To już naprawdę ostatni etap przygotowań do Światowych Dni Młodzieży. Na plecach czuć oddech zbliżającego się wydarzenia. W Komitecie Organizacyjnym praca wre, w parafiach odbywają się spotkania informacyjne dla rodzin otwierających drzwi pielgrzymom, wolontariusze uwijają się wśród różnych posług. Nawet dzieci pierwszokomunijne, oprócz zwykłych okolicznościowych pieśni, nuciły w tym roku hymn z refrenem „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.
Niektórzy wpadają w popłoch, że tyle jeszcze do zrobienia, inni się budzą, bo chcą jakoś dołączyć, mieć choćby mały wkład. Przy całej tej pracy nie można zapomnieć o ciągłej modlitwie, prośbie do Pana, by nadchodzące święto przebiegało zgodnie z Jego wolą i myślą. To w końcu On sprawił, że Kraków stał się światową stolicą miłosierdzia. Mamy jeszcze trochę czasu, by przygotowywać nasze serca na łaski, które On sam chce przekazywać przez nas młodym pielgrzymom, a przez nich – nam.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Na tej ostatniej prostej z jeszcze większym zaangażowaniem prośmy o wstawiennictwo świętych, zwłaszcza tych, którzy wywodzą się spośród nas. W tym tygodniu szczególnym orędownikiem może być św. Brat Albert (Adam Chmielowski), którego wspominamy w piątek, 17 czerwca. Tego dnia przy jego doczesnych szczątkach, złożonych w krakowskim sanktuarium Ecce Homo św. Brata Alberta (ul. Woronicza 11), o godz. 17. Mszę św. odprawi kard. Stanisław Dziwisz.
„Biedaczyna z Krakowa”, który odszedł do Pana 100 lat temu, w Boże Narodzenie, będzie jedną z postaci, z którą zaznajomią się młodzi z całego świata, przybywając do stolicy Małopolski. Będzie im towarzyszył jako przykład realizowanego w praktyce miłosierdzia.
Ciekawy jest jednak sposób, w jaki dochodził do odczytania swego powołania ten inwalida wojenny, malarz i intelektualista. W życiorysie świętego, zamieszczonym na oficjalnej stronie ŚDM Kraków 2016, przeczytamy, m.in.: „Namalował Ecce Homo (Oto Człowiek), obraz przedstawiający ubiczowanego, ukoronowanego cierniem Jezusa. Mając 35 lat, postanowił wstąpić do nowicjatu u Jezuitów. Tam przeżył załamanie nerwowe i ojcowie wysłali go na leczenie do Zakładu dla Umysłowo Chorych. Diagnoza: lęki i depresja… Przeżywał ogromne wyrzuty sumienia i poczucie winy, a nękany myślami o wiecznym potępieniu – potępiał samego siebie. Mało jadł i nie mógł spać. W ramach umartwienia postanowił rzucić palenie, ale poczucie niskiej wartości sprawiało, że nie miał dla siebie ani litości, ani szacunku. W takim stanie przewieziono go do brata, Stanisława, do Kudryńca na Podolu. Początkowo smutny, nieobecny i milczący – zmienił się po wizycie proboszcza z Szarogrodu. W rozmowie z domownikami, ksiądz wspomniał coś o Bogu Miłosiernym: dobrym, a nie mściwym, przyjmującym ludzi takimi, jakimi są, z całą nędzą i niedoskonałościami, wybaczającym i nakazującym wybaczać”.
Jak czytamy, po rozmowie z księdzem proboszczem Adam wrócił radosny, pełen entuzjazmu, życia i weny. Zafascynował się św. Franciszkiem z Asyżu, wstąpił do Trzeciego Zakonu Tercjarskiego Franciszkanów, a po powrocie do Krakowa jego pracownia malarska przy ul. Basztowej stała się przytułkiem dla włóczęgów i bezdomnych. To był początek jego nowej drogi.