Społeczeństwo polskie w dużym stopniu nie jest zorientowane, że gospodarki wszystkich krajów można podzielić na liberalne i protekcjonistyczne. Każdy bogaty dziś kraj proponuje innym liberalizm gospodarczy, przemilczając fakt, że do swojego wysokiego stopnia rozwoju gospodarczego doszedł przez gospodarczy protekcjonizm. Zasada ta dotyczy nie tylko potęg gospodarczych o kilkusetletniej tradycji, jak np. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Holandia, ale również tych krajów, które rozwinęły się gospodarczo ponadprzeciętnie w ostatnich dziesięcioleciach. Zaliczamy do nich przede wszystkim tzw. tygrysy azjatyckie: Japonię, Koreę Południową, Tajwan.
W specyficznym położeniu są kraje postkomunistyczne. Ich gospodarki były wprzęgnięte w rydwan sowieckiej polityki zbrojeniowej, a na dodatek źle zarządzane przez własny aparat partyjny. Po upadku komunizmu wielką szansą tych krajów było utworzenie takiej formy wzajemnego, równorzędnego porozumienia gospodarczego, w którym wolny rynek i „wychowawcza” konkurencja byłyby dźwignią postępu, podnoszącą wydajność tych gospodarek. W Polsce ekipy rządzące po 1990 r. nie miały naukowej wizji przemian gospodarczych, z dynamiką odpowiednio rozłożoną w czasie. Tylko wąska forpoczta globalistów wiedziała, czego chce: „niewidzialnej ręki rynku”, „terapii szokowej”, „szybkiej prywatyzacji” i otwarcia granic na dotowany towar. Liberalizm w tym wydaniu musiał doprowadzić do likwidacji własnej produkcji, czyli do bezrobocia, a w dalszej konsekwencji - do niezrównoważonego budżetu, upadku służby zdrowia, szkolnictwa, emigracji młodej, wykształconej warstwy społeczeństwa.
Polskie elity rządzące, godząc się na przyjęcie doktryny liberalnej w relacji z Unią Europejską, nie zgłębiły skutków podobnej relacji między np. Argentyną a Stanami Zjednoczonymi. Tragedia Argentyny winna być dla Polski ostrzeżeniem, że ten sam manewr zostanie zastosowany w stosunku do nas.
Nasze elity liberalne: te z lewa i te z prawa, przekazując sobie władzę przy okazji kolejnych wyborów, kontynuowały ustalanie mechanizmów uzależniających Polskę. Trzy lata przed początkiem naszych przemian ustrojowych Jan Paweł II wyraźnie przestrzegał nas w encyklice Sollicitudo rei socialis (wydanie II, Wydawnictwo Księgarni Archidiecezjalnej, Wrocław 1997, str. 27):
„W każdym razie należy koniecznie napiętnować istnienie mechanizmów ekonomicznych, finansowych i społecznych, które, chociaż są kierowane wolą ludzi, działają w sposób jakby automatyczny, umacniają stan bogactwa jednych i ubóstwa drugich. Mechanizmy te, uruchomione - w sposób bezpośredni lub pośredni - przez kraje bardziej rozwinięte, sprzyjają - poprzez samo ich funkcjonowanie - interesom tych, którzy nimi manewrują, ale w końcu doprowadzają do zdławienia lub uzależnienia gospodarki krajów słabiej rozwiniętych”.
Chciałoby się krzyczeć, jak mogliśmy tych proroczych słów, pisanych jakby do nas, nie czytać sercem i umysłem!
Wszystkie ugrupowania startujące w wyborach parlamentarnych można podzielić na liberalne i antyliberalne, nazywane też narodowymi. W kampanii wyborczej występuje po kilka ugrupowań zarówno liberalnych, jak i narodowych. Np. w obozie liberalnym mamy ugrupowania, których retoryka wyborcza i programy różnią się tylko pozornie. Te pozorne różnice powodują, że wyborcy dają się na nie nabrać, w rzeczywistości jednak głosują na jeden obóz: liberalny. Gdy zwycięzcy przystępują do sprawowania władzy, okazuje się, że kontynuują dzieło swoich wrogów - poprzedników. Czy temu schematowi nie odpowiadają rządy ekip: SLD/PSL w latach 1993-97, a potem rządy AWS/UW w latach 1997-2002 i aktualnie znowu SLD/UP? Wszystkie ekipy kontynuowały zabójczą dla przyszłości Polski wyprzedaż majątku narodowego, nie mając żadnych własnych koncepcji rozwoju w oparciu np. o bogactwa naturalne kraju i liczną kadrę wysokiej klasy specjalistów.
Przed zbliżającymi się wyborami media bombardują nas sondażami popularności różnych ugrupowań. O rzetelności niektórych sondaży może świadczyć przykład, że wysokie notowania zdobywa nowo powstająca partia, wywodząca się z partii o śladowej popularności. Inaczej rzecz się ma w przypadku autentycznego głosowania. Tak było np. w wyborach uzupełniających do Senatu, jakie odbyły się we wrocławskim okręgu wyborczym 28 marca br. Wyniki tych wyborów przedstawię nietypowo, ale zgodnie z myślą przewodnią tego artykułu: na kandydatów na senatora wywodzących się z partii liberalnych oddano 74% głosów. Jestem głęboko przekonany, że większość osób głosujących na liberałów nie zgadza się z taką transformacją ustrojową, jakiej skutki widzą i odczuwają. Czy to nie świadczy o niepojmowaniu przez społeczeństwo istoty zjawisk zachodzących w naszym kraju? W moim przekonaniu, opisaną sytuację zawdzięczamy inżynierii informacyjnej państwowej telewizji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu