Wakacje. Czas wyjazdów w Polskę, ale także - po raz pierwszy - w bezgraniczną Europę. Uciekamy z naszych domów, choćby było w nich nam bardzo dobrze. Obładowani plecakami i torbami wyruszamy
w świat, by coś nowego zobaczyć, przeżyć, po prostu odpocząć. Na nowym miejscu wpadamy jednak w taką samą nijakość, w jakiej żyjemy przez cały rok. Wciąż jesteśmy tacy sami, marudni i monotonni. Zupełnie
jak w jednym z filmów Jarmuscha, mojego ulubionego reżysera. Jest tam taka oto scena: dwoje młodych przyjechało z drugiego końca świata do rodzinnego miasta Elvisa Presleya. Bohaterowie znaleźli się w
hotelu. Siedzą w pokoju i prowadzą ze sobą jedną z tych nijakich rozmów, jakich każdy z nas wiele w życiu przeprowadził. Przyjechali do Ameryki po to, by przeżyć coś wielkiego, a wpadli w taką samą nijakość,
w jakiej żyli przez całe życie.
Jarmusch widzi rzeczy z niezwykłą trafnością. Pokazał on tutaj typowe dla naszych czasów zachowanie, jakiemu ulega wielu spośród nas. Nie chcemy tak przeżywać naszych nawet kilkudniowych odpoczynków
od codziennych obowiązków, ale z drugiej strony nie potrafimy inaczej. Jesteśmy wciąż marudni i monotonni. Lepiej więc przespać cały dzień, a nocą się bawić, do upadłego. Najlepiej przy alkoholu i narkotykach,
bo używki te dają błogie złudzenie, że jest się tym, kim się nie jest. Są też inne metody na zabicie nudy, na przykład korzystanie z telefonu komórkowego przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Trzeba
przecież zdać sprawę. Trzeba zająć stanowisko, objąć patronat. Trzeba zapisać się na kurs, spisać na straty. Ktoś czegoś chce w biurze, ktoś przeszkadza. Ktoś inny może coś dać, więc trzeba go obłaskawić.
Człowiek wtedy myśli o powrocie z urlopu. Jeszcze tylko kilka zdjęć, kilka kartek do wysłania. Znajomi niech wiedzą, że się jeździ tu i tam. Może to zresztą moje złudzenie, w każdym razie najważniejsze,
abyśmy tylko zdrowi byli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu