modlitwą, mających także wersję w języku polskim, omówiono kolejno rodzinę, pracę i święto. Jest to tak bogaty materiał, że warto zapoznać się z nim także po zakończeniu spotkania.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jak w szwajcarskim zegarku

Reklama

Niejeden obcokrajowiec z podziwem patrzył na organizację targów, kongresu oraz spotkania z Ojcem Świętym i w niejednej głowie został obalony mit włoskiego chaosu. Porządek i harmonia panowały wszędzie. 5 tys. wolontariuszy, ochroniarzy, policjantów czuwało nad bezpieczeństwem. Archidiecezja mediolańska pokazała światu ogromne zaangażowanie w życie Kościoła, daleko posuniętą gościnność, aż po użyczanie swoich domów i mieszkań pielgrzymom, a także profesjonalizm i nowoczesność mocno zakorzenioną w tradycji. Uśmiechnięci policjanci, cierpliwie tłumaczący pielgrzymom zawiłości transportowej organizacji, troskliwi wolontariusze z uśmiechem mówiący „dzień dobry” i „do widzenia” w różnych językach - to było bardzo budujące doświadczenie.

Gdzie dom, tam serce

Reklama

W tym mieście styku tak wielu nacji i kultur, gdzie przeważają tzw. single, którzy nad rodziną stawiają własną karierę, padały słowa o tym, że przez pracę i świętowanie w stwórczym zamyśle Boga rodzina ma rolę szczególnie uprzywilejowaną. W wykładzie wprowadzającym kard. Gianfranco Ravasi nakreślił biblijny obraz rodziny, której symbolem jest dom, ale rozumiany jako społeczność, która ten dom zamieszkuje i tworzy. Jak wiadomo, dom wymaga fundamentu - jest nim para ludzka: kobieta i mężczyzna. W myśl słów z Księgi Rodzaju o tym, że człowiek potrzebuje pomocy, która zostanie mu dana, kardynał podkreślił, że chodzi o taką pomoc, którą ma naprzeciw siebie, której jest wpatrzony w oczy. Słowa Pieśni nad Pieśniami: „Mój kochany jest mój, a ja jestem jego” (por. Pnp 2,16), zinterpretował jako wyraz ogromnej radości ludzi, którzy są razem. Kobieta wyszła z żebra mężczyzny, aby być mu równą, nie przewyższać go, ale też nie być niżej od niego. Całkiem poważnie hierarcha apelował: „Uważajcie mężczyźni, aby żony przez was nie płakały, bo Pan Bóg liczy ich łzy”. Prof. Pedro Morande Court wskazał antidotum na współczesny upadek rodziny. Według niego, przyczyną degradacji rodziny jest to, że oddała ona wiele swoich funkcji. Rodzice np. parkują dzieci w szkole. Chociaż członkowie rodziny mieszkają pod jednym dachem, to niezależnie od siebie. Jako sposób wyjścia z impasu podał stworzenie stosunków przynależności do konkretnej rodziny. Mówił o tym również kard. Sean Patrick O’Malley, kiedy wzorem swojej irlandzkiej rodziny proponował rodzinom jeden wspólny posiłek dziennie, a także włożenie wysiłku w twórcze świętowanie niedzieli jako czasu dla Boga i rodziny.

Ważne ściany

Reklama

Oprócz fundamentu ważnym elementem domu są ściany. Dom musi piąć się wzwyż i w tym kontekście słowa: „Jeśli Pan nie zbuduje domu, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą” (por. Ps 127, 1a) oznaczają, że tym spadkiem Pana, Jego dziedzictwem, są dzieci. Nasze podobieństwo z Bogiem jest w przekazywaniu życia. Dzieci są kamieniami ścian domu: zarówno synowie, jak i córki. Kard. Ravasi podkreślał, że Bóg w swojej głębi nie jest samotnością, tylko rodziną: jest Ojciec, jest Syn, jest miłość między nimi. To do rodziców przede wszystkim należy kształtowanie młodych pokoleń. Tegoroczne spotkanie rodzin z całego świata było wspaniałym przykładem zaangażowania rodziców w budowanie żywej relacji z Bogiem Ojcem przez ich dzieci. Nie tylko zabrali swoje pociechy na to międzynarodowe spotkanie, pokazując im, jak dynamiczną i przyjacielską wspólnotą jest Kościół, ale także z miłością towarzyszyli im w tym czasie, umożliwiając doświadczenie, że bycie w Kościele jest bardzo atrakcyjne.
Izba smutku?
Tłumacząc specyfikę odniesienia rodziny do pracy i święta, kard. Ravasi posłużył się bardzo wymownym obrazem. Według niego, w rozumianym osobowo domu są trzy pokoje. Pierwszy pokój jest ciemny - to pokój boleści. Oznacza to, że rodzina współcześnie, ale także na przestrzeni wieków, przeżywa wiele cierpień i trudności. To w tym pokoju mieszczą się np. biblijne historie Kaina i Abla, betlejemskich młodzianków, córki Jaira, prostytutki czy kupczyka Zacheusza. Ta lista boleści wydłuża się do dzisiaj: dziecko narkoman, niepłodność, śmierć dziecka, alkoholizm męża czy ojca, choroba matki, żony, rozwód. W tym pokoju także mieszczą się drobne przeciwności, np. gdy na weselu zaczęło brakować wina, niby nic, a jaki problem dla nowożeńców. Ogromne zrozumienie dla współczesnych problemów rodzin na całym świecie okazał także Benedykt XVI przez wyjątkowe współodczuwanie z rodzinami ze wszystkich kontynentów, kiedy odpowiadał na smutki i obawy, którymi dzieliły się podczas spotkania świadectw.

Pokój pracy

Reklama

Drugim pomieszczeniem jest pomieszczenie pracy. Szczególnie w dzisiejszych czasach jest ono blisko pomieszczenia boleści. Ale nie można zapominać, że trudności z pracą i jej brakiem występowały także dawniej. Mamy dramat robotników, którzy codziennie czekają na wynajęcie, albo biednego Łazarza, który był blisko bardzo bogatych ludzi. Z jakiś też powodów Biblia przedstawia człowieka pracującego, a nie wojownika. Mamy rolnika, cieślę, robotników. Prof. Luigino Bruni, ekonomista, podkreślał, że kiedy brakuje pracy, rodzina cierpi najbardziej. Psalm 128 można nazwać psalmem rodziny. Opisuje on stół, przy którym siedzi ojciec, który może wyżywić dzieci, zwrócone ku Jeruzalem. Prelegent apelował, że musimy zapomnieć o drzwiach pancernych, gdyż rodzina jest zawsze dla społeczeństw, narodów, świata. Dla samotnych, opuszczonych, chorych, potrzebujących.
Ważne jest bardzo racjonalne zarządzanie czasem rodziny. Jeden z kolejnych prelegentów prof. Morande Court podkreślił, że trzeba być czujnym, jeśli chodzi o dodatkowe szkolenia i każdą dodatkową działalność, która skróci czas wspólnego przebywania rodziców z dziećmi.
W czasie godziny świadectw o problemach z pracą mówiła rodzina z Grecji, której na obniżanie zarobków i ogromne pogorszenie warunków życia Ojciec Święty radził zwrócenie się o adopcję do rodzin w państwach, gdzie żyje się lepiej. Według Ojca Świętego, taki ruch mógłby objąć cały świat, a rodziny bogatsze mogłyby być adopcyjnymi rodzicami rodzin biednych i przychodzić im z pomocą materialną.

Świąteczny przybytek

Reklama

Trzecim pomieszczeniem domu tworzonego przez małżonków i ich dzieci jest pokój święta. Ludzie zostali stworzeni szóstego dnia, a 6 to symbol braku perfekcji. Ale potem następuje siódmy dzień. Jeśli stracimy radość i zadowolenie, płynące z odpoczynku i świętowania, to pozostaniemy na poziomie niedoskonałości szóstego dnia. Narzekanie i pogoń za czymś są charakterystyczne dla miast. Dopóki to będzie, nie będzie święta. Dopóki jest praca, potrzebuje ona święta. A święto potrzebuje bezinteresowności. To dom i ognisko domowe mogą jej najlepiej nauczyć. Nie rozumiejąc święta, ludzie nie rozumieją pracy.
Jest to apel zarówno do rodzin, by dbały w swoich domach o czas, miejsce i sposoby świętowania niedzieli, ale także jest to apel do pracodawców i pracowników, aby w żadnym przedsiębiorstwie nie zapomniano o świętowaniu imienin, urodzin, narodzin dziecka. Pracodawcy muszą widzieć o wiele więcej niż tylko potrzebę zapłaty. Wielkie korporacje dają wielkie zyski pracownikom, ale nie dają perspektywy święta. Uznając święta, tworzy się pracę, ponieważ waloryzuje się osoby, których talenty są ukryte. W czasie obchodów, np. niedzieli, możemy docenić talenty i wartości tych, których praca nie jest tak wyeksponowana, np. dziadków, dzieci, mamy pozostającej w domu dla opieki nad maleństwami. Warto zwrócić uwagę także na to, że święto wymaga czasu i wiąże się z nim praca kobiet. Dziś musi to być praca wspólna. Rodzina musi pamiętać, że się źle żyje nie tylko z powodu braku chleba, ale także z powodu braku wina.
Ważnym stwierdzeniem było także to, że święto potrzebuje trochę biedy, bo inaczej nie docenimy jego wartości. Bieda jest jednocześnie przekleństwem, ale także błogosławieństwem, gdy jest dobrowolną rezygnacją. Rodziny muszą walczyć o to, aby inni mieli więcej. Dzieci muszą się uczyć pięknej biedy: nie wszystko i nie natychmiast, tylko wtedy będą umiały świętować naprawdę.

Bezinteresowność nie jest gratis

Reklama

Tym, co łączy rodzinę, pracę i święto, jest bezinteresowność. Według prof. Luigino Bruniego, dziś często mylnie bezinteresowność jest rozumiana jako gratis. To dar - caris, ale również agape - caritas. To styl życia, który przybliża nas do innych. Obecnie w myślenie poszczególnych ludzi, ale także całych społeczeństw, wkrada się przekonanie, że pracą rządzi pieniądz. Nie jest to prawda. Wynagrodzenie za pracę, choć powinno być, i to powinno być godziwe, jest nagrodą, a nie przyczyną, dla której praca może być wykonana dobrze. Tym bardziej wartość płacy nie powinna determinować stopnia naszego zaangażowania w nią. Odpowiedź na to, czemu ta praca ma być dobrze wykonana, jest w niej samej. Ze wszech miar błędne jest zatem powiedzenie: „Jaka płaca, taka praca”. Jeśli pracuje się źle przez 40 lat po 8 godz. dziennie, to zamęt wkrada się we wszystkie wymiary życia. Do pracy dobrze wykonanej potrzebna jest bezinteresowność. Nie możemy być szczęśliwi, gdy pracujemy źle. Dzisiejsza kultura nie rozumie, że bezinteresowność nie może być związana z biedą. Musimy protestować przeciwko ogromnym pensjom menagerów, a zbyt małym pensjom nauczycieli i pielęgniarek. Matki, które rezygnują ze swojej pracy dla macierzyństwa, mają potem problem, gdy wracają, żeby nie przeznaczono ich tylko do robienia kserokopii. Tak nie może być, temu powinniśmy wspólnie zaradzać, bo to jest bieda i to nie jest sprawiedliwe. Bardzo ciekawe było stwierdzenie, że tylko ten, kto dobrze pracuje, umie wydawać pieniądze. Pracujmy zatem najlepiej, jak potrafimy.

Proste mury

Na potwierdzenie swoich słów prof. Luigino podał przykład człowieka, który w czasie wojny został uwięziony w obozie koncentracyjnym. Był murarzem i jego zadaniem było stawianie ścian. Mówił po latach, że choć przyszło mu pracować w tak podłych warunkach, u wrogów swojej ojczyzny, nie potrafił stawiać krzywych ścian, nie mógł pracować źle. Im gorsza praca, tym pilniejsza jest potrzeba stawiania prostych ścian. Rodziny - dzieci i dziadkowie - pracują nieustannie. Świat, niestety, nie uznaje tych dóbr, które tworzy rodzina. Trzeba dopomóc młodym ludziom, aby odkryli swoje powołanie do pracy. Jeśli zaczniemy płacić np. synowi 5 zł za skoszenie trawy, to staniemy na niewłaściwej drodze, z której czym prędzej powinniśmy zawrócić. Jeśli w stosunki ludzkie wkradają się pieniądze, to już nie można się cofnąć. Łóżko musi być dobrze zasłane, lekcje muszą być dobrze odrobione, bo taka jest powinność. Jeśli chcieliby płacić za to, co daje rodzina, nie starczyłoby całe złoto świata. Niepokojące jest to, że młodzi ludzie są daleko od pracy.

