Reklama

Przed beatyfikacją Jana Pawła II

„Był otwarty na drugiego człowieka” - kard. Henryk Gulbinowicz wspomina Ojca Świętego

Beatyfikacja Jana Pawła II odbędzie się 1 maja 2011 r. - ogłosił papież Benedykt XVI. Tym samym proces beatyfikacyjny, który trwał pięć lat, a który potwierdził powszechną opinię o świętości Karola Wojtyły, dobiegł końca. Zakończyło go uznanie przez Kościół cudu za wstawiennictwem Jana Pawła II - uzdrowienia z zaawansowanej choroby Parkinsona francuskiej siostry zakonnej Marie Simon-Pierre. Symboliczna jest data wyniesienia Papieża na ołtarze, w tym roku wypada w ten dzień Niedziela Miłosierdzia Bożego - święto ustanowione przez Papieża z Polski. W związku z beatyfikacją w kolejnych numerach „Niedzieli Wrocławskiej” będziemy publikować wspomnienia znanych osobistości - duchownych i świeckich - poświęcone Janowi Pawłowi II i jego związkom z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Księdza prof. Karola Wojtyłę poznał Eminencja jesienią 1953 r. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Czy wykłady ks. Wojtyły cieszyły się dużym zainteresowaniem studentów?

Kard. Henryk Gulbinowicz: - Ks. prof. Karol Wojtyła pojawił się na KUL-u na początku roku akademickiego 1953/54. Od razu studenci zaczęli mówić, że warto go posłuchać; że jego wykłady z etyki są bardzo ciekawie. Poszedłem posłuchać jego wykładu. Wchodzę, a tam sala pełna ludzi. Wykład był dość trudny, tak jak zresztą jego wszystkie wykłady i książki. Jeśli na przykład zaczniemy czytać książkę „Osoba i czyn”, to należy bardzo się skupić. Najlepiej powracać kilka razy do początku, by odkryć sens tego, co chciał przekazać, a przekazał wiele i mądrze. Podczas wykładów studenci, jak to studenci - jedni słuchali, inni mówili, że to za trudne, a jeszcze inni, że nauczą się z notatek i nie będą chodzili na wykłady. Znam przypadek, kiedy jedna ze studentek nawet nie wiedziała, jak wygląda ks. prof. Karol Wojtyła. Przyszła z indeksem, bo chciała uzyskać wpis. On nie wyglądał na profesora w dawnym typie - był młody, wysportowany, energiczny. Dziewczyna spytała spotkanego na korytarzu ks. Wojtyłę, czy wie, gdzie jest ks. prof. Wojtyła. Spojrzał na nią zdziwiony i zapytał: „Koleżanka na tym wydziale studiuje? „Tak. I muszę mieć wpis z etyki. Muszę znaleźć ks. prof. Wojtyłę. Proszę mi pomóc”. „To daj indeks. Ja nazywam się Wojtyła” - odpowiedział. Dopiero wtedy zrozumiała, z kim rozmawia, ile u profesora ludzkiej życzliwości, bo przecież mógł ją zbesztać i powiedzieć - przychodzisz po podpis, a nawet nie wiesz, jak wygląda twój wykładowca. Ale nie zrobił tego. Wydaje mi się, że to było piękne, ludzie i to go zawsze charakteryzowało. Zobaczył studentkę, która nie była zainteresowana zbytnio dziedziną, którą wykładał, ale chciała zaliczyć rok i uzyskać podpis w indeksie. Może na egzaminie, jeżeli rozpoznał, to dokładniej wypytywał, ale tu i teraz pokazał, że nawet jak ktoś popełnia potworną gafę, to należy być otwartym na drugiego człowieka i wyrozumiałym w miarę możliwości. Później lepiej poznałem ks. prof. Karola Wojtyłę, kiedy został biskupem, arcybiskupem, kardynałem, papieżem, ale zawsze byłem świadkiem tego otwierania się na drugiego człowieka. Można było z nim bardzo łatwo nawiązać kontakt, nie stwarzał dystansu. Dlatego ludzie do niego tak lgnęli. Pamiętam, co mówili koledzy z Krakowa, z którymi studiowałem. Opowiadali, że ks. Wojtyła jest towarzyski, ma pogodne usposobienie, jest wesoły, lubi żarty. Młodzież może dlatego otwierała się przed nim i opowiadała o swoich problemach życiowych.

- Ojciec Święty Jan Paweł II dwukrotnie był we Wrocławiu w 1983 r. i w 1997 r. na zakończenie 46. Światowego Kongresu Eucharystycznego. To po tych wizytach rozmawiał Ksiądz Kardynał z Ojcem Świętym w Watykanie o pomniku... Jana Pawła II.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Mam zasadę, że jeśli ktoś żyje, to nie stawiam pomników. Nawet Papieżowi. Inni biskupi stawiali pomniki Ojcu Świętemu. Ci, którzy mnie dobrze znali, wciąż pytali: „Ojciec Święty przyjeżdża do Wrocławia, a ty nie stawiasz pomnika? Czy Papież nie będzie urażony twoim postępowaniem?”.
Byłem kiedyś zaproszony na posiłek z Ojcem Świętym. Siedzimy przy stole; odważyłem się zapytać: „Wasza Świątobliwość był już we Wrocławiu dwa razy. Czy Ojciec Święty chce, byśmy wybudowali mu w naszym mieście pomnik, czy coś innego?”. Papież popatrzył na mnie nieco zaskoczony tym pytaniem i z uśmiechem zapytał: „A co to jest coś innego, skoro mam wybierać?”. „Proszę Ojca Świętego. Mamy we Wrocławiu od 300 lat Wydział Teologiczny. Są tam studenci - klerycy. Oni mieszkają w seminarium. Mamy tam kleryków zakonnych. Ci mieszkają w zakonach. Mamy też siostry zakonne, które również mieszkają w klasztorach. A młodzież świecka nie ma domu akademickiego. Chciałbym wybudować taki dom, który nazwiemy Domem im. Jana Pawła II”. „Kto będzie tam mieszkał?” - zapytał Papież. „Studenci naszej uczelni, którzy mają trudne warunki ekonomiczne. Będą mogli za symboliczną opłatą znaleźć dach nad głową” - odpowiadam. A Papież pyta dalej: „A studentki? Studentek tam nie wpuścisz?”. Ja na to: „A jak coś się tam urodzi? To, co? W metryce napiszemy:... urodził się w domu Jana Pawła II?”. „A to nie, to nie...” - powiedział Papież. Wziął mnie za rękę i dodał: „Ten drugi pomysł lepszy niż ten pierwszy z pomnikiem”. „Ale droższy!” - dodałem. Wszyscy się zaczęli serdecznie śmiać. Wybudowaliśmy dom akademicki i to jest nasz pomnik Jana Pawła II. Chcę zwrócić jeszcze uwagę na jego pytanie o studentki; o to, kto będzie mieszkał w tym domu. Tu też widać troskę o drugiego człowieka. Nikogo nie chciał pominąć. Jeśli pomagać, to na ile tylko można wszystkim potrzebującym.

- Podczas spotkań z Ojcem Świętym Ksiądz Kardynał opowiadał różne żarty. Z jakich najbardziej śmiał się Papież?

- Ojciec Święty lubił pogodną atmosferę podczas posiłku. Kiedy przyjeżdżałem do Watykanu, to starałem się nie przychodzić z kłopotami. Bo i tak miał przecież ich sporo. Myślałem sobie - będę u Ojca Świętego pół godziny, może godzinę i mam mu truć o jakiś problemach?. Od tego są przecież urzędnicy w Watykanie... Starałem się mówić Ojcu Świętemu o tym, co się udało, co sprawiało mu radość i wywoływało uśmiech na jego twarzy. Kiedyś pozwolił, bym opowiedziałem mu na przykład następujący żart.
Żyło małżeństwo bardzo zgodliwie, religijne, mieli dzieci. Ale umarł mąż. Wdowa pożegnała go, pochowała, jak Pan Bóg przykazał. Przyszedł czas, że Pan Bóg przeciął również jej nić życia. Poszła do wieczności, do św. Piotra. Puka do bramy. Święty Piotr otwiera i pyta: „Czego chcesz kobieto?”. Ona zapytała o swoje miejsce w niebie. Razem ze św. Piotrem poszukali w księgach. Znaleźli. Kobieta poszła do wyznaczonego miejsca. Jak to kobieta - popatrzyła, stwierdziła, że jest dużo światła, wszystko posprzątane, czyste. W pewnym momencie przypomniała sobie, że przecież tu gdzieś powinien być jej mąż. Wróciła do św. Piotra i pyta o męża. Ponownie szukają w księgach, ale go nie znaleźli... Kobieta była oburzona: „Przecież był dobrym człowiekiem, szlachetnym, modlił się, mieliśmy dzieci... Może jest w księdze świętych?” - pyta. Szukają i szukają również w tej księdze, ale też nie znaleźli... Kobieta była coraz bardziej wzburzona. Prawie krzyczała: „Jak to, przecież do kościoła chodził, pacierz zmawiał, wnuków doczekaliśmy, 40 lat byliśmy ze sobą...”. Jak św. Piotr usłyszał słowa, że 40 lat byli ze sobą, to ocknął się i mówi: „Kobieto! Trzeba było od razu tak mówić! Przecież on będzie w księdze męczenników!”. I tam go znaleźli.

Reklama

- Oprócz wesołych rozmów Ksiądz Kardynał dyskutował z Ojcem Świętym m.in. o sytuacji w Polsce podczas stanu wojennego, o sytuacji prześladowanych księży. Czy Papież pytał np. o ks. Jerzego Popiełuszkę?

- Pamiętam jedną taką rozmowę. Znałem ks. J. Popiełuszkę. Pochodził z Suchowoli k. Białegostoku, gdzie byłem biskupem. Kiedyś siostry księdza Jerzego przyjechały do mnie z pytaniem, co mają robić, ponieważ Jerzy chce wstąpić do seminarium w Warszawie. Odpowiedziałem, żeby nic nie należy robić. Ma przecież prawo wyboru i nie ma żadnego przepisu, który nakazywałby mu wstąpić do seminarium w Białymstoku. Potem spotkałem Jerzego Popiełuszkę w Krynicy Morskiej. Wysłał go tam prymas Polski kard. Stefan Wyszyński po tym, jak zakończył ciężki pobytu w jednostce wojskowej w Bartoszycach. Dowiedziałem się, jakie mieli tam warunki wezwani do wojska klerycy. O tym opowiedziałem Papieżowi.
Pamiętam bardzo dobrze jedno ze spotkań w tamtego okresu. Było to po zamachu na Papieża na Placu św. Piotra. Zapytałem: „Ojcze Święty, czy jak Ojciec wyjeżdża na środową audiencję, to zakłada kamizelkę kuloodporną?”. „Nie” - odpowiedział. „Dlaczego?” - pytam. „Przecież jest tylu złych ludzi na świecie”. A on spojrzał na mnie i powiedział słowa, które będę pamiętał do końca życia: „Słuchaj, wszystko jest w rękach Pana Boga. Tam długo będę żył, jak długo będę potrzebny Panu Bogu”. Jak Ojciec Święty to wtedy powiedział! Z jakim wewnętrznym przeświadczeniem o tym, że jest w rękach Pana Boga! A jak się jest w rękach Pana Boga, to zawsze będzie tak, jak w danym momencie jest dla człowieka najlepiej. Wiele razy wracałem myślą do tych słów. Zaufać Bogu, czyli uważać, że On, Pan Bóg wie lepiej, co mi potrzeba. On wie lepiej niż ja... Często zabezpieczamy się na różne sposoby, przewidujemy, denerwujemy się, co będzie dalej, a przecież jest Bóg, który wie lepiej... Pamiętając te słowa Jana Pawła II, sformułowałem swoją życiową zasadę - wszystko, co dobre trzeba okupić cierpieniem. Bo Chrystus Pan okupił cierpieniem zbawienie człowieka. Jeżeli jestem na tej ziemi, to moje życie również muszę okupić cierpieniem.

- Druga życiowa zasada Księdza Kardynała to modlitwa za drugiego człowieka. Bez względu na to, jakim jest i kim jest.

- Pamiętam, jak niektórzy ludzie negatywnie komentowali fakt, że Ojciec Święty spotkał się w więzieniu z człowiekiem, który do niego strzelał. Jeden z wrocławskich intelektualistów powiedział, że pewnie stało się tak dlatego, że Papież chciał się popisać i to było powodem rozmowy z zamachowcem. Popatrzyłem na niego i uśmiechnąłem się. Wtedy opowiedziałem mu o... sprzątaczce. W 1953 r., byłem na II roku studiów teologicznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Chodziłem rano do sióstr odprawiać Msze św. Idę przed 6 rano do klasztoru i spotyka mnie jakaś kobiecina. Ponieważ byłem w sutannie, pochwaliła Pana Boga i mówi: „Czy ksiądz słyszał, że Stalin umarł?”. „Nie słyszałem” - odpowiadam. „Skąd pani to wie?” - pytam. „A mówili u mnie w pracy. W urzędzie wojewódzkim. Sprzątam tam” - odpowiedziała. Potem mówi: „Proszę księdza, czy ktoś za jego dusze się pomodli?”. To pytanie mną wstrząsnęło... Do dziś widzę twarz tej zatroskanej kobieciny, która była przecież daleko od komunistów i partii. Ona widziała nawet w Stalinie człowieka. Człowieka, który ma nieśmiertelną duszę i czeka go wieczność. Poszedłem do kaplicy i odprawiłem Mszę św. Chyba to była pierwsza w Polsce Msza św. odprawiona za Stalina... Wtedy ta sprzątaczka nauczyła mnie, że należy być wrażliwym na każdego człowieka... Tę historię opowiedziałem osobie, która krytykowała Jana Pawła II za spotkanie z tym, który chciał go zabić. Papież spotkał się z zamachowcem i mu przebaczył. To wynikało z wrażliwości dla człowieka.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kościół czci patronkę Europy - św. Katarzynę ze Sieny

[ TEMATY ]

św. Katarzyna

pl.wikipedia.org

Kościół katolicki wspomina dziś św. Katarzynę ze Sieny (1347-80), mistyczkę i stygmatyczkę, doktora Kościoła i patronkę Europy. Choć była niepiśmienna, utrzymywała kontakty z najwybitniejszymi ludźmi swojej epoki. Przyczyniła się znacząco do odnowy moralnej XIV-wiecznej Europy i odbudowania autorytetu Kościoła.

Katarzyna Benincasa urodziła się w 1347 r. w Sienie jako najmłodsze, 24. dziecko w pobożnej, średnio zamożnej rodzinie farbiarza. Była ulubienicą rodziny, a równocześnie od najmłodszych lat prowadziła bardzo świątobliwe życie, pełne umartwień i wyrzeczeń. Gdy miała 12 lat doszło do ostrego konfliktu między Katarzyną a jej matką. Matka chciała ją dobrze wydać za mąż, podczas gdy Katarzyna marzyła o życiu zakonnym. Obcięła nawet włosy i próbowała założyć pustelnię we własnym domu. W efekcie popadła w niełaskę rodziny i odtąd była traktowana jak służąca. Do zakonu nie udało jej się wstąpić, ale mając 16 lat została tercjarką dominikańską przyjmując regułę tzw. Zakonu Pokutniczego. Wkrótce zasłynęła tam ze szczególnych umartwień, a zarazem radosnego usługiwania najuboższym i chorym. Wcześnie też zaczęła doznawać objawień i ekstaz, co zresztą, co zresztą sprawiło, że otoczenie patrzyło na nią podejrzliwie.
W 1367 r. w czasie nocnej modlitwy doznała mistycznych zaślubin z Chrystusem, a na jej palcu w niewyjaśniony sposób pojawiła się obrączka. Od tego czasu święta stała się wysłanniczką Chrystusa, w którego imieniu przemawiała i korespondowała z najwybitniejszymi osobistościami ówczesnej Europy, łącznie z najwyższymi przedstawicielami Kościoła - papieżami i biskupami.
W samej Sienie skupiła wokół siebie elitę miasta, dla wielu osób stała się mistrzynią życia duchowego. Spowodowało to jednak szereg podejrzeń i oskarżeń, oskarżono ją nawet o czary i konszachty z diabłem. Na podstawie tych oskarżeń w 1374 r. wytoczono jej proces. Po starannym zbadaniu sprawy sąd inkwizycyjny uwolnił Katarzynę od wszelkich podejrzeń.
Św. Katarzyna odznaczała się szczególnym nabożeństwem do Bożej Opatrzności i do Męki Chrystusa. 1 kwietnia 1375 r. otrzymała stygmaty - na jej ciele pojawiły się rany w tych miejscach, gdzie miał je ukrzyżowany Jezus.
Jednym z najboleśniejszych doświadczeń dla Katarzyny była awiniońska niewola papieży, dlatego też usilnie zabiegała o ich ostateczny powrót do Rzymu. W tej sprawie osobiście udała się do Awinionu. W znacznym stopniu to właśnie dzięki jej staraniom Następca św. Piotra powrócił do Stolicy Apostolskiej.
Kanonizacji wielkiej mistyczki dokonał w 1461 r. Pius II. Od 1866 r. jest drugą, obok św. Franciszka z Asyżu, patronką Włoch, a 4 października 1970 r. Paweł VI ogłosił ją, jako drugą kobietę (po św. Teresie z Avili) doktorem Kościoła. W dniu rozpoczęcia Synodu Biskupów Europy 1 października 1999 r. Jan Paweł II ogłosił ją wraz ze św. Brygidą Szwedzką i św. Edytą Stein współpatronkami Europy. Do tego czasu patronami byli tylko święci mężczyźni: św. Benedykt oraz święci Cyryl i Metody.
Papież Benedykt XVI 24 listopada 2010 r. poświęcił jej specjalną katechezę w ramach cyklu o wielkich kobietach w Kościele średniowiecznym. Podkreślił w niej m.in. iż św. Katarzyna ze Sieny, „w miarę jak rozpowszechniała się sława jej świętości, stała się główną postacią intensywnej działalności poradnictwa duchowego w odniesieniu do każdej kategorii osób: arystokracji i polityków, artystów i prostych ludzi, osób konsekrowanych, duchownych, łącznie z papieżem Grzegorzem IX, który w owym czasie rezydował w Awinionie i którego Katarzyna namawiała energicznie i skutecznie by powrócił do Rzymu”. „Dużo podróżowała – mówił papież - aby zachęcać do wewnętrznej reformy Kościoła i by krzewić pokój między państwami”, dlatego Jan Paweł II ogłosił ją współpatronką Europy.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Włochy: Premier Meloni przyjęła kardynała Stanisława Dziwisza

2024-04-29 14:22

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Giorgia Meloni

W. Mróz/diecezja.pl

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Premier Włoch Giorgia Meloni przyjęła w swojej kancelarii, Palazzo Chigi, kardynała Stanisława Dziwisza - poinformował rząd w poniedziałkowym komunikacie. Spotkanie odbyło się w związku z obchodzoną w sobotę 10. rocznicą kanonizacji Jana Pawła II.

Rząd w Rzymie podkreślił, że w czasie spotkania szefowa rządu i emerytowany metropolita krakowski wspominali polskiego papieża 10 lat po jego kanonizacji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję