Lekcja logiki Bożej, czyli jak to jest z cierpieniem
Reklama
Trzeci dzień pielgrzymki. Siostrzyczkę bolała zraniona stopa. Mimo to uparła się, że chce iść dalej. W końcu jej intencja była dla niej bardzo ważna. Po pewnym czasie zauważyła pewną rzecz. Ból tak jakby otwierał jej szerzej oczy na świat, ludzi, Boga... Bardzo była wdzięczna Stwórcy za to, że na brzeg drogi przywiódł nasionko, z którego wyrosło cudowne, zdrowe, piękne drzewo. Teraz właśnie to drzewo dało jej choć przez krótką chwilkę schronienie od żaru słońca. Dziękowała i za to, że tuż koło niej przefrunął barwny motylek. Był taki zwiewny, delikatny... Taki kruchy. Taki piękny i uroczy. Po raz kolejny zadziwił ją Stwórca swoją doskonałością. Bo czyż nie jest doskonały, skoro tak bardzo troszczy się o najdrobniejszą rzecz na świecie? „Bóg potrafi dostrzec czarną mrówkę na czarnym kamieniu w czarną noc” - przypomniała sobie stare przysłowie arabskie. Siostrzyczka szła dalej. Nagle bezwiednie zaczęła myśleć o Bogu. Zaczęła się modlić. To również było zasługą cierpienia. Gdy mocniej poczuła swoją słabość, gdy wiedziała, że sama nie dojdzie za daleko, wtedy jej myśli pobiegły w stronę Boga. Ale nie Boga sprawiedliwego i groźnego. Nie, nie takiego. Tylko takiego dobrego. Łagodnego, czułego, kochającego... Takiego, który zrozumie i przytuli, i pocieszy, i rozweseli. Równocześnie tak bardzo wyraźnie odczuła majestat i doskonałość Boga. Cóż, chyba tak to już jest, że każdy czuje w głębi serca, że w Ojcu Niebieskim może znaleźć ukojenie. I tak zwyczajnie, prosto z serca... prosi Boga o pomoc. Mówi, że jest mu ciężko, że nie ma siły do walki, czasem ponarzeka, wyżali się. A najbardziej wzrusza to, że On przychodzi. ZAWSZE. Przychodzi, siada obok, obejmuje ramieniem. Cierpliwie słucha. I jeśli Go poprosimy, to On nas pocieszy. A kiedy tylko pozwolimy Jezusowi wejść do naszego życia, On zaczyna nim kierować. I zaczynają dziać się cuda. Nie, nie chodzimy po wodzie. Nie znikają też problemy. Nie zmienia się nasze otoczenie. Zmieniamy się my. Powoli, z każdym dniem, nasze serce, dotąd ciemne, samotne i puste, staje się jasne i pełne Bożych darów. I pomyśleć, że całe to katharsis odbywa się właśnie przez cierpienie. Zdumiewa to bardzo. Jedyne, co można powiedzieć, to:
„Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami,
prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,
Boże, Zbawco, w Tobie mam nadzieję...”
(Ps 25, 4-5)
Siostrzyczka doszła na postój. Ten ostatni. Może nie było to nic nadzwyczajnego dla kogoś innego, ale dla niej to był ewidentny znak od Boga. Po raz kolejny doświadczyła Jego pomocy. Rozglądnęła się. Wokół zobaczyła piękne, ciemnozielone lasy. Było bardzo ciepło. W przestworzach szybował ptak. Dzień chylił się ku zachodowi. Do jej uszu dobiegł cudowny śpiew leśnych ptaków. Chciała jakoś zachować to nieuchwytne, chwilowe piękno wieczoru, utrwalić je, by pokazać innym ten piękny obraz, który tak bardzo ją poruszył. Jednak nie miała nic stosownego pod ręką, więc patrzyła i podziwiała. Nagle poczuła się szczęśliwa, że może zobaczyć ten cudowny widok, godny króla, że jest na pielgrzymce z tyloma wspaniałymi ludźmi, że wytrwała do końca tego dnia i, że poznała Boga troszkę bardziej przez to swoje małe cierpienie. Tak. Była bardzo szczęśliwa. I dla takiego uczucia również warto było iść na pielgrzymkę.
Uśmiech - coś co możesz podarować zawsze
Dzień czwarty. Jeśli ktoś zapytałby siostrzyczkę, jaki był najpiękniejszy widok w jej życiu, to podejrzewam, że bez wahania powiedziałaby „uśmiech”. I sama wyszczerzyłaby swoje kiełki. Bo
faktycznie, jest to cudowny widok. Uśmiech dziecka, starowinki, dorosłego mężczyzny czy kobiety… Obojętne. Ważne, by był to uśmiech szczery, który sprawia, że i inni wokół uśmiechają się. Z czwartego
dnia pielgrzymki to właśnie uśmiech siostrzyczka zapamiętała najbardziej. Pielgrzymka przechodziła przez bardzo długą wieś. W pewnym miejscu mijała mały, biedny domek. Jeszcze poniemiecki. I właśnie tam
zdarzyło się coś, co siostrzyczka zapamiętała na bardzo długo. Przed furtką na podwórze tego domku stała starsza kobieta. W chustce na głowie, w niebieskim fartuchu w kwiatki. Była chyba w kapciach. Nie
miała nic, czym mogłaby się podzielić. Ale stała i machała do przechodzących drogą pielgrzymów. Jej twarz zapadła siostrzyczce głęboko w pamięć. Była ciemna i poorana zmarszczkami. Znakami mówiącymi o
jej strapieniach i troskach. Spod chusty wystawały ciemnosiwe włosy. Kobieta płakała ze wzruszenia. Płakała z radości, że widzi tych wszystkich ludzi młodych i w sile wieku, którzy idą do Maryi. I płakała,
bo widziała ich tak wielu. Bo nagle miała przed sobą żywy dowód na to, jak mylne są głosy o społecznej znieczulicy. O tym, że ludzie odwracają się od Boga…, że króluje hedonizm, arogancja, agresja.
W tym momencie jej serce napełniało się otuchą, że na świecie jest mnóstwo dobra, wielu dobrych ludzi, a jeszcze więcej takich, w których wystarczy to dobro wyzwolić. Siostrzyczka pamiętała też, że ta
starsza kobieta uśmiechała się. A ten uśmiech wydał się jej tak bardzo szczery, chyba z samego dna serca. Kiedy siostrzyczka zobaczyła, jak starowinka ukradkiem ociera kolejną łzę z policzka, musiała
odwrócić wzrok. Poczuła, że ma wilgotne oczy. Spuściła głowę i przeszła obok niej. Nie oglądając się za siebie. Bo wiedziała, że gdyby spojrzała na nią jeszcze choć jeden raz, to i ona zaczęłaby płakać.
Ze wzruszenia. Siostrzyczka zachowała w swojej głowie wspomnienie owej kobiety… Czuła, że ta króciutka chwila bardzo, bardzo wiele ją nauczyła.
Tego dnia wędrówki Bóg przygotował siostrzyczce piękną Mszę św. Piękną, bo ołtarz stał na dworze, na górce, pośród drzew. Pośród bielutkich brzózek, tak bardzo ślicznych i pośród dębów pełnych powagi
wieku i majestatu prawdziwie królewskiego. Ich korony były tak pięknie zielone i takie duże, i poruszały się z takim wdziękiem, tak uroczo. Kiedy siostrzyczka podniosła wzrok, tam gdzie listki drzew nie
sięgały, tam widać było błękitne, czyściutkie niebo. Dostrzegła tam również promienie słońca, które tak ślicznie odbijały się na zwiewnym listku… Takimi jakby rozbawionymi refleksami, troszkę łobuzerskimi.
Te same promienie odbijały się też i na źdźble trawy i na twarzy siostrzyczki. Dając uczucie takiego wspaniałego, delikatnego ciepła, które troszkę rozleniwiało. Te promienie uświadomiły siostrzyczce,
jak bardzo Bóg ją kocha. Że kocha ją tak bardzo, że to wszystko stworzył dla niej. Dla każdego z nas, stworzył te brzózki bielutkie, te dęby sędziwe. Dla każdego z nas stworzył to niebo, tak odległe i
fascynujące… Dla doświadczeń tego dnia również warto było pójść na pielgrzymkę na Jasną Górę.
Informacje o tegorocznej XII Pieszej Pielgrzymce z Legnicy na Jasną Góre
1. XII Piesza Pielgrzymka Legnicka wyruszy z katedry legnickiej w niedzielę 1 sierpnia br. (rozpoczęcie Mszą św. o godz. 6.00 rano)
2. W Pieszej Pielgrzymce może wziąć udział każdy, kto zobowiązuje się spełnić następujące warunki:
a) zapisze się w swojej parafii miejsca zamieszkania do dnia 27 lipca br.
b) w czasie trwania pielgrzymki powstrzyma się od palenia tytoniu i picia wszelkich napojów alkoholowych; przestrzegać będzie zakazu noclegów koedukacyjnych; będzie wypełniać polecenia brata
przewodnika i jego współpracowników oraz przyjmie w duchu pokuty trudy i niewygody pielgrzymowania.
3. Młodzież obowiązkowo przygotowuje sobie namioty i śpiwory.
4. Grupy parafialne dążą do samowystarczalności w zakresie opieki pielęgniarskiej (prosimy o przygotowanie sobie podstawowych leków i środków opatrunkowych)
5. Dzieci do lat 16 muszą pielgrzymować pod opieką osoby dorosłej, młodzież natomiast od 16 do 18 roku życia powinna mieć zgodę rodziców podpisaną w Książeczce Pielgrzyma
6. Koszty tegorocznej XII PPL wynoszą:
a) dzieci do klasy VI włącznie 50 zł
b) młodzież od klasy II gimnazjalnej oraz dorośli 60 zł
c) rodzina (ojciec, matka, syn, córka) jeżeli pielgrzymują więcej niż trzy osoby: 80 zł
d) porządkowi i pielęgniarki zaangażowani w grupach: 30 zł.
W imieniu organizatorów
ks. Marian Kopko, ks. Sławomir Augustynowicz
Pomóż w rozwoju naszego portalu