Współczesny człowiek żyje w świecie ułudy, zaniku wartości i upadku autorytetów. Towarzyszy temu szeroko pojęty konsumpcjonizm, a w konsekwencji częste obniżanie sobie poprzeczki („nic nie warto, nic się nie opłaca”). Do tego dochodzi wewnętrzny kryzys człowieka, zatracającego granice między tym, co dobre, a tym, co złe, słuszne i niesłuszne, moralne i niemoralne. Zanika poczucie grzechu. A jeśli sumienie niczego nie zarzuca, to wszystko wolno. Nie wszystko jednak, jak mówi św. Paweł, przynosi korzyść. W takiej perspektywie jawi się współczesna rodzina, która przeżywa wiele trudności.
Podłożem tego może być brak świadomości godności człowieka, który tę rodzinę tworzy i w niej funkcjonuje, ma swoje potrzeby i pragnienia. Chce dawać i być przyjmowany. Zjawisko to pogłębia bezrobocie oraz emigracja zarobkowa, przyczyniająca się do zwiększenia liczby „sierot emigracyjnych”, które od najmłodszych lat są wychowywane w duchu materializmu, nakazującego przede wszystkim „mieć”, a nie „być”. Stąd, zamiast ciepła, troski, poczucia bezpieczeństwa czy po prostu obecności tych, których kocha i przez których chce być kochane, otrzymuje okolicznościowe prezenty, wysokie kieszonkowe, uczęszcza na zajęcia pozalekcyjne, by mieć zorganizowany czas i „nie przeszkadzać rodzicom”. Zdarza się, że dziecko, by porozmawiać z matką, wpisuje się jej do kalendarza na umówiony termin, bo wie, że wtedy będzie zauważone jako jeden z „ważnych punktów dnia”.
Taki typ rodziny dysfunkcyjnej pojawia się coraz częściej. Ludzie związani ze sobą więzami krwi nie potrafią rozmawiać, bo rozmowa zakłada szczerość, otwartość, empatię, a co za tym idzie - działanie dla dobra drugiego. Lepiej więc nie angażować się, lecz spędzać czas wolny w marketach, gdzie łatwiej zginąć w tłumie. Dziś nie ma miejsca na porażkę, przegraną, niepowodzenie. Często nawet choroba jest traktowana jako przejaw słabości; trzeba więc bronić się przed nią. Rośnie więc zamiłowanie do stosowania preparatów witaminowych, uczęszczania do klubów fitness czy spa. W modzie jest sukces, awans społeczny, dobra pozycja zawodowa, odpowiedni status materialny. Kto nie jest w stanie temu sprostać, jest przegrany, a na pewno gorszy. Tego uczucia nikt nie lubi. Nie radzą sobie z nim dorośli, a tym bardziej dzieci. Rodzice szukają pomocy u psychoterapeutów, wróżek, w horoskopach. Dzieci z nieukształtowaną jeszcze osobowością odreagowują swoje niepowodzenia na innych. Stąd częste zjawisko agresji już u małych dzieci, a później w wieku szkolnym.
Jednak w każdym człowieku istnieje głębokie pragnienie bycia kochanym, szanowanym i docenianym, które wypływa ze świadomości godności. Człowiek, niezależnie od tego, jak postępuje, nigdy nie przestaje być istotą niepowtarzalną i wyjątkową. Może to właśnie ta świadomość popycha go do walki o swoje. Tę nietypową walkę widać u dzieci, które w sposób niekonwencjonalny reagują na wzmiankę o problemach czy zdarzeniach dla nich bolesnych. Niejednokrotnie przyjmują postawę ucieczki. Przejawia się to w bagatelizowaniu problemów, niestosownych żartach bądź udawanej obojętności. Inną formą reakcji jest agresja słowna i fizyczna.
Sytuacje takie mają miejsce również na katechezie. Spostrzeżenie to pozwala wysnuć wniosek, że uczniowie niewłaściwie zachowują się na lekcji religii nie dlatego, że ich ona nie interesuje, ale właśnie dlatego, że tutaj częściej niż gdzie indziej porusza się sprawy bliskie sercu. To właśnie na katechezie ma miejsce smutne zderzenie codziennej rzeczywistości z tym, co dziecku z trudem udało się zepchnąć do podświadomości i choć na krótko zapomnieć. To na katechezie mówi się o wielkiej sile miłości; o tym, że przebaczenie to najtrudniejsza jej forma, że służba drugiemu człowiekowi jest powinnością chrześcijanina. Przykład takiej miłości dał sam Chrystus w Wieczerniku, kiedy umył uczniom nogi. Dziecko słyszy, że trzeba być prawdomównym, uczciwym, pracowitym, podczas gdy od rodziców uczy się zatajać prawdę albo zdobywać osiągnięcia kosztem innych. Stan frustracji, jaki przeżywa, jest więc czymś oczywistym.
Co może zrobić nauczyciel, który staje w konfrontacji z takim problemem? Wydaje się, że zanim wyda osąd, powinien spojrzeć na ucznia, kierując się pozytywnymi uczuciami. Niezależnie od tego, jak się odezwał i co zrobił, powinien postarać się dostrzec w nim dobro. Kolejny krok to złagodzenie napięcia u dziecka. Mogą pomóc w tym inni uczniowie. Często wzmianka o kimś, kto dźwiga krzyż, lub przywołanie godnego naśladowania przykładu wziętego z życia wpływają kojąco. Ważne jest uświadomienie, że cierpienie nie jest złem, bo ono, jak mówił Adam Mickiewicz, „doskonali duszę ludzką”. Uczeń musi wiedzieć, że nauczyciel akceptuje jego uczucia i go rozumie. Redukowaniu napięcia emocjonalnego służy także metoda „burzy mózgów”, modelowanie - dostarczanie dziecku swoim zachowaniem wizji rozwiązania konfliktu, ćwiczenia językowe w formie zdań niedokończonych (jestem niezadowolony, bo …) i metoda dramy (odgrywanie ról i sytuacji).
Przed współczesną szkołą, konkretnym nauczycielem i wychowawcą stoi niezwykle trudne zadanie: pomóc dziecku - uczniowi odnaleźć samego siebie w całej ludzkiej godności, ukształtować właściwą hierarchię wartości, podejmować mądre i słuszne wybory. Jednocześnie żadna instytucja i żaden nauczyciel nie mogą zapomnieć o tym, że ich działania i wysiłki mogą mieć tylko charakter wspomagający, a nie zastępujący rodzinę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu