Reklama

20. rocznica męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki

Mówił tylko prawdę

Po dwudziestu latach, które mijają od śmierci ks. Popiełuszki, wciąż nie wiadomo, kto wydał rozkaz zabójstwa. Janusz Kotański, historyk, autor książki „Nagroda dla księdza”, twierdzi, że gdyby nie pozwolenie gen. Kiszczaka i gen. Jaruzelskiego, Ksiądz nigdy nie zostałby zamordowany. Wiele dokumentów na ten temat kryją też archiwa Instytutu Pamięci Narodowej, jednak do momentu zakończenia śledztwa w tej sprawie objęte są tajemnicą. Ale Ksiądz Jerzy - mimo że umarł - żyje. Przede wszystkim w ludzkiej pamięci, we wspomnieniach tych, dla których był duszpasterzem, przyjacielem, kimś niemal najważniejszym w życiu.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Żeby choć jego kosteczki zobaczyć”

Był piątek 19 października 1984 r. Ks. Jerzy Popiełuszko od rana szykował się do wyjazdu. Miał w Bydgoszczy odprawić Mszę św. dla świata pracy. Gdy opuszczał swoje mieszkanie przy warszawskim kościele św. Stanisława Kostki, mocno przytulił swojego psa Tajniaka. Potem siostra podała Księdzu Jerzemu przez parkan świeże rogale na drogę - i nikt już go więcej tu nie widział. - Wieczorem wypatrywaliśmy, czy nie nadjeżdża samochód Księdza Jerzego, ale w końcu poszliśmy spać. Spodziewaliśmy się, że wróci nocą - opowiada ks. Marcin Wójtowicz, ówczesny wikariusz.
Nocą jednak Ksiądz Jerzy nie wrócił. Rano zaś na plebanię zadzwonił bp Kazimierz Romaniuk, który odpowiadał wtedy za sprawy personalne w archidiecezji warszawskiej. Poinformował, że ks. Popiełuszko został porwany.
Wiadomość ta błyskawicznie zaczęła się rozchodzić po całej Warszawie, a o godz. 19.30 w Dzienniku telewizyjnym spiker odczytał oficjalny komunikat o uprowadzeniu Księdza przez „nieznanych sprawców”. Wtedy też dowiedzieli się o tym rodzice: Marianna i Władysław Popiełuszkowie. - Żeby choć jego kosteczki zobaczyć - rozpaczał ojciec.

Ksiądz bez butów

Najbardziej intensywne były cztery ostatnie lata życia Księdza Jerzego. Bo tak naprawdę wszystko się zaczęło od Huty Warszawa. Kiedy w sierpniu 1980 r. robotnicy ogłosili tam strajk okupacyjny, on przybył, by odprawić im niedzielną Mszę św. A potem po prostu z nimi pozostał. Odprawiał kolejne Msze św., spowiadał, chrzcił, udzielał ślubów.
Posypała się lawina chrztów - opowiadają hutnicy. Ks. Popiełuszko dotarł do ich serc, był z nimi na dobre i na złe. - Wielu doprowadził wtedy do wiary - podkreśla ks. inf. Zdzisław Król, ówczesny kanclerz Kurii. - Cieszył się jak dziecko, gdy ktoś po wielu latach wracał do Pana Boga.
Później, w listopadzie 1981 r., przedzierał się przez kordony milicji podczas strajku w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa, by wspierać duchowo studentów. Spowiadał ich, odprawiał Msze św. - Dzięki temu mogliśmy wytrzymać terror psychiczny - wspomina Dariusz Galiński, jeden ze studentów.
Nieuchronnie nadchodziły jeszcze trudniejsze czasy. 13 grudnia 1981 r. wprowadzono stan wojenny. Ksiądz Jerzy zaangażował się wtedy w pomoc ludziom. Już po pierwszych aresztowaniach troszczył się o wszystkich pozbawionych wolności, otaczał opieką rodziny internowanych, modlił się za nich. Rozdawał dary, które sprowadzał z Zachodu. Gdy w jego pokoju pojawiała się skrzynka jabłek albo pomarańczy, szybko była opróżniana, bo każdy, kto go odwiedził, wychodził z owocami w ręku. Nie miał zwyczaju zostawiać niczego dla siebie. Słynął też z tego, że chodził w zniszczonych albo podartych butach, mimo że w każdym transporcie darów z zagranicy jedna para była przeznaczona dla niego. On jednak uparcie powtarzał, że są za duże albo za małe, za ciasne albo za luźne. Każdy pretekst był dobry, by komuś je oddać. Kiedyś do Księdza Jerzego przyszedł mężczyzna - młody, zwolniony właśnie z miejsca internowania. Był zmaltretowany i bosy. Ksiądz zdjął wtedy z nóg własne buty i oddał je nieznajomemu. Tych butów ów mężczyzna nigdy nie włożył. Zdobył inne, a te schował do szafy i do dziś trzyma jako relikwie.
Ks. Popiełuszko często mawiał, że Kościół musi być blisko ludzi, w ich doli i niedoli. Dlatego uczestniczył we wszystkich rozprawach sądowych działaczy Solidarności. - Na sali rozpraw podczas naszych procesów zjawiał się zwykle w tym samym miejscu: w pierwszym rzędzie, na krześle gdzieś z boku - opowiada Karol Szadurski. - Podtrzymywało mnie to na duchu, czułem się silniejszy. Także moi koledzy dzięki niemu nie załamali się. Świadomość, że Ksiądz jest z nami na dobre i złe, i że zaopiekuje się również naszymi żonami i dziećmi, naprawdę bardzo pomagała. - Czułem, że właśnie wtedy potrzebowali mnie najbardziej, potrzebowali mojej modlitwy - przyznał później Ksiądz Jerzy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

„Dzięki Ci, Panie, że się mną posługujesz”

Na samym początku stanu wojennego Ksiądz Jerzy podjął się jeszcze jednego zadania: odprawiania Mszy św. w intencji Ojczyzny, co okazało się jego wielkim powołaniem. Przybywali na te Msze św. nie tylko parafianie, ale też mieszkańcy innych dzielnic Warszawy, a potem z całej Polski: lekarze, nauczyciele, prawnicy, przede wszystkim jednak robotnicy. Dużo robotników. Bo przecież Ksiądz Jerzy miał doskonały kontakt ze światem pracy. I doświadczenie - prowadził już przecież duszpasterstwo wśród hutników.
Odprawiał te Msze św. regularnie, w każdą ostatnią niedzielę miesiąca. Mimo że był mocno schorowany, słaby, nieregularnie przyjmował lekarstwa. Zarazem jednak był mocny siłą charyzmy, która sprawiała, że umiał zawładnąć tłumem. Stawał przy ołtarzu, a ludzie, jak dzieci, z ogromną ufnością wpatrywali się w ołtarz. Przestawali się spieszyć, narzekać, złorzeczyć. I zaczynali się modlić. Słuchali pilnie, gdy mówił rzeczy niepopularne: o darowaniu win, przebaczeniu, zwyciężaniu zła dobrem. Dawał im nadzieję, której tak bardzo wtedy potrzebowali. Przypominał, czym jest prawda, miłość, wiara, dobro. Mówił o ludzkiej godności, o moralności. Często przywoływał słowa kard. Wyszyńskiego albo Ojca Świętego. Nikogo nie atakował. Mówił o tym, czym ludzie żyli na co dzień - o ich troskach, problemach, wyzwalał z nienawiści. - Jego fenomen polegał na prostocie i zwyczajności - podkreśla ks. Jan Sikorski. Treść kazań uzgadniał często z ks. Teofilem Boguckim, proboszczem kościoła św. Stanisława Kostki. Pokazywał je wcześniej także ks. inf. Zdzisławowi Królowi czy państwu Janiszewskim, u których je niekiedy pisał. - Nie było w tych kazaniach akcentów politycznych, ale komuniści nie mogli tego zrozumieć. Ksiądz Jerzy mówił prawdę, która była dla nich niewygodna, ale zawsze głosił ją w kontekście Ewangelii - podkreślał mec. Edward Wende.
Z jednej strony więc uczestnicy Mszy św. za Ojczyznę wyzbywali się nienawiści, z drugiej zaś - doznawali cudu nawrócenia. - Zanim poznałem Księdza Jerzego, przez ostatnie 10 lat pracy w Hucie byłem daleko od Kościoła - opowiada Karol Szadurski.
Józef Oryga z parafii w Aninie powiedział, że Księdzu bardzo zależało, by przystępował on regularnie do Komunii św. Pewnego razu, podczas Mszy św. za Ojczyznę nie uczynił tego. Do dziś pamięta smutne oczy Księdza, który rozdawał wtedy Komunię św. - Widziałem, że jest mu przykro. Zawsze zależało mu, by każdy z nas był jak najbliżej Boga - wspomina.
I rzeczywiście tak było. Sam Ksiądz zanotował w swoich Zapiskach: „Wczoraj przyszedł człowiek, który nie był 34 lata u spowiedzi, bo dzięki Mszy za Ojczyznę i mojej obecności w sądach na nowo odnalazł się przy Kościele. Jak wiele potrafisz, Boże, zdziałać przez tak niegodne jak ja stworzenie. Dzięki Ci, Panie, że się mną posługujesz”.

Reklama

Gotowy na wszystko

Mszami św. za Ojczyznę interesowały się Służby Bezpieczeństwa. Komunistów denerwowało, że wokół Księdza Jerzego gromadzą się tak wielkie tłumy. Zaczęli akcję zastraszania. Wciąż był śledzony, niemal wszędzie jeździła za nim milicja. Telefon miał na podsłuchu, a potem zainstalowano: „pluskwę” w jego pokoju. Otrzymywał też listy z pogróżkami. W grudniu 1982 r. natomiast przygotowano zamach na Księdza: nocą ktoś wrzucił mu przez okno cegłę z materiałem wybuchowym. - Gdybym wtedy natychmiast wstał i podszedł, by otworzyć drzwi, cegła uderzyłaby mnie w głowę - opowiadał z przejęciem następnego dnia znajomym, pokazując im wybitą szybę i leżącą cegłę. Następnej nocy miała miejsce kolejna prowokacja: upozorowano włamanie na schodach. Wtedy robotnicy postanowili chronić Księdza. Wyznaczyli nocne dyżury. Prowokacje jednak nie ustawały. Pisał Ksiądz Jerzy w Zapiskach: „Znowu mi pomalowali samochód białą farbą”; „Kolejna noc to grzebanie przy samochodzie młodego człowieka, który spłoszony wsiadł do samochodu MO”. I nieco dalej: „Wczorajsza noc była trudna. Nękali psychicznie. Od 1.00 do 4.00 jeździli jak wściekli dookoła plebanii”.
Ksiądz Jerzy przeczuwał nadchodzące zagrożenie. „Ja długo nie pożyję” - mawiał coraz częściej. I dodawał, że „jest gotowy na wszystko”.
12 grudnia 1983 r. musiał stawić się na przesłuchanie. Potem przeprowadzono rewizję w jego mieszkaniu, do którego esbecy podrzucili m.in.: 15 tys. egzemplarzy nielegalnych pism, gryps w języku francuskim, 36 naboi do pistoletu maszynowego, trotyl, dynamit z zapalnikiem i przewodem elektrycznym do detonacji, 4 duże gazy łzawiące, 60 matryc zagranicznych, 5 tub farby drukarskiej. To miał być powód aresztowania Księdza. I rzeczywiście, natychmiast po rewizji trafił do więzienia. A potem zaczęła się na niego nagonka w prasie; szkalujące artykuły pisał Urban.

* * *

Ks. Popiełuszko miał zginąć 13 października 1984 r. Ale wtedy próba zamachu się nie powiodła. Gdy 19 października Ksiądz Jerzy wracał z Bydgoszczy, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, przebrani za milicjantów, zatrzymali samochód, którym jechał. Unieruchomili kierowcę, a jego brutalnie chwycili za rękawy sutanny i zaczęli bić. - Panowie, dlaczego mnie tak traktujecie? - były to ostatnie słowa, jakie kierowca, Waldemar Chrostowski, usłyszał z ust Księdza Jerzego. Po chwili dobiegło go głuche uderzenie, jakby ktoś uderzył pałką w worek mąki. - W tym momencie otworzyli bagażnik. Poczułem, że wrzucili coś ciężkiego. Czyżby Jerzego? - opowiadał kierowca. Po sekundzie usłyszał trzask bagażnika. A potem rozkaz jednego z milicjantów: „Gazu!”. I samochód ruszył.
Tymczasem w Warszawie nikt nie wiedział, co się wydarzyło 19 października w nocy. W parafii św. Stanisława Kostki życie biegło własnym torem. Dopiero 30 października nadeszła wiadomość, że Ksiądz nie żyje... W kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie kończyła się właśnie wieczorna Msza św. Dochodziła godzina 20.00. Do mikrofonu podszedł ks. Andrzej Przekaziński i zaczął mówić łamiącym się głosem:
- Kochani bracia i siostry, dziś w wodach zalewu we Włocławku odnaleziono Księdza…
W kościele rozległ się szloch. Ludzie upadli na kolana. Ktoś próbował zaintonować: Któryś za nas cierpiał rany, ale zagłuszyła go ludzka rozpacz. Rozpacz tysięcy ludzi, którzy od momentu porwania dzień i noc modlili się w kościele na Żoliborzu. I czekali na powrót swego kapłana. Chwilę potem, wstrząśnięci, trzy razy powtarzali głośno za ks. Feliksem Folejewskim: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Florczyk będzie towarzyszył polskim olimpijczykom podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu

2024-06-26 08:29

[ TEMATY ]

sport

Bp Marian Florczyk

Igrzyska w Paryżu 2024

Igrzyska Olimpijskie

EpiskopatNews/ flickr.com

Nie ma szlachetnego człowieka. Nie ma człowieka wysokiej jakości duchowej, który żyje wartościami. Jeżeli nie narzuca sobie dyscypliny wewnętrznej, zmaga się z samym sobą - podkreślił pomocniczy biskup kielecki bp Marian Florczyk, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Sportowców, wskazując na związki sportu i wiary. Duchowny będzie towarzyszył polskim olimpijczykom podczas rozpoczynających się 26 lipca Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.

Bp Florczyk przypomniał, że św. Paweł w swoich listach, mówiąc o wierze, stosuje porównania zaczerpnięte ze świata sportu. „Jeżeli weźmiemy pod uwagę chrześcijaństwo, to jest to jakaś dyscyplina wewnętrzna, to jest zmaganie się z sobą samym, ku lepszemu, ku wartościom, ku sprawnościom duchowym, ku sprawności dobra w sobie, ku miłości” - zaznaczył biskup. Dodał, że „wiara to zachęta do zmagania się z sobą, to jest bój. Ten kto ma na uwadze życie duchowe, musi czasem stoczyć wielki bój, niesamowicie zacisnąć zęby, aby przezwyciężyć pokusy i słabości”.

CZYTAJ DALEJ

Propagator Dzieła Bożego

2024-06-18 14:27

Niedziela Ogólnopolska 25/2024, str. 24

[ TEMATY ]

patron

es.wikipedia.org

Św. Josemaría Escrivá de Balaguer

Św. Josemaría Escrivá
de Balaguer

Założył jedną z największych instytucji kościelnych, której misją jest pokazywanie ludziom, jak mogą spotkać się z Bogiem w ich życiu zawodowym i prywatnym.

Święty Josemaría Escrivá de Balaguer poświęcił się dla Boga i bliźnich. Urodził się w Barbastro w Hiszpanii, w pobożnej i dobrze sytuowanej rodzinie. Rodzice ukształtowali jego niezachwianą wiarę i ufność w siłę modlitwy i Bożej Opatrzności. Gdy miał kilkanaście lat, zdecydował się zostać kapłanem, aby w ten sposób bardziej otworzyć się na wypełnianie woli Bożej. W 1925 r. Josemaría przyjął święcenia kapłańskie. 2 października 1928 r. w Madrycie, gdzie kontynuował studia doktoranckie, podczas rekolekcji przeżył wizję dzieła, do którego Bóg go powoływał – był to moment, w którym narodziła się idea założenia Opus Dei. Tak ideę tej organizacji określił św. Josemaría: „Powołanie do Opus Dei może otrzymać każda osoba, która pragnie się uświęcić we własnym stanie: będąc stanu wolnego, żyjąc w małżeństwie czy we wdowieństwie, będąc świeckim czy duchownym”. Resztę życia poświęcił na rozwijanie Opus Dei. W chwili jego śmierci organizacja działała na pięciu kontynentach i liczyła ponad 60 tys. osób.

CZYTAJ DALEJ

Litania do Ducha Świętego

2024-06-26 10:57

[ TEMATY ]

wiara

red.

Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże - zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata Boże - zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty Boże - zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże - zmiłuj się nad nami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję