Reklama

Z Maryją w godną przyszłość

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

...chociaż leżysz na schodach i widzisz tyle co martwa mrówka / (...) ani nam witać się ani żegnać na archipelagach/ a ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę (Zbigniew Herbert, Tren Fortynbrasa).

Wojowanie mediami

Reklama

Polski hamletyzm trwa. Ciągle niezdecydowany polski Hamlet, jak to nazwał Jacek Trznadel, nie może zdecydować się, w którą stronę ma zmierzać. Boi się zabić Klaudiusza i nie chce wziąć w ręce przyszłości. Jest tylko jedna różnica - polski Klaudiusz, ojcobójca narodowego dziedzictwa, umacnia się coraz bardziej. Nie lęka się, jak się zdaje, śmierci z ręki zdesperowanego, acz niezdecydowanego Hamleta, nie pragnie też jego śmierci. Polski Klaudiusz pragnie utrzymać stan niezdecydowania. Zatem wszystkie wysiłki kieruje w stronę pogłębienia hamletowskiego dylematu - być albo nie być. Wmawia, że odpowiedź na pytanie jest niemożliwa.
Nie wojuje mieczem, bo to przestarzała broń, ale mediami. Wie, że im bardziej uda się pognębić polskie dylematy, tym bardziej bezkarny będzie on sam.
Współczesny polski Klaudiusz nie ma żadnych zahamowań moralnych i obyczajowych. Nie przeszkadza mu, że mimo iż naznaczony jak Kain piętnem ojcobójczego czynu zabija polską tradycję, marnuje polski majątek. Nie lęka się, że jego potomkowie, niegdysiejsi ministrowie stają dziś przed sądem nie tylko w Polsce, ale - jak to ma miejsce w przypadku byłego ministra finansów - także we Francji, nie wstydzi się, że niszczył wszystko, także polski sport, w którym ujawnia się iście mafijna struktura. Nie, nie lęka się nikogo ani niczego, skoro przestał się bać Boga! Brnie z pewnością nieskazitelnego nauczyciela narodu i znajduje, niestety, zwolenników.
Wydaje się, że obecną polską sytuację syntetycznie i mądrze ujął mało znany poeta, autor tekstów piosenek - Krzysztof Cezary Buszman, kiedy napisał:
Bez wiary i marzeń / Biegniemy donikąd/ Zabili nas kpiarze / Szyderczą krytyką / Bo skąd mogli wiedzieć / Ci ludzie bez cienia / Że zbrodnią największą / Jest zabić marzenia.
Nieszczęściem polskiego dziennikarstwa jest smutna konstatacja, że do grona owych „niszczycieli marzeń” dołączają tygodniki do niedawna jeszcze uważane za szacowne i umiarkowane w opiniach, a przede wszystkim, tak się zdawało, odpowiedzialne za słowo.
Patrząc na wakacyjne numery kilku tytułów, z przykrością stwierdzam, że to już przeszłość. Okładki kuszą wielkimi tytułami sensacji, a także, niestety, przemocy i erotyki. Socjotechnika i walka o czytelnika wzięła górę nad potęgą smaku. I dotknęliśmy dna, kiedy ukazała się denuncjacja o rzekomej współpracy ze służbami bezpieczeństwa poety, któremu system odebrał szansę na Nobla, a teraz, osiem lat po śmierci, próbuje zabić jego poezję, tak przecież aktualną, kochaną przez ludzi, jak chociażby wiersz, którego fragment widnieje na wstępie tego tekstu. Warto pomyśleć nad słowem „książę”. To myślowy skrót, który dla wielu jest chyba czytelny i przenosi nas do miejsca we Francji, skąd płynęły jedynie słuszne dyrektywy co do pozycji Polski w świecie.
Innym niebezpieczeństwem jest notoryczne wyśmiewanie Polski i rządu. Nie, nie chodzi o zdrową krytykę. Wszystko, co czynią przedstawiciele wybrani w demokratycznych wyborach, jest złe. Wymyślono nawet słowo wytrych, jak by powiedział sarkastyczny Wańkowicz, które brzmi - „wizerunek Polski”.
Okazuje się, że wszystko, co robią polscy politycy, zagraża wizerunkowi Polski, trąci homofobią, antysemityzmem i nacjonalizmem. I nie ma się tak bardzo co dziwić owym ubolewaniom. Ludzie, którzy nauczyli się być papugą Europy, nie znają już słów wolność, niezależność, honor, godność. Skoro zatem ta ostatnia odradza się jak feniks z popiołów, trzeba zrobić wszystko, by ją zniszczyć.

Czy jesteśmy bezbronni?

Reklama

Niedawno przeżywaliśmy uroczystości ponowienia Jasnogórskich Ślubów Narodu. Żywy kult Matki Najświętszej to wielki dar Opatrzności, dany naszemu pokoleniu. W tym upatruję siłę i nadzieję. My, starsi księża, pamiętamy, że czasy powojenne były bardzo trudne. Odzyskana wolność budziła nadzieję, entuzjazm, ludzie pozbywszy się lęku wobec okupantów, chcieli korzystać z uroków życia i, niestety, zeszli na drogi zachowań niemoralnych. Episkopat Polski, już ściskany ograniczeniami, zaproponował przeprowadzenie misji parafialnych i dokonanie Aktu Oddania Narodu Sercu Pana Jezusa. Potem przyszedł program maryjny: Nowenna, czyli dziewięć lat przed Tysiącleciem Chrztu. Był to opatrznościowy krok, który przywrócił ład moralny i poczucie godności, która tak bardzo była potrzebna w sytuacji nowego zniewolenia ze strony ateistycznego totalitaryzmu.
Maryja i dziś jest w stanie pomóc, pragnie nam podpowiedzieć i wskazać drogi życia - nie śmierci, drogi rozwoju - nie rozkładu i upadku. Pierwszą i podstawową drogą, jak sądzę, jest głębsze uświadomienie sobie prawdy o godności chrześcijanina. To wielkie wyróżnienie powinno nas mobilizować do pewnych postaw, którymi wyrazimy naszą milczącą dezaprobatę wobec tego, co dzieje się z dziedzictwem chrześcijańskiego narodu.
Nie możemy karmić się treściami, które godzą w chrześcijańskie życie. Nie możemy nie reagować i godzić się na sytuację, która miała miejsce 13 sierpnia. Oto w tym dniu, kiedy tylu pątników zmierzało na Jasną Górę, w Warszawie próbowano zorganizować koncert satanistycznych zespołów, i to w klubach renomowanych uczelni. Z pewnym niepokojem słuchałem słów dyrektora jednego z klubów, który bez skrępowania przyznał, że jest katolikiem, ale nie widzi nic niewłaściwego w przyzwoleniu na taką imprezę, bo to przecież fakt kulturowy.
Musimy widzieć niewłaściwość nie tylko samego satanistycznego koncertu, ale i czasu, w którym się go organizuje. Zatem - trzeba w poczuciu odpowiedzialności reagować na niemoralne tytuły i niemoralne programy w telewizji, w prasie, wokół nas.
Odważnie mówić o kłamstwie, którym chce się nas karmić i przez które pragnie się zmiękczyć nasz moralny kościec.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Karmić się zdrowym chlebem prawdy