Niedziela nie ma ceny

Blanca Castilla de Cortázar z Madrytu dała konkretne przykłady, jak nie rozmienić na drobne bezcennej wartości niedzieli. Według niej, jeśli święto nie jest prawdziwe, jest gorzkie. W bogatych społeczeństwach spotykamy wiele przeszkód w przeżywaniu święta, są nimi: otyłość, cukrzyca, komputer, telewizja. Uczenie dzieci najwyższych wartości i stawianie im prawdziwych celów pomoże, aby świętowanie było dla nas wspólną korzyścią i prawdziwym umocnieniem. Jak możemy w rodzinie przygotowywać się do święta? Możemy spotkać się przy stole, rozmawiać po posiłku, opowiadać o tym, co się stało. Współdziałać w prowadzeniu domu, w obowiązkach. Ważna jest także jakość spędzanego razem czasu, zamiast rozmawiać można śpiewać - to pomaga przekazywać wartości. Pomagają pasje i hobby. Trzeba znaleźć wspólne zainteresowania, bawić się z dziećmi, cieszyć się. Przekazywać sobie sukcesy albo problemy. Ważne jest, aby znaleźć trochę wewnętrznej radości, by znaleźć czas na kontemplację, na modlitwę.
Hiszpańska prelegentka, znawczyni filozofii i antropologii, zauważyła ponadto, że zdolność do podziwiania ludzi, natury, sztuki także jest świętem. Natomiast, wbrew temu, co nam usiłuje wmówić popularna „kultura” współczesna, butelka wina nie jest świętem. Świętujemy natomiast, gdy w drugim człowieku znajdujemy coś, co nas przewyższa. Adoracja jest punktem szczytowym naszego szczęścia. Także im większe przygotowanie, tym większe święto. Przygotować święto oznacza przygotowanie dnia, godziny, miejsca, ale także naszego serca, by oczekiwało.

Za trzy lata w Filadelfii

Niedzielna Eucharystia, której przewodniczył Ojciec Święty, a która kończyła VII Światowe Spotkanie Rodzin w Mediolanie, niewątpliwie była świętem wyjątkowym. Rodziny różnych narodowości i różnych nacji zgromadziły się razem, by oddać cześć najlepszemu z Ojców, chwalić Go w darze życia, a także w tym, że przez pracę i święto pozwala uczestniczyć w swej Boskiej naturze. Niewątpliwie zadziwiał pełen skupienia, pokoju i radości nastrój. Kościół żyje! W rodzinach - tych bardzo starych i w tych bardzo młodych, w wielodzietnych (mających 6, 7, 10 dzieci, a czasem jeszcze więcej) i w tych, które przeżywają dramat bezpłodności. Kościół żyje w rodzinach bogatych i biednych, w szczęśliwych i pełnych, a także w rozdartych i poranionych rozwodem. Kościół żyje, a rodziny są jego kolebką. W nich każdego dnia i każdego roku rodzi się na nowo: w każdym nowo narodzonym dziecku, w miłości rodziców i rodzeństwa. Kościół żyje w braterstwie rodzin z całego świata i w opiekuńczej miłości Papieża do nich wszystkich. Kościół żyje, a podczas takich spotkań, jak tegoroczne w Mediolanie, słychać bicie jego serca i widać uśmiech na jego twarzy. Musimy się spotkać znowu, za trzy lata w Filadelfii, a zobaczymy to na własne oczy.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozpoczęła się peregrynacja relikwii świętego Carlo Acutisa

2025-10-01 11:41

[ TEMATY ]

diecezja świdnicka

peregrynacja relikwii

ks. Emil Dudek

św. Carlo Acutis

ks. Aksel Mizera

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Relikwie świętego Carlo Acutisa podczas spotkania młodych Lite for Life w Wambierzycach

Relikwie świętego Carlo Acutisa podczas spotkania młodych Lite for Life w Wambierzycach

Święty Carlo Acutis to młody człowiek, który swoim krótkim życiem pokazał, że świętość jest możliwa także w XXI wieku. Wyróżniała go niezwykła dojrzałość wiary i konsekwencja w codziennych wyborach. Nie uciekał od świata młodych, ale potrafił odnaleźć w nim głębię – grał w gry komputerowe, korzystał z internetu, miał przyjaciół. A jednocześnie żył tak, jakby codziennie chciał zostawić po sobie ślad miłości Boga. To właśnie jego świadectwo stało się punktem odniesienia dla rozpoczętej w diecezji świdnickiej peregrynacji relikwii.

28 września w kolegiacie Matki Bożej Bolesnej i Świętych Aniołów Stróżów w Wałbrzychu zainaugurowano czas nawiedzenia relikwii świętego nastolatka. W związku z tym wydarzeniem przez całą niedzielę kazania głosił ks. Aksel Mizera, wikariusz parafialny. Jego słowa, pełne odniesień do życia Carlo, wybrzmiały szczególnie mocno.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Przyszłość dzieci w naszych rękach

2025-10-01 19:42

Marzena Cyfert

Pod takim hasłem w niedzielę 5 października przejdzie przez Wrocław Marsz dla Życia i Rodziny.

Jego uczestnicy dadzą świadectwo swojego przywiązania do wartości życia, rodziny i wspólnoty. Marsz został objęty patronatem honorowym abp. Józefa Kupnego, metropolity wrocławskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję