„Czy jesteś w pogoni, czy w ucieczce? Czy wyruszasz, by walczyć, czy dezerterujesz? Czy zdążasz gdzieś naprawdę, czy pędzisz donikąd?” - pytał zaśpieszonych przechodniów w najbardziej ruchliwym podziemnym przejściu w Warszawie jakiś dziwnie ubrany włóczęga. Nikt mu jednak nie odpowiadał, ten i ów się odwracał, ktoś inny przyśpieszał, a wreszcie ktoś brutalnie go odepchnął, krzycząc: „Jak nigdzie nie idziesz, to nie przeszkadzaj tym, co się śpieszą i nie tamuj ruchu!”. Włóczęga siadł przy ścianie i patrzył na gorączkowo przepychający się tłum, jakby kompletnie nie rozumiał, co tu się dzieje. Był chyba obłąkany. Ale on czy... tłum?
*
Reklama
Skąd te nasze ciągłe niepokoje, ruchliwość ciała, myśli, uczuć, a nawet związków z ludźmi? Skąd to poczucie, że nasze miejsce nie tu, ludzie nie ci, miłość nie ta, szczęście nie te? Skąd ten pęd za nie wiadomo czym i kim? Czy to tzw. nerwowe tempo życia, pośpiech, rosnące prędkości i możliwości? Czy to raczej nasze uciekanie, zwane mądrze eskapizmem? Iluż ludziom choćby samochód służy do tego, by uciec od domu, od ludzi, od miejsc nielubianych, od nudy, od bezruchu, od spraw nieporozwiązywanych, od nieładu wokół, ale i w sobie... Ileż teraz ta cywilizacja proponuje nam form i sposobów ucieczki! Choćby mnogość znieczulaczy, jako ucieczkę przed doznaniem rzeczywistości; seks, jako ucieczkę przed miłością; włóczęgowską turystykę, jako ucieczkę od siebie, z domu i miejsc nazbyt swojskich; rodzinne seriale, by uciec przed rodziną; pogańską boskość i ezoteryczne rytuały, by uciec przed Bogiem...
Uciekamy coraz szybciej, coraz dalej, coraz częściej... może najchętniej jeszcze w kosmos, zapomnienie, pustkę i nicość, nieistnienie... Najdziwniejsze jest jednak to, że goniąc jakoby za szczęściem, uciekamy przed nim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Amerykański turysta widział kilka razy w Kalkucie jakiegoś straszliwie chudego, spalonego słońcem i zakurzonego człowieczka, siedzącego przy drodze. Uwagę zwracał jednak wyraz jego twarzy: uśmiech taki, że trudno go zobaczyć na najlepszych reklamach. Tak się cieszą dzieci, mistycy i niektórzy szaleńcy. Ów turysta zagadnął tamtego o to, czemu jest taki szczęśliwy, bo on - mający wszystko - takim być nie umie. Człowieczek uśmiechnął się i powiedział: „Sekret bycia szczęśliwym nie tkwi na zewnątrz mnie, ale we mnie. To takie proste: kiedy siedzę, to siedzę; kiedy wstaję, to wstaję; a kiedy idę, to idę...”. Turysta pomyślał, że to jednak szaleniec. Ale rzucił jeszcze: „A ja to cóż innego robię?”. Człowieczek na to: „Nie, ty kiedy siedzisz, to już wstajesz; kiedy wstajesz, to już idziesz; a kiedy idziesz, to już chcesz być tam, gdzie zdążasz... Nigdy nie jesteś tam, gdzie jesteś... A jak możesz być szczęśliwym, gdy cię nie ma w tobie samym?”.
*
Uciekanie jednak ma to do siebie, że dzieje się zwykle trochę na oślep i kiedyś może skończyć się rozbiciem, katastrofą... Albo zupełnym zagubieniem, zgubieniem jakby siebie samego, swojej tożsamości, osobowości, celu... JAKŻE ZBAWIENNE JEST WTEDY WRÓCIĆ DO SIEBIE... NAWRÓCIĆ SIĘ... I BYĆ WSZYSTKIEMU PRZYWRÓCONYM... - SOBIE, LUDZIOM, BOGU... TAKŻE SZCZĘŚCIU... „Bo szczęścia się nie ma - szczęściem się jest”.