To niezwykłe wotum sprawiło Ojcu Świętemu kilku młodych zapaleńców z królewskiego Krakowa, którzy pod dowództwem Jerzego Majcherczyka (ur. 12 maja 1952 r.) zorganizowali wyprawę kajakową Canoandes 79
dla przepłynięcia górskich rzek Andów. 6 czerwca 1979 r. - podczas pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do Ojczyzny - wylecieli do Meksyku. "Pokonali" rzeki tego kraju, Nikaragui, Panamy,
Ekwadoru, Argentyny i Chile. 13 lutego 1981 r. dotarli do Limy - stolicy Peru. Rozpoczęli przygotowania do podboju Rio Colca - rzeki płynącej w jednym z najgłębszych kanionów świata. 12 maja opuścili
Arequipę - "białe miasto", drugie co do wielkości miasto Peru, zamieszkałe przez ponad milion mieszkańców, cudownie położone w otoczeniu trzech wulkanów sięgających 6 km wysokości, pradawne miasto Indian
Ajmara, podbite przez Inków, zajęte w 1540 r. przez Hiszpanów, którzy zbudowali tu gigantyczną katedrę i kościół Jezuitów - La Compania - ze wspaniałą, bogatą fasadą.
Po pokonaniu ok. 150 km odkrywcy dojechali o zachodzie słońca do miasteczka Chivay, leżącego w dolinie Rio Colca na wysokości 3650 m n. p. m. Znalezienie noclegu na zapleczu tamtejszego kościoła ułatwiła
im informacja, że są Polakami - rodakami Ojca Świętego. Ksiądz i siostry zakonne bardzo chcieli wiedzieć, "jaki jest ten polski Papież". Usłyszeli więc o Krakowie i o studenckich spotkaniach z kard. Karolem
Wojtyłą. Jego kolorowe zdjęcie z napisem "Papież z Polski", umieszczone na drzwiach tylnej burty samochodu, towarzyszyło im przez cały czas. Majcherczykowi podarowała je tuż przed wyjazdem z rodzinnego
Siewierza jego matka, mówiąc przez łzy: "Kochany synu, weź ze sobą to zdjęcie polskiego Papieża, a będzie ciebie i kolegów ochraniać przed złem".
W środę 13 maja 1981 r., po przeprowadzeniu pierwszych badań, w trakcie obiadu z włączonego w samochodzie radia usłyszeli cichnącą muzykę i spikera odczytującego przygnębionym głosem wiadomość z Watykanu:
"Dzisiaj (...) dokonano zamachu na życie Papieża Jana Pawła II. Jest on ciężko ranny i walczy o życie w jednym z rzymskich szpitali".
"To niemożliwe! Chyba się przesłyszeliśmy. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, a głos zamiera w gardle. Ten świat oszalał! Któż mógł tego dokonać? Dlaczego? Nagle wszystko traci sens. Wiadomość ta jak
igła przeszyła moje ciało i teraz rozsadza mózg. Po chwili zapłakane zakonnice przynoszą nam większe radio na baterie i możemy słuchać wiadomości z całego świata. Wszystkie stacje we wszystkich językach
powtarzają tę wstrząsającą wiadomość. Jakiś Turek strzelał do Ojca Świętego i ugodził go trzema kulami. (...) Cały wieczór i noc słuchamy różnych stacji. Wszystko inne musi poczekać. Nie jesteśmy w stanie
kontynuować dalszych przygotowań" - zapisał Majcherczyk. I dalej: "Chcę coś zrobić w swojej bezsilności. Jak mu pomóc, jak mogę pomóc Polsce? Modlę się, ale to mi nie wystarcza. Jestem człowiekiem czynu.
Widzę na twarzach kolegów podobne odczucia. Przez dłuższą chwilę milczymy. Później zaczynamy rozmawiać ze sobą urywanymi fragmentami zdań. Nasze wnętrza to gotowe do wybuchu wulkany. W tej beznadziejności
i ogromnej złości rodzi się coś, czego nie umiem określić, coś, co wprowadza mnie w podniosły nastrój. Wiem, że musimy coś zrobić, czegoś dokonać, czegoś wielkiego, szalonego, co połączy nas w myślach,
odczuciach, a może i w cierpieniu z Ojcem Świętym - naszym duchowym patronem wyprawy".
Do tej pory on ich chronił. "Teraz czas na nas, abyśmy zrobili coś dla niego. To los sprawił, że jesteśmy w tym momencie tutaj, u wrót ogromnego, nieznanego i niezdobytego, a owianego grozą indiańskich
opowiadań głębokiego kanionu. W jego wnętrzu płynie niepokonana górska rzeka. To jest wyzwanie dla nas. Przyjmujemy je świadomi historycznej szansy pokonania, zdobycia i odkrycia dla świata białej plamy
na jego mapie. Ten kanion zdobędziemy dla Niego" (podkr. M. W.)" - postanawiają.
Z ciężkim sercem przez kolejne cztery dni przygotowywali się do tego trudnego zadania, nasłuchując uważnie, "czy nasz Papież żyje?". Choć jego stan był bardzo ciężki - żył, i to było najważniejsze.
Prosili: "Boże, miej go w opiece, on nie może umrzeć. Jego śmierć odebrałaby nam całą naszą wiarę w to, co robimy, w to, co wierzymy, w sens naszego istnienia". W poniedziałek 18 maja 1981 r., w dniu
61. urodzin ukochanego Ojca Świętego, rozpoczęli przygodę życia - spływ po Rio Colca, wierząc mocno, że Opatrzność ich nie opuści. W czwartym dniu skończyła się przyjemność pływania, a zaczęła się walka
o przeżycie. Nadludzkim zmaganiom z nieujarzmioną rzeką towarzyszyła żarliwa modlitwa do Boga - "o ratunek dla nas i o zdrowie dla Papieża".
W jedenastym dniu spływu "pragnienie, głód i ból są już nie do opanowania. Nerwy napięte do maksimum (...). Cisza (...) Niespodziewanie Jacek zadaje retoryczne pytanie: Jak myślicie, czy Papież wyzdrowiał,
czy żyje?... Minęło już 10 dni od czasu, jak ostatni raz słyszeliśmy w radiu o nim (...).
Obezwładniające uczucie kresu przeciwstawiamy sile naszego przyrzeczenia. Ten kanion m u s i m y zdobyć dla Niego. (...) On musi przezwyciężyć śmierć i żyć dla nas, aby kiedyś mógł zobaczyć to miejsce,
ten kanion, te wodospady, gdzie walczyliśmy o nasze życie. Wtedy to rodzi się pomysł nadania huczącym wodospadom imienia: Cascadas del Papa Juan Pablo II".
Bóg miał ich w opiece. 12 czerwca wypłynęli "z tego piekielnego, ale jakże pięknego kanionu Rio Colca. Czyżby ten najgłębszy kanion na ziemi nam uległ? Aż trudno uwierzyć, że to już koniec (...).
Wyszliśmy cało z tego piekła. Tego, co przeżyliśmy, nie da się opisać ani opowiedzieć, to trzeba przeżyć (...). Modlę się, dziękując Bogu za opiekę, za to, że Anioł Stróż był przy nas i doprowadził nas
cało i zdrowo do wyjścia z tego wspaniałego, a zarazem groźnego kanionu".
Następnego dnia dowiedzieli się, że Jan Paweł II żyje i wraca do zdrowia. Wieczorem w Arequipie podczas Mszy św. dziękowali Panu Bogu za opiekę, "za odniesienie tego wielkiego sukcesu". 29 czerwca
gazety napisały: "El Nombre del Papa Juan Pablo II ha Quedado Perennizado en el Maravilloso Canon del Colca" - Imię Papieża Jana Pawła II zostało uwiecznione w cudownym kanionie Colca.
W 1984 r. Księga rekordów Guinnessa umieściła na swej okładce zdjęcie kanionu Colca, uznając go za najgłębszy kanion na ziemi - o głębokości 3232 m, zaś eksplorację kanionu za jedno z największych
odkryć geograficznych XX wieku. Jest on dwukrotnie głębszy od Wielkiego Kanionu Kolorado w USA. Kanion Colca ma 120 km długości i leży w południowej części Peru w odległości 100 km na północ od miasta
Arequipa. Obok Macchu Picchu, Amazonii i Linii Nazca zaliczany jest do największych atrakcji turystycznych Peru.
Jerzy Majcherczyk - którego w tajemnice przyrody wprowadzał ojciec, zabierając go każdej niedzieli po Mszy św. na długie spacery po okolicach Siewierza - mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jest prezesem
założonego w 1996 r. Polonijnego Klubu Podróżnika, którego celem jest promocja osiągnięć polskich podróżników i odkrywców oraz organizowanie dalszych wypraw i wycieczek szlakiem wcześniejszych odkryć
dokonanych przez naszych rodaków. W 1998 r. opublikował książkę Zdobycie Rio Colca, najgłębszego kanionu na ziemi, z której pochodzi większość przytoczonych cytatów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu