Reklama

Lustracja: czy i jaka ma być?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Powoli zdaje się wygasać gorączkowa narodowa debata nad zjawiskiem lustracji. Kto wie jednak, czy niebawem nie rozpali się na nowo. Medialny hałas ostatnich dwu tygodni, nakierowany na sprawę lustracji w Kościele, nie pozostał jednak bez echa. Wręcz przeciwnie, położył się dość sporą warstwą niepokoju i wątpliwości na świadomości wielu autentycznych katolików, ale i tych członków Kościoła w Polsce, których więzy łączności z nim do idealnych nie należą. To oni przede wszystkim nie dosłyszeli albo powierzchownie potraktowali wypowiedzi księży biskupów polskich (list), ale i odgłosy pochodzące z kół kościelnych Włoch, precyzyjnie ujmujących zaistniałą sytuację w Kościele polskim po dramatycznej sprawie ingresu na stolicę arcybiskupią w Warszawie.
Wydaje się więc, że ciągle jeszcze istnieje potrzeba doprecyzowania niektórych elementów sprawy lustracji w Kościele, które albo zostały przemilczane, albo niedopowiedziane w gorączce dyskusji medialnej ostatnich tygodni.

Historyczne korzenie lustracji

Reklama

Lustracja to zjawisko historycznie stosunkowo nowe i ściśle związane z dziejami politycznego wywiadu. Sprawą historyków jest dokładnie określić dzieje jego powstania i wyrastania aż do rangi współczesnej którejś tam siły w funkcjonowaniu państw w ich wymiarze przede wszystkim politycznym, ale i gospodarczym. Dla przeciętnego znawcy historii kontury dziejów wywiadu oraz infiltracji rządzących w życie innych państw wybitnie się nasiliły. I tu dzieje naszego Narodu stanowią dość wyrazisty przykład w dziejach wywiadu i związanej z nim wewnętrznej penetracji obywateli.
Można bez przesady powiedzieć, że te właśnie penetracje stanowiły jeden z ważnych współczynników ostatecznego upadku Polski i pogrążenia się jej na długie lata w mrokach nigdy niezaakceptowanej przez Naród Polski koszmarnej niewoli. A do monstrualnych rozmiarów i jedno, i drugie doszło w okresie ostatniej wojny, a konkretnie niemieckiej i zwłaszcza rosyjsko-bolszewickiej okupacji. Polacy w swojej narodowej masie brzydzili się i wychodzili obronną ręką z próby zastawianej na nich pułapki agenturalności. Były oczywiście niechlubne, różnie uwarunkowane wyjątki. Ale ogół Narodu żywił głęboką odrazę do roli agentów tak w dobie pierwszej - hitlerowskiej okupacji, jak i drugiej - rosyjsko-komunistycznej niewoli.
W pierwszej okupacji od razu przybrało to radykalną postać likwidacji przez Państwo Podziemne zweryfikowanych jako takich i osądzonych konfidentów gestapo. W drugim wypadku - przez prawie pół wieku Naród ulegał nawale kolosa rosyjskiego komunizmu, nie bez udziału ludzi spośród Narodu, którzy nie tylko skapitulowali wobec imperialnej przemocy skomunizowanej Rosji, ale przykładali rękę do jego zniewolenia. Cały Naród był przedmiotem nieprzebierających w środkach zabiegów, zmierzających do narzucenia mu obcej ideologicznie i etnicznie obłędnej ideologii. Zamknięto mu usta, sklecono znienawidzoną przez niego, opartą na przemocy wszechwładnego imperium komunistycznego, strukturę państwową. Główny człon oporu, a zarazem wierny Polsce i Polakom wał ochronny przed nawałą przeżartego do cna nienawiścią Boga komunistycznego imperium zła, stanowił Kościół.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kościół - główne zagrożenie importowanych reżimów komunistycznych

