Pierwsza połowa 2000 r. dla Ewy Błaszczyk była tragiczna. Przez jej życie przeszedł tajfun. Najpierw w lutym niespodziewanie zmarł jej mąż. - Byliśmy na kolacji, on zasłabł, pojechałam z nim karetką do szpitala, operacja, ale on po operacji już się nie obudził - wspomina. Jacek Janczarski zostawił żonę i dwie córki bliźniaczki. Aktorka nie zdążyła otrząsnąć się z jednej tragedii, gdy kilka miesięcy później nadeszła następna.
To był bardzo upalny maj. Mimo to sześcioletnie bliźniaczki były przeziębione. Mama podała im leki. Jedna z nich - Ola zakrztusiła się. Zaczęła się robić czerwona. Przestraszone dziecko napiło się wody. Zaczęła się trząść. Zalała sobie płuca. Właściwie utopiła się w szklance wody. Zanim Ewa Błaszczyk z córeczką dojechały do szpitala, co trwało najwyżej pięć minut, nastąpiło zatrzymanie krążenia i zmiany w mózgu. Zapadła w śpiączkę. Przez czterdzieści minut lekarze reanimowali ją. Dziewczynka doznała ciężkiego urazu mózgu. Od dziesięciu lat nie chodzi, nie mówi, unieruchomiona leży cały czas w łóżku.
Po stronie życia
Reklama
Ewa Błaszczyk mogła się załamać. Mogła nie chcieć żyć. Jednak nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, pokazała, że jest kimś silnym i nadała swojemu cierpieniu prawdziwie chrześcijański sens. - Dostrzegłam, że moja córeczka, ta milcząca, śliniąca się, bezwładna osoba, wiedzie pełnowartościowe życie - mówi. Wkrótce po tragedii aktorka wraz z ks. Wojciechem Drozdowiczem postanowiła założyć fundację „Akogo?”, która pomaga dzieciom i rodzicom dotkniętym podobnym nieszczęściem. Ich flagowym dziełem jest budowa „Budzika”, pionierskiej kliniki dla dzieci w śpiączce. - Staram się zrozumieć, że taka właśnie jest droga Oli, taka jest jej misja. Ona choruje, żeby uratować tysiące innych dzieci. Wierzę też, że jeśli pomogę innym rodzicom zrozumieć, co się stało z ich dziećmi, również ja to zrozumiem. Jeśli uratuję inne dzieci, łatwiej pogodzę się z chorobą mojego dziecka - wyznała dwa lata temu w rozmowie z „Niedzielą”.
Członkowie fundacji nie ukrywają, że budowa „Budzika”, ma także inny, pozamedyczny wymiar. Nie bez przyczyny klinika dedykowana jest Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. - Opowiadamy się bowiem po stronie życia, a nie śmierci, żeby pokazać, że jesteśmy przeciwni eutanazji. Mam takie wrażenie, że żyjemy w dobie zagrożenia, w której ludzie chorzy, słabi i starzy stają się „zbyteczni”. Nie chcę żyć w takim świecie! - podkreśla Błaszczyk. - Będziemy ratować takie przypadki, które np. w Holandii mogłyby być zakwalifikowane do eutanazji - dodaje Paweł Kwiatkowski, konsultant ds. medycznych w fundacji „Akogo?”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bąbelek na 15 łóżek
Reklama
„Budzik” zrodził się w głowie aktorki, która na własnej skórze przekonała się, jak bardzo bezradny jest system opieki medycznej w naszym kraju. Będąc w szpitalach, widziała innych, tak samo zrozpaczonych rodziców. - Zdałam sobie sprawę, że w polskiej służbie zdrowia nie ma miejsca na długotrwałą rehabilitację neurologiczną dzieci. Stałam pod izolatką i czułam, że lekarze wypychają nas ze szpitala, a ja naprawdę nie mam dokąd pójść - wspomina Błaszczyk. - Ja się broniłam przed wyrzuceniem ze szpitala. Wtedy artyści koledzy mi pomogli. To była moja obrona. Jednak co zrobi matka z biednej wsi na Podlasiu? - zastanawia się matka Oli.
W takich sytuacjach szpital zajmuje się chorym tylko do czasu. Zwykle dziecko spędza tam trzy-cztery miesiące i gdy jego życie nie jest już bezpośrednio zagrożone, jest wypisywane do domu lub trafia do hospicjum, gdzie ma opiekę pielęgnacyjną, ale nie może liczyć na profesjonalną i intensywną rehabilitację. - Hospicjum to miejsce, w którym można godnie umrzeć, a tu chodzi o to, by zawalczyć o życie. To kompletnie inny kierunek! - podkreśla aktorka.
Fundacja „Akogo?” szacuje, że w Polsce zapada w śpiączkę nawet 5 tys. dzieci rocznie. Głównie z powodu wypadków komunikacyjnych lub losowych. W większości przypadków utrata przytomności i świadomości trwa od kilku minut do kilkunastu dni. Około 400 dzieci zapada w śpiączki, które mogą trwać latami i kwalifikują się do dłuższej hospitalizacji. - Gdy stałam w Centrum Zdrowia Dziecka, zauważyłam, że jeden z pawilonów rehabilitacji neurologicznej jest krótszy od pozostałych. Jest jeszcze trochę miejsca do lasu - wspomina Błaszczyk i dodaje: - Gdyby tak dostawić taki bąbelek na 15 łóżek, to przecież idealne miejsce, bo tu jest szpital, w którym są wszyscy specjaliści, naukowcy, stacje diagnostyczne.
Każdy może pomóc
Pomysł został dosyć szybko wcielony w życie. W 2002 r. powołano fundację, która zaczęła zbierać środki na budowę. - Obecnie mamy stan surowy zamknięty. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, do końca tego roku klinika może być ukończona. Jednak wszystko zależy od środków finansowych - tłumaczy Paweł Kwiatkowski.
Do tej pory budowa „Budzika” przebiegała sprawnie, szybko i bez większych perturbacji. Inwestycja pochłonęła już 7 mln zł i na jej dokończenie potrzeba jeszcze drugie tyle. Niestety, środki, którymi dysponuje fundacja, są już na wyczerpaniu. - Są szanse na wsparcie z unijnych środków - podkreśla Kwiatkowski. Okazuje się jednak, że pojawiły się niejasności i szybka budowa stoi pod znakiem zapytania. - Jesteśmy na czwartym miejscu w punktacji we wnioskach o dotacje europejskie, ale od kilku miesięcy nie ma decyzji. To są jakieś polityczne przepychanki - żaliła się niedawno w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Ewa Błaszczyk.
Historia jej życia pokazuje, że nie z takimi problemami dała sobie już radę. I na pewno przeszkody finansowe jej nie zrażą. - Jak tylko dostaniemy te pieniądze, to ruszamy z kopyta! - podkreśla aktorka. Niemniej fundacja liczy też na wsparcie sponsorów, odpisy 1 proc. oraz każdy gest ofiarności.
„Akogo?” oprócz budowy kliniki zajmuje się szeroką akcją informacyjną. Strona internetowa pomaga rodzicom zdobyć wiedzę w zakresie schorzeń neurologicznych, skomunikować się z fachowcami, autorytetami medycznymi, rehabilitantami i psychologami. Prowadzi również warsztaty, na których rodzice uczą się udzielać pierwszej pomocy w przypadku zakrztuszeń.
Życiodajna pobudka
Dwupiętrowa klinika kształtem przypomina budzik, jest okrągła i cała przeszklona. Celowo, bo światło i słońce też mają wymiar leczniczy, pomagają budzić dzieci. Będzie się w niej znajdować 15 łóżek. - Nasz „Budzik” będzie pierwszy. Stanie się wzorcową kliniką dla całej Polski - tłumaczy Kwiatkowski.
Projekt kliniki czerpie z doświadczeń, które od lat z powodzeniem działają na zachodzie Europy. - Nigdy nie wiadomo, kiedy dziecko otworzy oczy, dlatego tak ważne są pierwsze miesiące po wypadku. W tym czasie pacjenci muszą być bardzo intensywnie rehabilitowani. Trzeba ich pobudzać do życia. To nic, że są nieprzytomni. Odbierają bodźce dźwiękowe, słyszą głos, czują dotyk - tłumaczy Kwiatkowski. W leczeniu bardzo ważna jest rola najbliższych. Rodzina musi okazać ciepło i miłość. Wówczas bowiem pacjent chce wrócić i obudzić się do życia. Dlatego też przy każdym „budzikowym” łóżku będzie składane miejsce do spania dla opiekuna. Na ostatnim piętrze przewidziane są pokoje hotelowe dla rodziców, którzy opiekują się dziećmi w domach, a będą chcieli skorzystać ze szkoleń prowadzonych przez rehabilitantów i specjalistów „Budzika”.
Problemem urazów mózgu w Polsce nikt się na taką skalę jeszcze nie zajmował. Fundacja przeciera więc szlaki, nie tylko budując klinikę, ale przede wszystkim tworząc wokół niej środowisko medyczne, które w przyszłości będzie zajmować się „budzeniem”. - Mamy nadzieję, że wybudzanie i leczenie urazów mózgu będzie szerzej analizowane w środowiskach akademickich. Do tej pory temat ten był nowością - tłumaczy Kwiatkowski.
Największe szanse na wybudzenie są do półtora roku po wypadku. I tyle czasu pacjenci będą mogli przebywać w Budziku. - Na tradycyjnych szpitalnych oddziałach aż tak długa specjalistyczna opieka jest nierealna - mówi ekspert z fundacji „Akogo?”.
Nowoczesne leczenie urazów mózgu z powodzeniem stosowane jest na zachodzie. Dla przykładu, austriackie kliniki mogą pochwalić się około 10 proc. skutecznością. Natomiast w naszym kraju występują tylko jednostkowe przypadki, o których mówi się w kategoriach „cudu”, a nie praktyk medycznych. Jednocześnie w Polsce rocznie jest 400 przypadków, które kwalifikują się do specjalistycznego leczenia. Stosując więc nowoczesne metody wybudzania, można by było uratować około 40 dzieci rocznie. Jeżeli fundacja uzyska unijne środki, to budowa kliniki może zakończyć się już pod koniec roku, a na początku 2011 „Budzik” rozpocznie swą życiodajną pobudkę.