W Sądzie Rejonowym Warszawa-Mokotów rozpoczął się 27 marca br. proces w obronie dóbr osobistych Jana Kobylańskiego, prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej, byłego konsula honorowego Rzeczypospolitej Polskiej w Urugwaju. W tym miejscu trzeba wspomnieć, że do jego największych sukcesów należą m.in.: ustanowienie prawem argentyńskim Dnia Osadnika Polskiego, który to dzień obchodzony jest 8 czerwca; przyznanie i wręczenie przez Senat Republiki Argentyny stu medali reprezentantom Polonii z różnych części Ameryki Południowej; odsłonięcie pomników Jana Pawła II w Buenos Aires i w Montevideo; nadanie przez władze departamentu Maldonado jednemu z placów w Punta del Este nazwy Plac Republiki Polskiej, a później odsłonięcie na nim pomnika Fryderyka Chopina; utworzenie polskiego lobby w parlamencie argentyńskim; wybudowanie przez Fundację „Jan Kobylański” i USOPAŁ Panteonu Polaków na cmentarzu La Recoleta w Buenos Aires; wznowienie działalności organizacji polskich w Paragwaju, Urugwaju i Meksyku (wiele z nich było zapomnianych lub już zaprzestało swojej działalności); zorganizowanie setek zebrań i spotkań rozmaitych organizacji polskich w Ameryce Łacińskiej.
Jana Kobylańskiego, który odważył się krótko przed rokiem 2000 przypomnieć, że społeczność Żydów amerykańskich żąda od Polski odszkodowań w wysokości 75 miliardów dolarów, zaatakowała najpierw „Gazeta Wyborcza”, a potem kolejne pisma, nie wahając się używać słów: „bestia”, „szpieg”, „szmalcownik”, „denuncjator”, „fałszerz”, „zbrodniarz”, „bandyta”, „morderca” czy „oszust”. Przede wszystkim zaś oskarżono go o antysemityzm. Jednym słowem, zlinczowano publicznie Polaka wielokrotnie odznaczanego przez kolejne polskie rządy oraz organizacje pozarządowe, przyjmowanego przez wszystkich prezydentów III Rzeczypospolitej, Sejm i Senat. Nazwano go nie tylko sowieckim szpiegiem, ale i hitlerowskim kolaborantem, chorym na władzę demagogiem-megalomanem, postacią rodem z horroru niczym dr Jekyll. Były ambasador RP w Urugwaju, obecnie dziennikarz Polsatu Jarosław Gugała powiedział m.in.: „Taki zbrodniarz jest zdolny do każdej podłości, a więc jego ewentualne szpiegostwo nie powinno robić wrażenia”. W publiczne znieważanie i zniesławianie Jana Kobylańskiego zaangażowały się niemal wszystkie polskojęzyczne media, wypowiadali się w tym stylu politycy reprezentujący wszystkie opcje, ambasadorowie, przedstawiciele parlamentu, historycy, a nawet pisarze. Media donosiły m.in., że minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas wystąpił o ekstradycję Jana Kobylańskiego, że Instytut Pamięci Narodowej posiada już komplet informacji w sprawie rzekomego zadenuncjowania w czasie wojny żydowskiego małżeństwa przez Stanisława i Janusza Kobylańskich.
Zaangażowanie mediów w pracy nad „odkryciem mrocznych tajemnic Kobylańskiego” godne byłoby niejednej nagrody, gdyby nie oczywisty fakt, że podane do publicznej wiadomości informacje były z gruntu nieprawdziwe, a powoływanie się na nieistniejące dokumenty IPN-u było wyjątkową niegodziwością wobec tej instytucji.
Wspomniałem na początku o rozprawie sądowej, w której na ławie oskarżonych zasiadło 19 dziennikarzy, którzy z takim zapałem i niespotykaną gorliwością przez wiele lat opluwali prezesa USOPAŁ-u Jana Kobylańskiego. Byli wśród nich m.in.: Mikołaj Lizut, Adam Michnik, Jarosław Gugała, Jerzy Morawski, Grzegorz Gauden, Daniel Passent, Jerzy Baczyński, Tomasz Wróblewski i Jerzy Wójcik. Przyszła do sądu również grupa osób przekonanych o niewinności Jana Kobylańskiego, w tym wielu prawicowych dziennikarzy oraz parlamentarzystów. Proces początkowo utajniono, ale po protestach pełnomocnika Jana Kobylańskiego - Andrzeja Lew-Mirskiego publiczność wpuszczono na salę, a następnie znowu go utajniono. Po odczytaniu aktu oskarżenia, a następnie uzasadnienia oskarżeni wnieśli o zakończenie rozprawy, by mogli zapoznać się z aktem oskarżenia. „Zapomnieli”, co pisali. Sąd przychylił się do wniosku i wyznaczył kolejny termin rozprawy na 8 maja o godz. 9.00 w sali nr 427.
Jak ten proces się zakończy, dowie się cała Polska. Czy jednak dowiemy się prawdy? Stawiam to pytanie w obliczu najnowszych badań, w których ponad 40 proc. Polaków źle oceniło aparat sprawiedliwości, uważając, że jest on skorumpowany. Może jest to ocena krzywdząca dla większości sędziów i prokuratorów, ale tego głosu opinii publicznej nie tylko nie wolno lekceważyć, lecz trzeba go potraktować jako dzwon alarmowy. Zapewne na ten sondaż miały wpływ wydarzenia związane z uprowadzeniem i morderstwem Krzysztofa Olewnika, a także fakty z ostatnich dni: sądy wypuściły z aresztu dwóch psychopatów znęcających się nad żonami. Jeden po uwolnieniu zamordował szwagierkę i jej partnera, którzy nie podali mu miejsca ukrywania się żony. Drugi spełnił uprzednią groźbę i zabił małżonkę. I kolejny fakt: sąd odmówił aresztowania pedofila, który po wyjściu z więzienia terroryzował ofiarę gwałtu i jego rodzinę. Wielu zbulwersowała również sprawa umorzenia śledztwa w sprawie nielegalnego finansowania kampanii wyborczej posła Janusza Palikota, ponieważ - to słowa pani prokurator: - „sprawa jest za trudna do wyjaśnienia”. A rzecz jest prosta jak drut: wystarczyłoby wezwać owych studentów i emerytów, którzy powpłacali na Palikota po 20 tys. zł, i zapytać, skąd mieli pieniądze. Jeśli zarobili je uczciwie, odnotował to urząd skarbowy - a jeśli nie, to powinni ponieść konsekwencje wykroczenia skarbowego. I wracając do procesu Jana Kobylańskiego, również, a może szczególnie w tym przypadku, Polacy będą mogli sprawdzić, czy do sądu przychodzi się jedynie po wyrok, czy jednak po sprawiedliwość.
Dzieląc się tą refleksją, głęboko wierzę, że świętowanie Zmartwychwstania Pana wleje w nasze serca potrzebę życia Prawdą. Obyśmy jako Polacy, rodzina Jana Pawła II, pamiętali zawsze, aby kierować się w swoim postępowaniu Prawdą, która jest najważniejszą wartością. I pamiętali, że istnieje tylko jedna Prawda. (2 kwietnia 2009).
Pomóż w rozwoju naszego portalu