Nastawienie z gruntu wrogie wobec Kościoła ze strony komunistycznego totalitaryzmu po zakończonej wojnie objęło cały rejon Europy wschodniej. Walka z „przesądem religijnym” stała się jednym z priorytetów w krajach „wyzwolonych” przez niezwyciężoną Armię Czerwoną, przybierając postać różnorodnych represji. Ich celem było pozbawienie instytucji kościelnych jakichkolwiek elementów niezależności i poddanie ich całkowicie woli i kaprysom panujących nowych reżimów. Przykład Węgier, Czechosłowacji, Jugosławii, Rumunii i Bułgarii to klasyczne przypadki tej eksterminacyjnej taktyki. Stanowiło to wszystko logiczną konsekwencję ideologicznej struktury tryumfującego komunizmu. Człowiek w tej strukturze miał być bezwolnym ogniwem społeczności kierowanej w sposób absolutny przez wszechwładną partię, od której był całkowicie uzależniony. Obce było temu nieludzkiemu systemowi pojęcie człowieka jako wolnej osoby ludzkiej z jego prawami. Wola partii była wyznacznikiem miejsca człowieka w społeczeństwie i zakresu praw, ale nade wszystko obowiązków, jakie mu partia wyznaczała. Przy takim rozumieniu istoty ludzkiej Kościół jako wspólnota świadomych i wolnych osób z jego istotną orientacją transcendentną mógł być i faktycznie był uważany za element nie tylko obcy, ale i krańcowo szkodliwy, który należało za wszelką cenę wyeliminować ze świadomości ludzi znajdujących się w orbicie komunistycznego panowania. Wspomniane co dopiero Kościoły Europy Wschodniej dość prędko padły ofiarą wyniszczającego programu i uległy w poważnym stopniu komunistycznemu zniewoleniu. Kościół w Polsce był tu wyjątkiem.

Kościół polski w starciu z totalitarnym reżimem

Po pierwszych latach podejmowanych w tym celu drastycznych wysiłków, niepozbawionych pewnych osiągnięć, Kościół w Polsce szybko się otrząsnął - nie bez udziału wielkich jego postaci, ale i sprzyjających wydarzeń historycznych. Stanowił tym samym dla tych ciągle istniejących zakusów niepokonalną przeszkodę. Ostatecznie Kościół w komunistycznej Polsce został sobą. Ale reżim ziejący nienawiścią nie zaprzestał wrogich wobec niego zabiegów.
Jednym z nich było oplątanie go, jak zresztą całego Narodu, pajęczyną wyrafinowanej inwigilacji, nie rezygnując z terroru, szantażu, kupczenia, prymitywnych gróźb i oczywiście kłamstw. I tak rodziła się zmora nękająca Kościół - nieprzebierająca w środkach, nasycona nienawiścią inwigilacja całego niepokornego społeczeństwa, a w tym przede wszystkim Kościoła. W prowadzonej na różne sposoby akcji bezustannego nękania sięgnięto po wypróbowany w czasie zaborów zabieg wszechobecnego szpiclowania. Dla nienawidzącego Kościół reżimu nie do zniesienia było istnienie regionów życia narodowego niespenetrowanych, a w konsekwencji niezniewolonych. A taką cząstką Narodu pozostał Kościół. Mimo nagminnego stosowania różnorodnych szykan i bolesnych ograniczeń pozostawał on sobą, a więc oazą wolności i rzecznikiem pokrzywdzonych i uciśnionych, oparciem dla wolnościowych poczynań narodowych. Takiej roli w sytuacji uciemiężonego i niezłomnego Narodu komunistyczny reżim polski, pilnie obserwowany i dyrygowany z zewnątrz, nie chciał i nie mógł Kościołowi wybaczyć, a dysponował potwornymi środkami nacisku i zniewalania.
Kościół więc, scementowany autorytetem Prymasa Tysiąclecia, ale nade wszystko otaczającego go wiernie Episkopatu, przez ćwierć wieku objęty czujnym spojrzeniem i sercem miłującym swój Naród Papieża Polaka, trzeba było próbować nadwerężyć od środka. Czyniono to posuwaną do granic absurdu inwigilacją oraz kaptowaniem do współpracy słabych albo znajdujących się w skomplikowanej sytuacji życiowej duchownych. I tak doszła do pełni rozkwitu instytucja, jaką był pogardzany i znienawidzony przez Naród Urząd Bezpieczeństwa. Dziś już z całą oczywistością wiadomo, że podjęcie się takiej roli było złem, zdradą Kościoła i sprawy narodowej, ale większą jeszcze zbrodnią był werbunek i jego sposoby, stosowane przez tych, którzy do tego prowadzili, mało - zawodowo się tym trudnili.
W tym miejscu istnieje paląca potrzeba rozróżnień, krytycznej analizy sposobów i zakresu werbunku oraz stopnia jego skuteczności. A więc naprzód sprawa werbunku osób duchownych. Związany on był przede wszystkim z konfliktami z prawem albo moralnością. Nieodłącznym elementem w tych wypadkach był szantaż konsekwencjami, jakie z tych dwu ewentualności w rzeczywistości albo pozornie wynikały. Do tego dochodził stosowany na różne sposoby i z różnym natężeniem terror i natarczywość urzędowych przedstawicieli aparatu nacisku. Innym wreszcie typem procesu werbowania ewentualnych agentów czy tzw. osobowych źródeł informacji było mamienie profitami, jakie można było zyskać za cenę zgody na działalność agenturalną. Mogła to być perspektywa wyjazdu za granicę, kiedy indziej nęcenie podarkami czy wreszcie ofiarowanymi pieniędzmi.
Istotnym zagadnieniem była sprawa zgody. Najbardziej klarowna była zgoda wyrażona w formie osobistej i podpisanej deklaracji. Kiedy indziej był to tylko podpis pod podsuniętą pisemną formułą zobowiązania czy zgody na współpracę werbowanego. Było jednak, i to często, że werbowany zgadzał się na kontakty z prowadzącym werbunek mniej lub bardziej świadomy, że traktowany był jako de facto zwerbowany. Najgorzej, oczywiście, rzecz wyglądała wtedy, gdy ktoś wyraźnym podpisem zgadzał się na realną współpracę, i to ze względu na wywierany na niego szantaż albo konkretnie osiągane profity.
Pozostaje jeden jeszcze współczynnik werbowania, a mianowicie nakładanie na werbowanego zadań i stopień ich realizacji, a także związany z tym zakres wyrządzanej krzywdy wobec jednostek, grup społecznych czy środowisk zawodowych. Wyraźny koloryt winy moralnej ma ten ostatni aspekt ewentualnego zwerbowania. Jest to wymiar, który z racji realizowania werbunku będzie dla rehabilitacji moralnej wymagał ewentualnie i materialnej rekompensaty.
Fundamentalnym elementem werbunku, a zarazem i lustracji, jest dokumentacja tego pierwszego. Jak powszechnie wiadomo, główny człon tej dokumentacji stanowią sławetne „teczki”, znajdujące się w IPN. Trudno dzisiaj dociec, ilu duchownych samorzutnie przyznało się wobec swoich zwierzchników do zwerbowania i zakresu związanej z tym działalności wywiadowczej. Na obecnym jednak etapie „teczki” wysuwają się na pierwszy plan. A czym one są? Stanowią je mikrofilmy dokumentów zaginionych, spisanych przez personel werbujący, działający pod określonym kątem - najczęściej sprawozdań do władz nadrzędnych Urzędu Bezpieczeństwa, nie bez intencji awansu i korzyści werbujących. Już więc zniszczoną pierwotną dokumentację trudno zaliczyć do klasycznej obiektywnej dokumentacji. Ponadto i ta dokumentacja nie jest dotąd wyczerpująco kompletna, pozostaje jeszcze do przebadania wręcz ogrom tego, co może znajdować się w tym morzu nieprzebadanych dokumentów, które często są szczątkami tych pierwotnych dokumentów, mocno i wielokrotnie przefiltrowanych. Trzeba mistrzowskiej wszechstronnej pracy wykwalifikowanych historyków, aby z tego, co zostało, wydobyć ziarna obiektywnej prawdy. Odrębnym przypadkiem jest osobiste przyznanie się do zwerbowania i faktycznej działalności zwerbowanego.
Już wyliczone wyżej elementy werbunku duchownego ukazują, jak trudno dojść do pewności zwerbowania i aktywności zwerbowanego. A jednak Kościół w wydanym komunikacie do wiernych z 12 stycznia 2007 r. poczuł się odpowiedzialny za postulowaną niekiedy z przesadnym hałasem medialnym sprawę lustracji duchownych i określił zasady jej przeprowadzenia. Powiedziano w nim otwarcie to, na co przede wszystkim oczekiwano, a więc wyrażano zdecydowaną gotowość otwarcia się na szczerą i obiektywną prawdę o werbunku duchownych i konieczności racjonalnej lustracji tych, którzy temu werbunkowi ulegli. Stwierdza się więc dosłownie, że „Kościół nie boi się prawdy, nawet jeżeli jest to prawda trudna i zawstydzająca, a dochodzenie do niej jest trudne i bolesne”. Kościół zatem nie ma w tej materii nic do ukrywania i wszystko będzie ujawnione - to pierwsze. Ale za tym idzie drugie, nasycone roztropnością stwierdzenie, że trzeba dokonać rzetelnej, choć bolesnej kwerendy, bez której to pierwsze jest rozumnie niewykonalne. Jest rzeczą dziwną, że niektóre środowiska katolickie nie dosłyszały tej fundamentalnej tezy w słuchanym liście księży biskupów. I nie dosłyszały także drugiego uzupełniającego ją stwierdzenia: „Chcemy jako wasi pasterze kontynuować trwające już prace nad pełnym sprawdzeniem akt zgromadzonych w IPN, dotyczących nas samych i wszystkich duchownych” (podkr. - S. N.). Czy można i trzeba było powiedzieć więcej? A jednak powiedziano we wspomnianym liście, żeby dzień Popielca uczynić dniem pokuty, skruchy i błagania o Boże miłosierdzie. To jeszcze jedno uroczyste przyznanie się do winy. Ale w liście jest jeszcze jeden ewangeliczny motyw. Stanowi go przypomnienie, że chrześcijaństwo jest religią miłosierdzia i przebaczenia, jako konsekwencja autentycznego przyznania się do winy, skruchy, woli poprawy i zadośćuczynienia. Taki był styl praktykowany przez Chrystusa i Kościół nie ma innej drogi i innego sposobu działania. Jego konsekwencją jest powrót do wspólnoty Kościoła, a w niej do miłości i odbudowanego braterstwa w Chrystusie.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Najważniejsza świątynia świata

2025-11-04 13:44

Niedziela Ogólnopolska 45/2025, str. 20

[ TEMATY ]

homilia

Liturgia Tygodnia

Rembrandt – Wypędzenie przekupniów z świątyń

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout.

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout. W czasach napiętych terminarzy czy nadużywania social mediów, które trzymają nas w napięciu, a potem pozostawiają w stanie zbliżonym do stuporu lub depresji, to normalne. Bardzo potrzebujemy „świętego spokoju”. Nie zawsze jednak jest on ideałem ewangelicznym. Jeśli chcę zachować dobrostan, nie mogę odwracać głowy od ludzkiej krzywdy, która dzieje się na moich oczach. Nie wolno mi nie reagować, nawet wzburzeniem, gdy trzeba kogoś ostrzec przed niebezpieczeństwem, obronić przed agresorem czy zaangażować się w schwytanie złoczyńcy. Nie mogę wtedy powiedzieć: „to nie moja sprawa”, „od tego są inni”albo „co mnie to obchodzi”. To tchórzostwo. Tak rozumiany „święty spokój” jest nieprawością albo tolerancją zła. Jak mógłbym przymykać oko, gdyby ktoś popychał bliźniego na drogę upadku. Czy jest godziwe nieodezwanie się przy stole – dla zachowania pozytywnych wibracji – kiedy trzeba bronić ludzkiej i Bożej prawdy? Czy milczenie w sytuacji kpiny z dobra, altruizmu czy świętości jest godne chrześcijanina? Czy kumplowskie poklepywanie po ramieniu w imię „przyjaźni”, kiedy trzeba koledze zwrócić uwagę, upomnieć go lub nawet nim wstrząsnąć, uznamy za cnotę? Nawet kłótnia może być święta! Wszak istnieje święte wzburzenie. Jan Paweł II krzyczał do nas wniebogłosy, upominając się o świętość małżeństwa i rodziny oraz o ewangeliczne wychowanie potomstwa. Współczesna tresura, nakazująca tolerancję wszystkiego, wymaga sprzeciwu, czasem nawet konieczności narażenia się grupom uważającym się za wyrocznię. Jezus powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię (Łk 12, 49). To też Ewangelia. Myślę, że zdrowej niezgody na niecne postępki, zwłaszcza te wykonywane pod płaszczykiem „zbożnych” czynności czy „szczytnych celów”, uczy nas dzisiaj Mistrz z Nazaretu. Primum: zauważyć ten proces czający się we mnie. Secundum: być krytycznym wobec świata. W dzisiejszej Ewangelii Zbawiciel jest naprawdę zdenerwowany, widząc, co zrobiono z domem Jego Ojca. Nie używa gładkich słów i dyplomatycznych gestów. Zagrożona jest bowiem wielka wartość. Najważniejsza świątynia świata miała za cel ukazanie Oblicza Boga prawdziwego i przygotowanie do objawiania jeszcze wspanialszej świątyni, dosłownej obecności Boga wśród ludzi – Syna Bożego. Na skutek ludzkich kalkulacji stała się ona niemal jaskinią zbójców, po łacinie: spelunca latronum. Dlatego reakcja Syna Bożego musiała być aż tak radykalna. Jezusowy gest mówi: w tym miejscu absolutnie nie o to chodzi! „Świątynia to miejsce składania ofiar miłych Bogu. Pan Jezus złożył swojemu Przedwiecznemu Ojcu ofiarę miłości z samego siebie. Ta Jego miłość, w której wytrwał nawet w godzinie największej udręki, ogarnia nas wszystkich, poprzez kolejne pokolenia i każdego poszczególnie, kto się do Niego przybliża” (o. Jacek Salij). O to chodzi w autentycznym kulcie świątynnym.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV u benedyktynów na Awentynie

2025-11-10 09:52

[ TEMATY ]

benedyktyni

Leon XIV

Włodzimierz Rędzioch

Opactwo i kościół św. Anzelma na Awentynie w Rzymie

Opactwo i kościół św. Anzelma na Awentynie w Rzymie

Awentyn to jedno z siedmiu wzgórz, na których założono Rzym – jest położone najbardziej na południe i odizolowane. Ma strome zbocza, które schodzą do Tybru. Na jego szczycie znajdują się dziś historyczne świątynie tak jak bazylika św. Sabiny, bazylika świętych Bonifacego i Aleksego oraz kościół św. Anzelma. Katolikom na całym świecie znany jest właśnie kościół sant’Anselmo, bo tutaj od 1962 roku papieże rozpoczynają procesję popielcową - wraz z kardynałami, biskupami oraz mnichami benedyktyńskimi i dominikańskimi, prowadzą procesję, która kończy się w kościele Santa Sabina.

Najnowasza historia tego kościoła związana jest z Leonem XIII - w 1888 roku papież powierzył arcybiskupowi Katanii, benedyktynowi Giuseppe Benedetto Dusmetowi, zadanie ponownego otwarcia zabytkowego kolegium Sant'Anselmo (św. Anzelma). Architektem budowli był pierwszy opat prymas, Ildebrando De Hemptinne, a budowę powierzono słynnemu wówczas architektowi Francesco Vespignaniemu. Nowy kościół Sant'Anselmo został ukończony i konsekrowany 11 listopada 1900 roku, dokładnie 125 lat temu, ale Papież, wówczas „więzień Watykanu” nie mógł w uczestniczyć w tej ceremonii.
CZYTAJ DALEJ

Komu służy konflikt pomiędzy PiS i Konfederacją? Badanie Centrum Analiz Wyborczych

2025-11-10 14:51

[ TEMATY ]

konflikt

badanie

Centrum Analiz Wyborczych

notowania

sondaże

Adobe Stock

Jesienne badanie Centrum Analiz Wyborczych

Jesienne badanie Centrum Analiz Wyborczych

Prof. Grzegorz Górski wraz ze specjalistami z Centrum Analiz Wyborczych wykonał na koniec października analizę sondaży politycznych. Na tej podstawie przygotowano predykcję (czyli przewidywanie) podziału mandatów, jeśliby wybory miały się odbyć na początku listopada. Publikujemy wyniki badań wraz z omówieniem.  

Październik przyniósł kilka interesujących zmian w potencjalnych rozkładach sił głównych ugrupowań politycznych. Wydawało się jeszcze w sierpniu, iż właśnie październik - listopad przyniosą załamanie pozycji PO/KO. Wskazywały na to pogarszające się systematycznie notowania rządu i osobiście Donalda Tuska, jak również ruina jego głównego koalicjanta - partii Trzeciej Drogi. Tempo utraty popularności przez koalicję 13 grudnia było imponujące.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję