Rodzina Frydów żyje w Bieżanowie Nowym. W jednym z bloków, nieopodal kościoła parafialnego, w M4 mieszkają Zuzanna i Mirosław oraz ich córki: gimnazjalistka Klaudia i jej młodsze siostry: Wiktoria i Emilka. Pierworodny Marcin, po ukończeniu technikum, wyjechał pracować za granicę. Pan Mirosław jest maszynistą w pociągach dalekobieżnych w InterCity, a pani Zuzanna od niedawna pracuje w prywatnym sklepie. - Gdy skończyłam technikum meblowe, wyszłam za mąż, potem zostałam matką - mówi. - Zajmowałam się prowadzeniem domu, wychowywaniem dzieci. Byliśmy i jesteśmy zdani tylko na siebie. Nie mamy babć, dziadków, którzy by nam pomogli. Było trudno, zwłaszcza przy małych dzieciach. Potem te starsze mnie wspierały. Szczególnie Marcin, który odbierał dziewczynki z przedszkola. Obecnie pojawiła się taka możliwość, więc pracuję, ale nie tak to sobie wyobrażałam.
Co daje praca zawodowa?
Reklama
Zuzanna Fryda przyznaje, że chętnie nadal zajmowałaby się domem i wychowywaniem potomstwa, jednak wszystko drożeje, a potrzeby związane z utrzymaniem rodziny, z edukacją córek są coraz większe i pensja męża nie wystarcza. - Na wiele rzeczy nas nie było stać, a bardzo ciężko jest wytłumaczyć dziecku, że nie pojedzie na zieloną szkołę czy na wycieczkę, bo rodzice spłacają kredyt - mówi pani Zuzanna. - A tak bywało. Dopiero, gdy nasze dzieci trafiły do „Oratorium” (Katolicka Świetlica Profilaktyczno-Wychowawcza prowadzona przez siostry Michalitki - przyp. red.), to sytuacja się zmieniła. Dziś jest im trochę łatwiej, chociaż pan Mirosław przekonuje, że w Polsce tylko się mówi o pomaganiu rodzinom, zwłaszcza tym z kilkorgiem dzieci. Przykładem może być ich sytuacja finansowa. - Z chwilą, gdy żona poszła do pracy, straciliśmy rodzinne, bo dochód został przekroczony o całe 20 zł - mówi z uśmiechem.
Małżonkowie przyznają, że odkąd obydwoje pracują, coraz rzadziej się widują. Zdarza się więc, że w niedzielne przedpołudnie pan Mirosław kieruje pociągiem, żona pracuje w prywatnym sklepie, a w domu zostają same dzieci. - W rodzinie bardzo ważny jest wspólnie spędzony czas, którego obecnie najbardziej brakuje - stwierdza pani Zuzanna. - Uważam, że soboty i niedziele powinny być wolne, żeby móc wspólnie z rodziną przygotować i zjeść śniadanie, obiad. W sklepie, gdzie znalazłam zatrudnienie, w sobotę pracujemy 12, a w niedzielę - 10 godzin. Po całym dniu wracam bardzo zmęczona. Nie wyobrażam sobie, że będę w stanie wykonywać tę pracę do 65. roku życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jakie są ich dzieci?
Reklama
Z rodzinnych opowieści wynika jednak, że dzieci, którym rodzice, a zwłaszcza pani Zuzanna, oddali wiele swojego czasu, potrafią sobie nieźle radzić w nowej sytuacji. - Gdy nas nie ma, dziewczyny same gotują obiad - przyznają z dumą państwo Frydowie. - Wzajemnie się wspierają, pomagają sobie. Szczególnie odpowiedzialna jest Klaudia.
Najstarsza z córek właśnie skończyła II klasę Gimnazjum nr 29. To był dla niej udany rok szkolny. Gimnazjalistka znalazła się wśród laureatów tegorocznej edycji Samorządowego Konkursu Nastolatków „8 Wspaniałych”. - W konkursie wzięłam udział po raz drugi - mówi uśmiechnięta, najmłodsza tegoroczna krakowska Wspaniała. - Rok temu, gdy się nie udało, mówiłam, że już nigdy więcej. Ale wiele osób mnie namawiało, abym wystartowała powtórnie. W tym gronie była moja wychowawczyni, pani Dorota Szczypkowska, potem włączyli się rodzice. Więc posłuchałam, ale gdy podczas uroczystej gali usłyszałam swoje nazwisko, nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nawet mojej wychowawczyni pytałam, czy się nie pomylili. A potem bardzo się cieszyłam.
Wspaniała z Bieżanowa Nowego wspomina, że po tym wydarzeniu wiele osób gratulowało jej sukcesu. Ale moi rozmówcy podkreślają, że Klaudia na to zwycięstwo solidnie zapracowała. Ona sama przyznaje, że lubi pomagać. Jako wolontariuszka kwestowała na rzecz fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” i „Dziewczynka z zapałkami”. Jest przewodniczącą klasy, działa w szkolnym samorządzie oraz w Krakowskiej Akademii Samorządności. Pomaga również w „Oratorium”. - Wszystko się zaczęło od mojego chodzenia do „Oratorium” - mówi. - Od lat uczestniczę w organizowanych tam zajęciach. Gdy już byłam trochę starsza, zaczęłam pomagać. Oczywiście, w miarę moich możliwości.
Jak ich postrzegają?
Michalitka z „Oratorium”, s. Eleonora Skubisz, przyznaje, że Klaudia to grzeczna, dobrze wychowana dziewczynka: - Jeśli podejmie się jakiegoś zadania, to można być pewnym, że je wykona i to najlepiej jak potrafi. S. Eleonora mówi, że również siostry Klaudii chodzą do „Oratorium”. Cała trójkę szczególnie interesują zajęcia taneczne. Z kolei nauczycielka z Gimnazjum - Dorota Szczypkowska dodaje, iż Klaudia jest w klasie bardzo lubianą osobą. Mogą na nią liczyć koledzy i nauczyciele. Natomiast Tomasz Guzik, który uczył gimnazjalistkę religii, podkreśla bardzo pozytywne nastawienie Klaudii do świata.
S. Eleonora i wychowawczyni Klaudii akcentowały, że nastolatka jest żywym odbiciem swej rodziny. - Jej rodzice to serdeczni, zainteresowani zachowaniem i postępami córki w nauce - przyznaje Dorota Szczypkowska. - Bardzo troszczą się o swoje dzieci. Myślę, że ich postawa, zaangażowanie mogą stanowić przykład dla innych. Równocześnie są dowodem, że rodzina nadal jest najważniejsza, bo to w niej wychowuje się kolejne pokolenia, a my - nauczyciele, wychowawcy - powinniśmy ten rodzicielski trud wspierać.
Państwo Frydowie, którzy cieszą się z sukcesu córki, przyznają, że najstarsza z ich dziewczyn jest bardziej odpowiedzialna i przebojowa od pozostałych dzieci. - Jak się w dzieciństwie bawiły w szkołę, to Klaudia zawsze była dyrektorką, a te młodsze musiały się jej podporządkować - przyznaje pani Zuzanna i przekonuje, że każde z ich dzieci wyróżnia się czymś pozytywnym. Tata już dziś namawia Wiktorię, aby szła w ślady Klaudii i zainteresowała się wolontariatem i być może powtórzyła jej sukces. Emilka kocha tańczyć, marzy o zajęciach baletowych. - Byłam dumna, że to Klaudia wygrała - mówi najmłodsza Frydówna, która podkreśla, że może na swoją siostrę liczyć, na przykład gdy potrzebuje pomocy z języka angielskiego, a Wiktoria wyznaje, że sukces Klaudii był dla niej zaskoczeniem.
Co jest dla nich ważne?
Zuzanna i Mirosław, chociaż zajęci pracą, dbaniem o dom, o córki, często myślą o nieobecnym pierworodnym, który wcześniej jako uczeń technikum gastronomicznego, a potem absolwent przygotowywał rodzinie smaczne obiady. - Martwimy się o Marcina - mówią. - Chcielibyśmy, aby wchodził w dorosłe życie tu, w Polsce, obok nas. Ale w obecnej rzeczywistości od absolwenta wymaga się udokumentowanej praktyki, więc syn pracuje za granicą. Rodzice mówią, że chcieliby, aby wartości, które wyniósł z domu - pracowitość, odpowiedzialność, uczciwość nadal były dla niego ważne.
Te wartości są wpisane w system wychowawczy rodziny Frydów. Rodzice swoim przykładem starają się uczyć mądrych, rozważnych zachowań swoje potomstwo. Mówią, że dziś najtrudniej wygrać z… pieniądzem. Jeśli ich nie ma, nie można zrealizować marzeń o lepszym życiu dzieci, o ich kształceniu, o rozwijaniu ich zdolności i talentów. Ale też przekonują, że człowiek nie powinien się stać ich niewolnikiem. Twierdzą, że rodzina jest najważniejsza, iż wspólnie można wiele osiągnąć.
- Dobrze jest mieć taką rodzinę jak nasza - mówi Wiktoria. - Rodzice troszczą się o nas oraz dbają, aby w domu było nam dobrze. Emilka dodaje: - Cieszę się, że mam taką rodzinę, że mam starsze rodzeństwo, ale najbardziej kocham tatę. - Myślę, że to, jaka jestem, w dużej mierze zawdzięczam mojej rodzinie - przyznaje Klaudia. - Rodzice to są najbliższe mi osoby, które dają mi przykład, jak postępować w życiu. W domu nauczyłam się odpowiedzialności, konsekwencji. Myślę, że każdy powinien mieć dom, w którym czuje się dobrze, do którego chce wracać i który zabierze ze sobą do swojego dorosłego życia.