Pozwól mi wargi umoczyć
w źródlanej wodzie
odczuć świeżość,
ożywczą świeżość
(Jan Paweł II, Tryptyk rzymski)
Święci się nie mylą
Reklama
Za tydzień przeżywać będziemy niedzielę szczególną. Ojciec Święty dokona aktu kanonizacji polskiego biskupa Józefa Sebastiana Pelczara. Wydarzenie to i pielgrzymka narodowa na 25-lecie pontyfikatu Papieża
łączy w szczególny sposób te rzymskie uroczystości. Nie wgłębiając się w szczegóły biograficzne, na które może jeszcze będzie okazja zwrócić uwagę, trzeba zauważyć fakt, że ten biskup, żyjący na przełomie
czasu niewoli narodowej i czasu budowania zrębów wspólnoty narodowej po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, nigdy nie zatracił zdrowego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Wytrwale ujawniał zagrożenie
płynące ze strony sił wrogich wartościom Bożym i nie bał się nazwać tego zagrożenia po imieniu - był nim liberalizm ateistyczny, według niego powiązany z masonerią, której poświęcił książkę pod tym tytułem.
Trudno dziś dociec, jakie spotykały go za to szykany, niemniej, znając zjawisko, które dziś przecież nie jest historią, musiał się z takowymi spotykać.
Silny w czasach jego pasterzowania ruch socjalistyczny, próbujący wykorzystać - naturalne po przeszło stuletnim zdewastowaniu kraju - zubożenie społeczeństwa i wysoki procent bezrobocia do walki z
Kościołem, kazał mu tworzyć katolickie stowarzyszenia robotników, w których przez pewien czas działał inny święty, człowiek diecezji przemyskiej bł. Jan Balicki.
Wreszcie na kilka lat przed śmiercią wypowiedział prorocze słowa o nadejściu czasów szczególnie trudnych, kiedy to jednostki bogate decydować będą o losie milionów.
Jakby daleka przeszłość, a jednak święci się nie mylą. Oto dzisiaj prasa rozpisuje się o człowieku, który w Polsce jest jedynym decydentem w sprawach prywatyzacji. Nie pojawia się w poselskich ławach,
nie piastuje rządowych stanowisk, ale to on decyduje, to przy nim gromadzą się ludzie z pierwszych stron gazet.
W sobotę 26 kwietnia br. przed sejmową komisją śledczą wystąpił Pan Premier. Zafundował sobie, by nie być gorszym od minister Jakubowskiej, dwugodzinne telewizyjne wystąpienie. Wzniosłe, wprost patetyczne.
Potem było gorzej. Jednego z pytających członków komisji delegowanych ostatecznie przez Sejm - najwyższy organ państwowy określił mianem zera. I nie była to reakcja na obraźliwe bynajmniej pytanie. Sądzę,
że nie tylko p. Ziobro, ale każdy obywatel ma prawo zapytać premiera o powody ślimaczącego się przez pięć lat śledztwa w sprawie zamordowanego Marka Papały, która w przedwyborczych agitkach określana
była jako priorytetowa.
Kiedy na tydzień przed wystąpieniem Pana Premiera dano mi do przeczytania artykuł z Polityki na temat miejsca i stylu spotkań, na których decydują się, jak widać, sprawy Państwa, przecierałem oczy
ze zdumienia. Uważałem, że to nie ten tytuł, że to nie ta Polska. A jednak. Jeśli w domu moralnej zgnilizny pojawiają się politycy, którzy potem ujawniają, że ich obrażanie narodu było wynikiem bólu z
powodu przyjaźni z zamordowanym Papałą, jego żoną i córką, to pragnę wyrazić moje współczucie wdowie i sierocej córce.
Jeśli zdemoralizowana kobieta, ujawniająca swoją moralną chorobę na łamach tygodnika Zły, prosi premiera by na spotkania do ich domu nie przyprowadzał syna, bo jest za młody, to nie dziwi cyniczny
uśmiech na fotografiach ze spotkania z komisją i słowa, które ludzi uczciwych po prostu obrażają.
W cieniu tych przytoczonych wydarzeń żyją bezrobotni ludzie, zdezinformowani obywatele i pytają - co robić? Czy śledzić w Internecie niewybredne komentarze? Czy są jeszcze szanse na znalezienie na
tej pustyni jakiejś zdrowej oazy prawdy, uczciwości, partnerstwa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Siła wiary
Reklama
Są. Przytoczę rozmowę, którą zapamiętałem jeszcze z czasów, zanim zostałem biskupem. Mój rozmówca z pewnym bólem zapytał:
- Czy wie ksiądz, dlaczego w Polsce, jeśli już udzieli się zgody na budowę kościoła, zaleca się projektowanie ich w stylu halowym?
Odpowiedziałem szczerze, że nie bardzo wiem, ale może to taka teraz architektoniczna moda.
- Nie - odparował. - To dlatego, że władze są przekonane, że wkrótce religia umrze i wtedy te kościoły będą się nadawać na hale sportowe, na duże markety.
Z oddali Italii te słowa wydawały mi się wiarygodne. Czas pokazał, że się nie sprawdziły. A wszystko dlatego, że ludzie nie kłócili się, nie zastanawiali nad intencją niektórych nieuczciwych architektów.
Dawali swoje wdowie grosze i czas fizycznego udziału w pracach po to, by mieć dom modlitwy. Wiedzieli wszak, jak ta bohaterka zapomnianego dziś rosyjskiego filmu Pokuta, która przywieziona po latach do
swojej wioski, epatowana zachwytami młodych nad nową drogą, zapytała, czy na końcu tej asfaltowej drogi jest cerkiew, która za jej czasów była. Zdziwieni i zniesmaczeni młodzi konstruktorzy nowej rzeczywistości
odpowiedzieli, że nie, że to przeżytek. Wtedy zadumana staruszka powiedziała jakby do siebie: "Po co komu taka droga, która nie prowadzi do cerkwi"...
Pokolenie ludzi mojego wieku, budując nowe domy, zakładając anteny telewizyjne, wiedziało, że na nic ta nowość, jeśli w parafii - czasem, jak w przemyskiej diecezji, nawet w bardzo małej wiosce -
nie będzie kościoła.
I nie był to tylko zryw materialny. W nowo zbudowanych świątyniach zaczęło rozkwitać życie duchowe. Pojawiali się ministranci, którzy dziś w wielu przypadkach szafują Najświętsze Tajemnice naszej
wiary. Modlili się nade wszystko ludzie starsi, którzy nie mogli się nacieszyć, że oto w jesieni życia, mimo słabego zdrowia, mają na tyle sił, by jeszcze dojść do swojej wiejskiej świątyni.
Duchowe dary
W archidiecezji przemyskiej trwa peregrynacja Jasnogórskiej Ikony. Też były głosy, że to już nie te czasy. A jednak. Jeśli w parafii, która nie ma 800 ludzi, słyszę podczas przywitania, jak proboszcz
cieszy Maryję, że podczas misji świętych złożono przeszło tysiąc konkretnych postanowień, czyli darów duchowych, to pytam go potem, jak to możliwe, a sam odbieram kolejny dowód na wartość ludowej pobożności,
silnej wiarą.
- Bo widzi ksiądz arcybiskup - wyjaśnia proboszcz - ludzie podejmowali po kilka takich zobowiązań. Mam kilkanaście darów dozgonnej abstynencji w intencji wynagrodzenia za grzechy pijaństwa i dla ratowania
ludzi uwikłanych w ten zgubny nałóg.
Może zaboleć, że radni jednego z miast wojewódzkich, chcąc przypodobać się wyborcom, decydują się na zmniejszenie odległości sklepów z alkoholem ze 100 do 50 metrów od miejsc chronionych, tj. od kościołów,
szkół, szpitali. Wierzę jednak, że ta ofiara duchowych darów i tak przezwycięży demagogię złego czynu. Dowiaduję się z prasy, że w stolicy naszej archidiecezji radni podejmują wysiłek zwiększenia tej
odległości do 150 metrów. Już spotykają ich za to szykany i tzw. społeczne larum. Może jednak tym razem wytrwają i nie wycofają się jak przed laty z handlu w niedzielę. Ufam, że pomoże im w tym ofiara
owych wiernych z maleńkiej parafii...
Mocni Bogiem
Postawiłem pytanie zadawane przez ludzi: Czy jest na tej pustyni beznadziei oaza wody zdrowej? Jest. Ojciec Święty podczas spotkania 19 lutego br. z Włoską Akcją Katolicką nakreślił drogę przez tę pustynię.
Przytoczmy kilka jego wskazań:
"...Kościół nie może zrezygnować z parafii - wspólnot wierzących związanych z określonym terytorium i połączonych ze sobą, skupionych wokół biskupa, tworzących tkankę wspólnoty diecezjalnej".
Tak jak ongiś parafia łączyła się, jednoczyła przy trudzie wznoszenia świątyni materialnej, tak tym bardziej dzisiaj nie może dotknąć nas zniechęcenie w trudzie większym - budowania świątyni żywej.
Ojciec Święty podpowiada: "Ze względu na szybkie zmiany, które cechują początek tysiąclecia, parafia odczuwa silniejszą potrzebę życia Ewangelią i dawania jej świadectwa przez prowadzenie owocnego
dialogu z otoczeniem, ludźmi mieszkającymi na jej terytorium bądź spędzającymi na nim znaczną część swego czasu; szczególną uwagę winna poświęcić tym, którzy żyją w niedostatku materialnym, przeżywają
trudności duchowe i oczekują słowa, które by mogło im pomóc w szukaniu Boga".
Ludzie nieraz pytają: Jak dawać świadectwo? Słuszne, acz niepełne pytanie. Trwamy w czasie radosnego przeżywania Misterium Paschalnego, niemal za miesiąc przeżywać będziemy uroczystość Zesłania Ducha
Świętego. Piotr zamknięty w Wieczerniku ani myślał, że przyjdzie chwila, w której on, zastraszony przez prostą kobietę, wyjdzie i wobec tysięcy ludzi da świadectwo o zmartwychwstaniu.
A jednak - kiedy dokonał się powiew Ducha, otworzył drzwi Wieczernika. Nie pytaj, jak świadczyć. Żyj z Bogiem, a On wyznaczy moment, w którym uzna cię za godnego świadectwa i posłuży się tobą.
Warto może w tym miejscu przytoczyć słowa ks. prof. Edwarda Stańka, z jego książki Kazanie na Górze: "Nie wolno w oparciu o własne siły mierzyć się z opinią środowiska, gdyż z nią zawsze się przegra.
Środowisko bowiem albo zdepcze śmiałka, albo zmieni taktykę i obejdzie go od tyłu, przyznając mu rację we wszystkim, by następnie połknąć go jak rekin. Jezus doskonale zdawał sobie z tego sprawę i wcale
nie wzywał do przeciwstawienia się opinii ludzi. On wzywał do liczenia się tylko z Bogiem. Takie ustawienie sprawia, że człowiek jest całkowicie odporny na jakiekolwiek naciski środowiska; ono zaś jest
bezsilne wobec niego, ponieważ on nie jest sam - jest z Bogiem. Konfrontacje z opinią środowiska może skutecznie przeprowadzić wyłącznie człowiek mocny Bogiem, i to nie na zasadzie sprzeciwu wobec ludzi,
ale na zasadzie wierności Bogu".
Jeśli do tego dodamy poczucie więzi ze wspólnotą, to jest to sytuacja, która rodzi prawdziwe, a nie demagogiczne elity.