A fałszerze milczą
Tydzień temu informowaliśmy o kolejnym zuchwałym fałszerstwie Gazety Wyborczej. Świadomie zniekształcono fragment wypowiedzi bp. Tadeusza Pieronka, co oprotestował w Życiu bp Piotr Jarecki. Nie ukrywając swego oburzenia fałszerstwem, bp Jarecki zapytywał, "za co płacą ci, którzy codziennie kupują tę gazetę". Przez tydzień próżno poszukiwałem na łamach Wyborczej wytłumaczenia, jak mogło dojść do takiego fałszerstwa na jej łamach, czy w ogóle jakiejś próby obrony po tak poważnych zarzutach. Na próżno. Fałszerze złapani za rękę wolą milczeć i jak zawsze czują się bezkarni.
Mieszkanie Kwaśniewskiego i "chuligan" Walendziak
Reklama
Dorota Sajnug szeroko skomentowała w Życiu z 13 września wspomnianą dzień wcześniej w telewizji kontrowersję wokół tego, jak się "uwłaszczył" za bezcen prezydent Aleksander Kwaśniewski 10 lat temu. W tekście pt. Dom nie dla wszystkich Sajnug pisała o konferencji zwołanej przez sztab Mariana Krzaklewskiego na osiedlu, na którym w 1990 r. Kwaśniewski kupił 78-metrowe mieszkanie za ok. 12 mln zł (tj. 10 ówczesnych średnich pensji). Według W. Walendziaka, stanowiło to tylko 5% prawdziwej wartości rynkowej mieszkania. To proste stwierdzenie faktu przez Walendziaka wywołało wybuch oburzenia rzecznika sztabu Kwaśniewskiego, b. naczelnego Trybuny Dariusza Szymczychy. Nazwał Walendziaka "chuliganem politycznym". Dodatkowego posmaku całej sprawie nadaje okazana przy tym obłuda Kwaśniewskiego. Jak pisano w tym samym numerze Życia z 13 września, gdy Kwaśniewski wetował ustawę uwłaszczeniową, "mówił, że mieszkanie wykupił za ciężkie pieniądze" (Według Rzeczpospolitej z 13 września: "W poniedziałek Kwaśniewski powiedział, że swoje mieszkanie w Wilanowie wykupił ´płacąc niemałą kwotę´"). D. Sajnug pisała w Życiu, że Walendziak zarzucił Kwaśniewskiemu mówienie nieprawdy co do kupionego przez niego za bezcen mieszkania. Zdaniem Walendziaka, " wetując ustawę uwłaszczeniową, prezydent występuje przeciwko ludziom, którzy całe życie ciężko pracowali na majątek narodowy. - Te mieszkania nie byłyby prezentem". Według Rzeczpospolitej z 14 września, rzecznik sztabu Mariana Krzaklewskiego - Kajus Augustyniak powtórzył w Radiu Plus za Walendziakiem, że "Kwaśniewski, kupując w 1990 r. mieszkanie za bardzo niewielki procent wartości, uwłaszczył siebie. - Dziś, wetując ustawę uwłaszczeniową, odmówił tego prawa innym ludziom". W tym samym numerze Rzeczpospolitej przytoczono również wypowiedź Mariana Krzaklewskiego: "Na razie byliśmy tylko świadkami selektywnego uwłaszczenia, w którym główną rolę odegrała komunistyczna nomenklatura". Według Życia (z 13 września): "Prezydent zapłacił po 159 tys. 172 stare złote za m2. Podobne mieszkania kupowano po 4-6 mln zł za m2. Na tym samym osiedlu, po tej samej cenie co Kwaśniewski, mieszkania kupili państwo Pudyszowie (85 m2), Oleksowie (113 m2), Millerowie (86 m2) i Sekułowie (84 m2)".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak nas dezinformują
Reklama
Anna Sarzyńska w tekście Szklane teleoko (Życie z 14 września)
podjęła na tle sprawy telewizyjnych informacji o sporze wokół mieszkania
Kwaśniewskiego kwestię "czy TVP prowadzi kampanię Aleksandra Kwaśniewskiego?". Sarzyńska przeciwstawiła szeroką informację o całej sprawie w TVN
i Polsacie (uznano ją tam za "wydarzenie dnia") skąpej, bardzo zdawkowej
informacji w TVP. Sarzyńska pisała, że w Wiadomościach informacji
o tym wydarzeniu nie zilustrowano materiałem filmowym. Lektorka jednym
zdaniem informowała o zarzutach Walendziaka, ale odczytała obszerny
fragment oświadczenia prezydenckiego sztabu, zaprzeczającego, by
naruszono prawo. - Jestem zdziwiona, że telewizja publiczna uznała
tę informację za nieważną. I my, i konkurencyjny TVN zrobiliśmy z
tego czołówki - mówi Joanna Bichniewicz z polsatowskich Informacji.
W całej sprawie znamienna była również typowa tendencyjność Gazety
Wyborczej (w numerze z 13 września). Podała o wszystkim bardzo zdawkową
informację czy raczej pseudoinformację, przemilczając nawet to, jak
duże mieszkanie wykupił Kwaśniewski i za jaką cenę. Po cóż bowiem
podawać niewygodne informacje, kompromitujące Kwaśniewskiego, tak
skumplowanego z Michnikiem?
Kłamstwo Kwaśniewskiego o "ciężkich pieniądzach", jakie
zapłacił za swoje mieszkanie, dowodzi, że Prezydent RP jakoś nie
może za nic się wyzwolić ze starego nawyku "prawdomówności inaczej". Miejmy nadzieję, że pomimo wyraźnych prób wyciszenia całej sprawy,
społeczeństwo dowie się szerzej o konkretach związanych z mieszkaniowym "
uwłaszczeniem" obecnego Prezydenta RP w 1990 r. Cóż, miliony Polaków
wegetują, ale mają za to wielce sprytnego i zapobiegliwego prezydenta.
Szaleństwo Balcerowicza
Reklama
Tygodnik Solidarność z 15 września przynosi świetny tekst przebywającego
od wielu lat w Polsce francuskiego korespondenta Bernarda Margueritte´a.
Francuski dziennikarz, który niejednokrotnie oburzał się na łamach
Tygodnika Solidarność na skrajne traktowanie po macoszemu oświaty
i kultury w Polsce, tym razem wydrwiwa obłudę "Unii Wolności pana
Balcerowicza" w całej sprawie. Pisze, że jej działalność "jest oparta
na dwóch zasadach: uprawiać politykę, która doprowadza do ruiny całe
sektory życia społecznego, i zaraz potem lansować fundację czy akcje
charytatywne; tuż przed ujawnieniem się wyników żałosnej polityki
wycofać się i krytykować tych, którzy dostali kłopotliwy spadek.
Unia lansowała więc w tych dniach ideę utworzenia ´fundacji na rzecz
edukacji´".
Pisząc o negatywnych skutkach całokształtu finansowej
polityki Balcerowicza, Margueritte pisze, że w momencie, gdy zaczęły
one być widoczne, "były minister finansów wycofał się elegancko z
rządu. Przecież dochody z prywatyzacji, dzięki którym można było
ukryć chwilowo beznadziejność polityki gospodarczej, już się kończą.
Król jest nagi. Najlepsze firmy zostały sprzedane. Której korporacji
międzynarodowej można jeszcze coś wartościowego zaproponować? Pan
Balcerowicz nie jest już potrzebny. Trzeba jednak podziwiać odwagę (inni by powiedzieli tupet) byłego wicepremiera. Ledwo przestał rządzić,
już krytykuje obecny rząd: obecna inflacja jest wynikiem polityki
tego rządu, twierdzi. Może jednak pan Balcerowicz wziął ludzi za
głupszych niż są. Do tego prowadzi z reguły arogancja i pogarda dla
obywateli. Ci wiedzą doskonale, że każda polityka gospodarcza daje
wyniki dopiero na dłuższą metę i że, wobec tego, będziemy rejestrować
przykre wyniki działania pana Balcerowicza przez wiele miesięcy i
lat. Skądinąd wszyscy mogą skonstatować, że pozbawiony balastu ministrów
unijnych rząd pana Buzka pracuje o wiele sprawniej".
Przypominając, że polityka Balcerowicza już na początku
lat 90. "wyprowadziła połowę rodzin na skraj ubóstwa", Margueritte
pisze: "W tej metodzie naprawdę jest szaleństwo. Jutro Unia, która
blokowała skutecznie konsekwentne dążenia dwóch doskonałych ministrów
do spraw rodziny, zaproponuje prawdopodobnie utworzenie ´fundacji
na rzecz rodziny polskiej´. Może też być fundacja na rzecz badań
naukowych, zdrowia, transportów publicznych i wszystkich innych sektorów
zapomnianych w polityce pana Balcerowicza". Francuski korespondent
dziwi się tylko jednemu: "Aliści należy podziwiać cierpliwość Polaków.
We Francji polityka typu balcerowiczowskiego dawno wyprowadziłaby
wszystkich na ulice. A tu spokój" (podkreślenie J.R.N.). Komentując
zadziwienie Margueritte´a odpowiedziałbym, że być może źródeł różnic
zachowania Polaków i Francuzów należy szukać głównie w skutkach działania
mass mediów. Po prostu w Polsce są one dużo bardziej nieuczciwe,
dużo bardziej zmonopolizowane i przez lata z wielką werwą uprawiały
nową odmianę balcerowiczowskiej "propagandy sukcesu". Wszystko do
czasu. Teraz, jak słusznie pisze Margueritte: "Król jest nagi". Co
zrobią Polacy, ostatecznie przekonawszy się, że ich sromotnie nabito
w butelkę?
Pod koniec tekstu Margueritte´a znajduję wyraźne potwierdzenie
ocen, jakie sam przedstawiałem już wcześniej na łamach Niedzieli
w sprawie zaprzepaszczonych szans dogadania się AWS-u z PSL-em. Margueritte
pisze, że sytuacja w Polsce "potwierdza to jeszcze raz, jakim błędem
strategicznym był dla AWS-u sojusz z Unią zamiast z PSL-em, które
- niezależnie od różnych słabości - jest partią, która szanuje wartości
chrześcijańskie i patriotyczne. Tygodnik pisał wówczas o ´mezaliansie
z rozsądku´. Była to, niestety, więcej: historyczna kompromitacja.
Pozwoliła przynajmniej na wyciągnięcie istotnego wniosku: z liberalizmem,
sprzecznym z doktryną społeczną Kościoła afirmującą godność człowieka
i sprawiedliwość społeczną, paktować nie należy".
I co tu jest grane?
Popełniono już tyle błędów po 1997 r., choćby w polityce wobec Unii Wolności, ale niektórym to wszystko nie wystarcza. Dowodzi tego pełen alarmu tekst Ludwika Dorna Ordynacja śmierci w Nowym Państwie z 15 września. Dorn przestrzega: "stała się rzecz zadziwiająca: sejmowa większość (UW, AWS, PSL) przygotowała wspólnie z SLD projekt ordynacji wyborczej korzystnej wyłącznie dla postkomunistów, albowiem dającej im bezwzględną większość mandatów tak w Sejmie, jak i w Senacie". Dorn bardzo precyzyjnie dowodzi słuszności swych zarzutów, poczem konstatuje, iż: "Obecny kształt ordynacji jest bowiem wynikiem olbrzymiego deficytu zaufania między AWS, UW i PSL oraz w samym AWS. Podstawową rolę w tworzeniu tego deficytu odegrały poufne ´konsultacje´ w sprawie ordynacji wyborczej między nie tyle AWS, ile RS AWS i SLD. (...) Kierownictwu RS AWS zależało na dwóch celach, które można zrealizować dzięki dysproporcjonalizacji proporcjonalnych wyborów do Sejmu, co zapewniają okręgi małe i średnie oraz system d´ Hondta: po pierwsze - podziale sceny politycznej między najsilniejszych (SLD i AWS) przy marginalizacji UW i PSL i - po drugie - na uzyskaniu narzędzia do utrzymania dyscypliny w AWS. (...) Koncepcja podziału sceny politycznej między dwóch silnych przeminęła wraz ze snami AWS o potędze, ale to nie oznacza zmiany polityki w sprawie ordynacji wyborczej. Wygląda na to, że realne kierownictwo tak boi się buntu we własnych szeregach, iż gotowe jest samo doprowadzić do marginalizacji swojego obozu wraz z PSL i UW. (...) W opinii dwóch mniejszych partii, kierownictwo AWS ciągle jest pijane snami o potędze i w pijanym widzie może pójść na rozwiązania samobójcze, ale przy okazji likwidujące mniejszych partnerów".
Gorycz solidarnościowca
W Tygodniku Solidarność z 15 września pełen goryczy tekst Szymona Gurbina: Olek na prezydenta, czyli zdefraudowane marzenia. Autor zaczyna swój tekst od porcji ironizowań na temat różnych wypowiedzi A. Kwaśniewskiego, pisząc: "Jakiś czas temu kandydat Olek posłużył się w swej kampanii akcentem kombatanckim, przyznając się do tego, że o mały włos też solidarnie stanąłby w szeregach, ale jego wrodzona niechęć do oportunizmu nie pozwoliła mu na brnięcie w bezrefleksyjnym, 10-milionowym stadzie. Olek nie strajkował więc w przeciwieństwie do części swoich rówieśników na wielu polskich uczelniach, za to uczył się pilnie i dorastał w łonie mateńki partii". Po tych ironizowaniach przychodzi garść raczej dość posępnych refleksji Gurbina na temat tego, jak pogłębiająca się mizeria społeczeństwa może zostać wykorzystana dla wsparcia sukcesu wyborczego A. Kwaśniewskiego, "miłościwie nam panującego maga, choć nie magistra, w zasadzie półczłonka Solidarności - wielkiego Aleksandra". Koniec artykułu jest wręcz ponury. Autor ubolewa, że "idioci mają się dobrze, a złodzieje prosperują. Gdzieś zapodział się etos ludzkiej solidarności, nakazującej zabliźniać się z bliźnim. Pozostała gra, gracze i pula, którą można wygrać. No i pozostały jeszcze zdechłe ideały. Postawi się im na terenie całego kraju 159 pomników, przed którymi solidarnie bić będą rocznicowe pokłony defraudatorzy polskich marzeń".