Negacja zła jest początkiem drogi, potem powinien pójść czyn pozytywny i modlitwa. Słowem najbardziej pożywnym jest słowo Pana - Pismo Święte. Może czas po wielkim jasnogórskim świętowaniu jest dobrym momentem refleksji nad tą prawdą.
Przepięknie o wartości słowa Bożego napisał nieznany autor mało dziś czytanego dziełka ascetycznego Opowieści pielgrzyma. Oto prosty ruski chłop postanawia szukać prawdy o drogach zbawienia i osobistego doskonalenia. W swej długiej drodze-pielgrzymce spotyka różnych ludzi. Także oficera, który takie oto daje świadectwo o sile Bożego słowa. Przez lata był uzależniony od alkoholu, ten nałóg spowodował, że zdegradowano go do najniższego stopnia i - mimo podejmowanych prób - nie potrafił zerwać z nałogiem. Groziło mu wyrzucenie ze służby. I wtedy spotkał mnicha, który widząc jego smutek i dowiedziawszy się o przyczynach, zalecił mu, aby kiedy pojawi się pokusa, przeczytał jeden rozdział Ewangelii. Żołnierz przyjął to sceptycznie - ale oddajmy głos jemu samemu: „Nie pamiętam, czy coś temu mnichowi dałem, dość, że wziąłem od niego te Ewangelie, włożyłem do kuferka razem z innymi rzeczami i zapomniałem o tym. Po pewnym czasie strasznie zachciało mi się wypić wina, jak najszybciej otworzyłem kuferek, by wyjąć pieniądze i pędzić do karczmy. Pierwsze, co mi wpadło w oczy, to były Ewangelie. Otworzyłem więc i zacząłem od początku czytać pierwszy rozdział św. Mateusza. Przeczytałem go do końca i właśnie... niczego nie zrozumiałem. Przeczytałem drugi raz i zrozumiałem więcej. W koszarach zabrzmiał głos dzwonka: wszyscy na swoje miejsca. Nie mogłem już teraz wyjść za bramę i w ten sposób wytrwałem.
Wstawszy z rana i mając zamiar iść po wino, pomyślałem: przeczytam rozdział Ewangelii. I co się stało? Przeczytałem i nie poszedłem. (...) Im dalej, tym szło łatwiej, a w końcu gdy skończyłem czterech Ewangelistów, chęć picia całkiem mi przeszła, zacząłem do tego odczuwać obrzydzenie. W ten sposób od dwudziestu lat napojów alkoholowych nie używam”.
Trzeba uwzględnić czas powstania tego dzieła, ale nie zmienia to prawdy o zbawiennym wpływie codziennej lektury słowa Bożego na życie chrześcijanina. Maryja zdaje się wskazywać nam, Polakom, na tę księgę i prosić, byśmy ją otworzyli - bo przyznajmy w szczerości, że polski katolicyzm to w dużej części ludzie zamkniętej księgi.
Warto może przytoczyć w tym miejscu fragment życiorysu św. Maksymiliana Marii Kolbego. Po zorganizowaniu klasztoru w Niepokalanowie o. Maksymilian, jak wiemy, skierowany został do pracy w Japonii. Tam już po trzech miesiącach zaczął wydawać w języku japońskim Rycerza. Pierwszy listopadowy numer wyszedł w nakładzie 18 tys. egzemplarzy, w grudniu nakład zwiększył się do 25 tys.
W samym Niepokalanowie Rycerz Niepokalanej i Mały Rycerzyk miały łączny nakład 221 tys. egzemplarzy.
Warto te fakty przypomnieć. Wydaje się, że istnieje pilna potrzeba akcentowania prawdy, że bez lektury Pisma Świętego, bez stale pogłębianej wiedzy droga do pogłębiania wiary będzie niemożliwa. Znakiem miłości Kościoła jest także zainteresowanie jego życiem, a o tym obszernie piszą katolickie tygodniki czy mówi katolickie radio - i to właśnie staje się dziś nakazem chwili. Być może trzeba będzie ogłosić kolejny rok duszpasterskim rokiem promowania katolickich mediów, ale jak przekonać konkretnego człowieka do lektury tygodnika czy dziennika katolickiego? Myślę, że pomocne tu może być Radio Maryja przez budzenie zainteresowania katolicką książką i prasą. Po trosze pomaga też katolicki program w TV oraz TV Trwam poprzez swoją księgarską witrynę, a także KAI przez swój biuletyn i okno internetowe.
Każdy z nas ostatecznie musi sam odbyć pielgrzymkę do samego siebie i napisać własną opowieść pielgrzyma. Jakimi drogami zmierzam do spełnienia swojego życia, jaki pokarm daje mi siły? A może bywa czasem i tak, że karmię się pokarmem, który zabija we mnie życie dziecka Bożego?
Stare amerykańskie przysłowie mówi: Bóg daje nam pokarm, ale go już nie gotuje.

Z nadzieją spojrzeć na młodych

Smutne wydarzenia ujawniające nasze wewnętrzne ludzkie i duchowe słabości domagają się zdecydowanej odpowiedzi życiem pełniej ludzkim, bardziej autentycznym i chrześcijańskim. To nieprawda, że wszyscy w życiu się zhańbili, nie jest też prawdą, że człowiek, który w pewnym okresie życia poszedł na manowce (współpracy, którą wtedy uważał za roztropność lub konieczność) - nawet w pełni świadomości krzywdził innych, znieważał i obrażał Boga - nie będzie w stanie już nigdy odrodzić się i odmienić. Nauczanie i życie Jezusa zaprzecza temu pesymizmowi, zaprzeczają wielcy święci - konwertyci, zaprzeczają męczennicy, którzy trwali i wytrwali w oporze wobec władców w różnych epokach, którzy mężnie opierają się i dziś, pragnąc zachować wierność sobie, swemu sumieniu, pielęgnują światło, które od wewnątrz ich rozświetla (jest takie światło! I jest Ktoś, kto je zapalił!).
Wydaje się, że dzisiaj, w czasach szacunku do człowieka - jednostki, ważną sprawą jest pomóc konkretnej osobie obudzić w sobie i pielęgnować wrażliwość na prawdę i dobro. To dlatego najwybitniejsi myśliciele naszych czasów mówią o szacunku do człowieka - osoby. Personalizm to przecież uznanie godności osoby, to inwestowanie w osobę, to wysiłek, aby ludzie odkrywali swą niezwykłą godność, jako że są stworzeni na obraz Boży, są wezwani, aby odnaleźć się jako umiłowane dzieci Boga Ojca.
Jan Paweł II często nawoływał ludzi do pracy nad sobą, zachęcał do stałej formacji (to coś zasadniczo różnego niż jednorazowy zryw, nawet bohaterski), ale przypominał, że człowiek nie może być przedmiotem, powinien być podmiotem w oddziaływaniu wzajemnym. Szczególnie dobrze widać myśl papieską w Liście do młodych, który sługa Boży Jan Paweł II napisał w 1985 r. odręcznie, opierając go na rozmowie Jezusa z młodym człowiekiem pragnącym być doskonałym. List ten słusznie włączono do podstawowych tekstów formacyjnych Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w Polsce.
I tu chciałbym zwrócić uwagę na wielki potencjał Kościoła katolickiego w Polsce, którym jest Akcja Katolicka i KSM. Potencjał ciągle za mało wykorzystany, a obawiam się, że za mało również wspomagany w wewnętrznym i zewnętrznym jego rozwoju. Dzisiejsze trudności związane z oczyszczaniem przeszłości narodowej i kościelnej mogłyby być inaczej przeżywane, gdybyśmy mieli katolicki laikat na miarę chwili. Nie grupy i elity w 2-3 miastach Polski, ale Akcję Katolicką i KSM, i ruchy, i wspólnoty w każdej parafii.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wspomnienie męczeństwa Pierwszych Męczenników Polskich

Niedziela szczecińsko-kamieńska 24/2003

[ TEMATY ]

święty

męczennicy

Albertus teolog/pl.wikipedia.org

W 1001 r. przebywał w Pereum cesarski krewny Bruno z Kwerfurtu. Pełen zapału, żył Bruno myślą o pracy misyjnej w Polsce i jej krajach ościennych, o czym musiała być mowa w czasie niedawnej wizyty cesarza u Bolesława Chrobrego. Niewątpliwie Bruno skłonił św. Romualda, który myśl misyjną podejmował kilkakrotnie w życiu, do wysłania na północ małej ekipy misjonarskiej. Wybrani zostali do niej Benedykt i Jan, cesarz zaś wyposażył ich w księgi i naczynia liturgiczne, może także w inne środki na drogę. Gdy w początkach 1002 r. przybyli do Polski, na dworze Bolesława Chrobrego zdziwienia nie wywołali, bo rzecz omówiona musiała być już wcześniej, być może w czasie zjazdu gnieźnieńskiego. Jakkolwiek by było, książę dał im miejsce na erem, a zapewne i środki utrzymania oraz jakieś świadczenia w naturze. Spierano się później, gdzie to miejsce było, ale dziś przyjmuje się powszechnie, iż osiedlili się na terenie obecnego Wojciechowa pod Międzyrzeczem. Na to wskazywałaby analiza nielicznych źródeł pisanych. Tam to nowo przybyli mnisi-pustelnicy podjęli swój zwyczajny tryb życia, dzielony pomiędzy pracę, modlitwę i studium. Ponieważ przybyli do Polski w celach misyjnych, rozpoczęli także przygotowania do tej akcji, przede wszystkim zaś zaczęli przyjmować do swego nielicznego grona młodzieńców z kraju, do którego przybyli. Na początku zjawiło się kilku: Izaak, Mateusz i Barnaba. Dwaj pierwsi byli rodzonymi braćmi, a pochodzić musieli z rodziny dobrze już schrystianizowanej, skoro także dwie ich siostry zostały mniszkami. Niektórzy przypuszczają, że wywodzili się z jakiegoś możnego rodu, albo nawet ze środowiska dworskiego, nic jednak dokładniejszego na ten temat nie wiemy. W obejściu klasztornym była również jakaś służba dodana im przez księcia, zapewne jakiś włodarz, samą jednak społeczność eremicką uzupełniał młody chłopiec Krystyn (Chrystian), pochodzący z tej okolicy. Pełnił obowiązki kucharza, może nawet był bratem-laikiem, w każdym razie był serdecznie oddany sprawie, której służył. W świecie tymczasem dokonały się niemałe zmiany. Ze śmiercią Ottona III (1002 r.) inny obrót przybrały nie tylko sprawy polityczne; zahamowaniu ulec musiała także realizacja planów misyjnych. Bruno, którego eremici spodziewali się w związku z tymi planami, nie przybywał, Bolesław Chrobry wyprawił się do Pragi, między nim a nowym cesarzem narastał konflikt. W takim stanie rzeczy Benedykt postanowił pojechać po instrukcje do Rzymu, ale w Pradze Chrobry zawrócił go z drogi i zezwolił tylko na to, aby do Włoch wysłać Barnabę. Wrócił wtedy Benedykt do eremu, a pieniądze (10 funtów srebra), które książę wręczył mu uprzednio, chcąc go użyć do spełnienia misji politycznej, oddał do książęcej kasy. Z początkiem listopada 1003 r. eremici spodziewali się powrotu Barnaby, a wraz z nim wieści, a może nawet decyzji co do podjęcia zamierzonych prac misyjnych. Tymczasem wysłannik nie wracał i oczekiwania się przeciągały. 10 listopada 1003 r., przed północą, podchmieleni chłopi, bodaj z samym włodarzem książęcym na czele, dokonali na nich rabunkowego napadu, spodziewając się znaleźć u ubogich eremitów darowane im przez księcia srebro. Jan, Benedykt, Izaak, Mateusz i Krystyn zginęli od miecza 11 listopada 1003 r. Papież Jan XVIII, któremu ocalały Barnaba w jakiś czas później zdał sprawę z wszystkiego, kanonizował ich niejako viva voce: "bez wahania kazał ich zaliczyć w poczet świętych męczenników i cześć im oddawać".
CZYTAJ DALEJ

Musimy teraz zawalczyć o przyszłość naszych dzieci!

2024-11-12 19:03

Archiwum Świadomi Rodzice

Minister Barbara Nowacka chce od września 2025 roku wprowadzić do szkół obowiązkowy nowy przedmiot – edukację zdrowotną. Zaniepokojeni rodzice alarmują: pod płaszczykiem zdrowia do szkół wprowadzona zostanie permisywna edukacja seksualna bazująca na teorii gender!

Czas na wyrażenie sprzeciwu mamy tylko do 21 listopada, a już w ten czwartek 14 listopada o godz. 19.15 w parafii św. Maurycego we Wrocławiu odbędzie się pokaz filmu dokumentalnego o edukacji seksualnej „To nic takiego”. 15 listopada film pokazany zostanie także w sali nr 3 przy parafii św. Augustyna. Pokazom towarzyszyć będą spotkania informacyjne na temat podstawy programowej nowego przedmiotu „edukacji zdrowotnej”. Pokazy i spotkania są oddolną inicjatywą rodziców, którzy proszą innych rodziców o mobilizację właśnie teraz, bo jest to przełomowy czas i ostatni moment na walkę o przyszłość dzieci.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: Bóg zbawia nas z miłosierdzia!

2024-11-13 13:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Julia Saganiak

- Bóg wyzwala, ocala nie z racji na dobro, które czynimy, nie ze względu na nasze sprawiedliwe uczynki, lecz ze swojego miłosierdzia – mówił kard. Ryś w łódzkiej katedrze.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję