Reklama

Podlaskie ślady broni V2

W Zespole Szkół w Sarnakach miała miejsce nietypowa lekcja historii. Najpierw „lekcja muzealna” (chociaż poza muzeum), potem spotkanie z kombatantem Tadeuszem Sobieszczakiem pseudonim „Dudek”- byłym żołnierzem partyzanckiego oddziału „Zenona” oraz z Ireną i Bohdanem Siekierskimi, a także Barbarą i Romanem Sołtanami. Udział w spotkaniu wzięli wszyscy gimnazjaliści i uczniowie klas VI.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dzięki uprzejmości Sławomira Kordaczuka, zastępcy dyrektora Muzeum Regionalnego w Siedlcach, a naszego ziomka (pochodzi z pobliskich Hołowczyc), nie musieliśmy jeździć z młodzieżą do Siedlec na lekcje muzealne, gdyż on sam pofatygował się do naszej szkoły z ciekawym wykładem ilustrowanym prezentacją multimedialną pt. „Podlaskie ślady broni V”.

Lekcja muzealna

Sławomir Kordaczuk jest pasjonatem lokalnej historii, „skrupulatnym kronikarzem i wnikliwym obserwatorem” - jak powiedział o nim Andrzej Matuszewicz, jego szef. Napisał już 15 książek i wiele artykułów, w których przedstawia ludzi, miejsca oraz ich (nie) zwykłe dzieje. Na temat wojennych losów mieszkańców południowego Podlasia wie naprawdę wiele i potrafi o tym opowiadać z niezwykłym zaangażowaniem.
Wśród prezentowanych slajdów o broni V, o miejscu jej produkcji w Peenemünde na wyspie Uznam, o związanych z tym ludziach itd. najciekawsze chyba były fotografie mieszkańców okolicznych wiosek, którzy pokazywali różne przedmioty wykonane z elementów rakietowych. Czego tam nie było?! Wiadra, garnki, kubki, pojemniki na naftę, blachy do ciasta, tabliczki adresowe (które rolnicy umocowywali na swoich wozach konnych), elementy narzędzi i maszyn rolniczych, ozdoby końskiej uprzęży, ozdobne tace, grzebienie do włosów, a nawet maselnica, w której do tej pory gospodyni ubija śmietanę na masło (dlatego nie chce oddać jej do muzeum).
P. Sławomir opowiadał o każdej postaci jak o kimś bardzo bliskim, zna życiorysy tych ludzi i gotów swoją pasją zarażać innych. Na zakończenie swego wystąpienia przekazał bibliotece szkolnej dwie książki swego autorstwa - album „Pejzaż Siedlec z «Jackiem» w tle” oraz „Cegiełki historii Polski”, która jest kontynuacją serii „100 spotkań z historią” („Chłopcy tamtych dni” 1997, „Chłopcy tamtych dni. Część druga” 1998, „Żołnierze Września” 1999, „Dziewczyny tamtych dni” 2000, „Za drutami Europy” 2001), a także wydanie zbiorowe poświęcone polskim dworkom, gdzie znajduje się rozdział autorstwa płk. Janusza Nowosielskiego, kolejnego miłośnika historii rodzinnej ziemi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jestem jeszcze młody

O swoich żołnierskich losach z niesłychaną werwą opowiadał Tadeusz Sobieszczak „Dudek”. „Jestem jeszcze młody - machnął ręką na podane mu krzesło. - Mam tylko cztery razy po 18 lat, nie będę siadał”. Co prawda lat ma troszkę więcej, ale trzyma się prosto jak na żołnierza przystało. Ubrany w zielony wojskowy mundur, z szeregiem odznaczeń na piersi, wyglądał imponująco.
W tamtych majowych dniach 1944 r., gdy jeden z pocisków V2 nie rozerwał się jak inne w powietrzu, tylko spadł na mokradła nadbużańskie w rejonie wsi Klimczyce, oddział partyzancki „Zenona” prowadził walkę z Niemcami w okolicy Hołowczyc dla odwrócenia uwagi od akcji wydobywania niewypału. O tym, jaki był rzeczywisty cel tej potyczki, żołnierze dowiedzieli się już po wojnie, gdy ujawniono tajemnicę wydobycia z Bugu pocisku V2. Wówczas walczyli z wrogiem na śmierć i życie, dwóch poległo. A chociaż przeciw sobie mieli liczniejszy i lepiej uzbrojony oddział Niemców, zadali im starty wynoszące 18 zabitych i 3 rannych, zdobywając przy tym trochę broni.
Nasz gość z dużym poczuciem humoru opowiadał o niektórych zdarzeniach wojennych, w których brał udział. O innych mówił całkiem serio - jak partyzanci zdobywali na Niemcach broń, żywność, pieniądze konieczne do przeżycia w warunkach ekstremalnych. Mówił również o tym, że w okresie Wszystkich Świętych pokonuje przestrzeń ok. 300 km, odwiedzając groby swoich towarzyszy walki, którzy polegli gdzieś po drodze, nie doczekawszy wolnej Polski.
Gdyby czas na to pozwolił, mógłby mówić jeszcze długo, bo młodzież słuchała z zainteresowaniem, ale na swoją kolej czekali pozostali goście.

Córka kowala

Irena Siekierska, z domu Chraniuk, w czasie wojny miała kilka lat. Pamięta, że obowiązywał ją zakaz rozmawiania z obcymi i udzielania informacji na temat, gdzie jest ojciec. Często musiała bawić się w domu, nie mogła wychodzić na podwórko, co było podyktowane względami bezpieczeństwa. Jej ojciec był kowalem w Ruskowie. Z jego usług korzystali różni ludzie, także Niemcy i partyzanci. Należało być ostrożnym.
Miał on swój znaczny udział w demontażu rakiety, aby mogła być ona przetransportowana do Warszawy, a stamtąd do Londynu. Kiedy dwa człony rakiety wydobyte z przybrzeżnych szuwarów przewieziono do odległej o ok. 8 km stodoły stojącej samotnie na łąkach za Hołowczycami-Kolonią, partyzanci zabrali Chraniuka ze sobą. Nie było go kilka dni i żona z córką już go opłakiwały, ale szczęśliwie wrócił. Oczywiście, nic nie mówił na temat swojej nieobecności. Dopiero po latach, gdy młoda Irena wyszła za mąż, ojciec opowiedział jej mężowi o swoich wojennych przygodach.
Była bardzo wzruszona, że po latach może przekazać innym, szczególnie młodzieży, która na temat wojny wie naprawdę niewiele, fakty z życia swego dzielnego ojca. Irena Siekierska odpowiedziała na nasz apel ogłoszony m.in. w Internecie o przybliżanie nam nieznanych faktów z wojennej przeszłości Sarnak i okolicy.

Reklama

Co spadało z nieba

Jako ostatni głos zabrał Roman Sołtan, który w omawianym czasie miał 17 lat. Przyniósł ze sobą powyginane fragmenty blachy z obudowy rakiety jako dowód rzeczowy. Widział wybuchające w powietrzu pociski - w promieniu 3 km od wybuchu z nieba leciały mniejsze i większe odłamki blachy duraluminiowej, tak twarde, że do tej pory nie sposób tego zgiąć. Świeciły w słońcu i spadały na pobliskie pola, łąki, czasem na czyjeś podwórko. W miejscu, gdzie upadł korpus pocisku, tworzył się kilkumetrowy albo i głębszy lej. Do tej pory w lesie Lipowiec, zaraz za Sarnakami, na trasie Sarnaki - Siemiatycze można oglądać lej po pocisku, teraz już znacznie zarośnięty.
Znajdowano różnego rodzaju elementy rakiety: jakieś silniczki, wirniki, łożyska kulkowe, rozmaite tryby, koła, zespoły elektryczne, zbiorniki ze żrącym płynem, kilometry kolorowych kabli. Te kable cieszyły się dużym powodzeniem, gdyż z nich młodzi chłopcy robili ozdobne plecione paski i bransoletki, które dawali dziewczynom w prezencie.
Niemcy, stacjonujący m.in. w szkole w Sarnakach, wcześniej dostawali meldunek o nadlatującej torpedzie (jak miejscowi nazywali te pociski) i natychmiast po wybuchu jechali w miejsce eksplozji. Tam zatrudniali okolicznych chłopów do zbierania wszystkich znalezionych części, ładowali to na ciężarówki i wywozili w sobie tylko wiadome miejsce. Jednak nie wszystko udawało się im wywieźć. Mieszkańcy przechwytywali znaleziska i część przekazywali partyzantom dla celów konspiracyjnych, ale też sporo wykorzystywali w swoich własnych gospodarstwach do najprzeróżniejszych celów. Wiele tych przedmiotów służy mieszkańcom nadbużańskich wiosek do dzisiejszego dnia, niektóre się gdzieś zawieruszyły, inne trafiły do muzeum.

Dlaczego taki temat?

Zespół Szkół w Sarnakach przygotowuje się do uroczystości nadania imienia „Bohaterów Akcji V2”. Imię to wyłoniło się w toku ogólnospołecznej dyskusji jako najbardziej związane z naszym miejscem zamieszkania, z naszą małą ojczyzną. To właśnie w okolicy Sarnak w maju 1944 r. padało najwięcej wystrzeliwanych z poligonu w Bliźnie - Pustkowie rakiet typu V, dzięki którym Niemcy mieli nadzieję podbić Anglię. A partyzanci z oddziału „Zenona” Wyrzykowskiego, który działał na tym terenie, przy nieocenionej współpracy miejscowej ludności mieli swój ogromny udział w przechwyceniu rakiety i przetransportowaniu jej w częściach poprzez Warszawę aż do Londynu.
W maju 1995 r. na sarnackim skwerze został odsłonięty pomnik w kształcie rakiety V2 (naturalnych rozmiarów) zanurzonej dziobem w nadrzecznych szuwarach, dedykowany „uczestnikom akcji AK w operacji V2” - jak głosi napis. W uroczystości uczestniczyli, oprócz mieszkańców, liczni goście, kombatanci oraz przedstawiciele ambasady angielskiej. Natomiast w 1996 r. odbył się pierwszy turniej szachowy, cieszący się obecnie dobrą marką w szachowym świecie i znany jako Międzynarodowy Turniej Szachowy im. Bohaterów AK w Akcji V2.
W ubiegłym roku został napisany projekt, w którym zaplanowano wszelkie działania poprzedzające nadanie imienia. Jednym z elementów przygotowawczych był cykl spotkań z ludźmi, którzy mogliby przybliżyć młodzieży trudny wojenny czas.
Młodzież podziękowała gościom przy pomocy symbolicznych kwiatów, a dyrektor ZS Hanna Wasiluk w ciepłych słowach wyraziła swoją wdzięczność, że odpowiedzieli na zaproszenie, poświęcili nam swój czas i wspomnienia i już teraz zaprosiła na uroczystość, która odbędzie się 20 maja.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Magdalena Guziak-Nowak: wszystkie ręce na pokład dla ochrony życia dziecka nienarodzonego

2024-05-04 09:55

[ TEMATY ]

pro life

Adobe.Stock

- Jestem przeciw aborcji, ponieważ po pierwsze nie wolno zabijać niewinnych dzieci, a po drugie kobiety zasługują na dobrą, konkretną, realną pomoc w rozwiązaniu ich prawdziwych problemów, z którymi czasami w ciąży muszą się borykać, a nie na taką tanią alternatywę, która do końca życia pozostanie wyrwą w sercu - mówi Magdalena Guziak-Nowak, sekretarz zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, dyrektor ds. edukacji.

Pani Magdalena wraz z mężem Marcinem wygłosiła 2 maja konferencję nt. „Każde życie jest święte i nienaruszalne” w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu w ramach comiesięcznych modlitw w intencji rodzin i ochrony życia poczętego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję