A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody”. Inni wyznawali swoje grzechy, Jezus nie! Nie obciążały go żadne własne winy. Kiedyś zapyta faryzeuszów: „Kto z was udowodni Mi grzech? (J 8, 46). A jednak Jezus wszedł do wód Jordanu z balastem grzechów – cudzych, naszych. Tajemniczo i dla nas niepojęcie wszystkie grzechy rodzaju ludzkiego znalazły się na barkach Jezusa. Także moje i twoje. To niesamowite i dobroczynne, że bezgrzeszny Jezus nie stroni od grzeszników. Szuka ich i do nich lgnie. Za parę lat grzechy wszystkich ludzi zwalą się na Niego i boleśnie Go dotkną. Wywołają krwawy pot w Ogrójcu i zadadzą wiele ran. Ostatnia rana, zadana w bok i Serce, będzie najbardziej wymowna i otworzy strumienie miłosierdzia... Na razie, nad Jordanem, Paschalne Misterium zbawienia dzieje się realnie, ale jednocześnie jeszcze symbolicznie – przez zanurzenie się Jezusa w tej samej wodzie, co grzesznicy. Jesteśmy u zarania tego, co zapowiedział Izajasz: „Pan zwali na Niego winy nas wszystkich” (por. Iz 53, 6). Święty Paweł opisze tę rzeczywistość słowami „szalonymi” i nie do końca dającymi się pojąć: Bóg „dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5, 21).
Z kolei u św. Mateusza czytamy dziś: „(...) oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego nad Niego. A oto głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»”. To kolejna manifestacja i odsłona zbawczej woli Boga. Pełna światła, sensu. Rozstrzygająca. Tak, gdyż niebiosa zabrały głos właśnie wtedy, gdy Jezus wyraził swą solidarność z grzesznikami! Pierwszy – aprobująco – „zameldował się” Duch Boży – Duch Święty. W głosie Ojca zaś wybrzmiewa jedynie miłość i upodobanie zarówno w samym Synu, jak i w tym, co czyni On pośród ludzi i dla nich. Nie pada żadne słowo korekty! Tylko aprobata, zgoda i współdziałanie Ojca i Ducha w tym, co czyni Syn. A co my na to? Chłońmy „motywy życia i nadziei”; oto mamy powód do wielkiej radości i pokoju. Ale i do ufnej wiary, która chce współdziałać z Boskimi Osobami. Chciejmy z nową determinacją wejść do szkoły Jezusa na parę najbliższych lat Jego publicznej działalności (nauczania, cudów, znaków, składanych obietnic, ale i trudów męki...), by Mu towarzyszyć i nauczyć się Jego Ewangelii – Dobrej Nowiny...
Uradujmy się, że w naszym chrzcie św. już zaczęło się urzeczywistniać nasze zbawienie: usprawiedliwienie, oczyszczenie i dogłębna przemiana naszej skażonej natury. W Bosko-ludzkim dziele zbawienia (uszczęśliwienia nas, tu i w wieczności) jesteśmy zawsze przez Boga uprzedzani i nadobficie obdarowywani. Ale bez codziennego podejmowania Daru nic się nie wydarzy. Bo Bóg „stworzył nas bez nas, ale nie zbawi nas bez nas” (św. Augustyn). A skoro tak, to zapytajmy siebie: czy nasze zaangażowanie w zbawczą inicjatywę Boga – aktualizowaną w Kościele – jest wystarczające? Naprawdę poważne, osobiste i osobowe? Czy choć co jakiś czas płoną nasze umysły i serca, zajmując się ogniem miłości Zbawiciela? A może płoniemy zgoła z innych powodów. Jakich? Świat i czające się demony mają do zaoferowania tyle pasji, tyle bożków i kultów, tyle uwodzących „dźwięków i obrazów”; o szalonych i (o)błędnych ideologiach wolałbym nie wspominać (bo aż wstyd!). Tak. Pora znów wybrać Boga i miłować Go całym sercem, ze wszystkich sił! Czyż nie jest bowiem prawdą, że w każdym ludzkim sercu jest taka przestrzeń, w której pozostajemy radykalnie samotni i nic jej nie wypełni, tylko Bóg, Oblubieniec dusz?! W każdym ludzkim sercu jest też taki zakątek, w którym może (i powinno) być zawsze święto. Radość i pokój. Ufam, że znamy to z osobistego doświadczenia. A jeśli nie, to najwyższy czas na fundamentalne nawrócenie. Bo czas jest krótki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu