Lawinowo spada liczba księgarń (jedna księgarnia przypada na 
100 tys. mieszkańców), zmniejsza się ilość proponowanych tytułów (
tylko niespełna 10% placówek ma w stałym obrocie powyżej 8 tys. tytułów 
książkowych), spada też liczba bibliotek (z 10313 w 1989 r. do 9046 
w 1999 r.). Dane te zostały przedstawione na spotkaniu polskich pisarzy 
i wydawców PEN-clubu i Polskiej Izby Książki, które odbyło się 19 
czerwca w Warszawie. "Na wielkich obszarach geograficznych i społecznych, 
nie tylko w zagłębiach nędzy i bezrobocia - mówił podczas obrad Janusz 
Maciejewski, prezes polskiego PEN-clubu - postępuje regres i zanik 
infrastruktury kulturalnej i edukacyjnej, a co za tym idzie dostęp 
do edukacji i kultury osiąga stan zapaści cywilizacyjnej".
  Apel Polskiej Izby Książki i PEN-clubu o podjęcie działań 
w obronie słowa pisanego poparli wydawcy katoliccy. Zgadzają się 
oni z opinią o katastrofalnej sytuacji rynku książki, bibliotekarstwa 
i czytelnictwa w Polsce. 
  Katolickie wydawnictwa z trudem się utrzymują i niechętnie 
współfinansują nowe pomysły. Jednym z nich jest propozycja wydania 
książki pt. Kiedy Jezus przychodzi w glanach zawierającej reportaże 
i świadectwa z Przystanku Jezus, który odbył się dwa lata temu w 
Żarach. Książki gotowej już do druku, bogato ilustrowanej, z dokumentacją 
zdjęciową nikt nie chce wydać. Bo kto to kupi? Kogo to - poza uczestnikami 
Przystanku - interesuje? A wydawałoby się, że powinno, bo nie jest 
to przecież sentymentalna książka o tym, jak tam było fajnie (lub 
niefajnie), ale opowiada ona o tym, jaka jest współczesna młodzież, 
jakim językiem z nią rozmawiać, jakie są jej pragnienia. To powinno 
obchodzić każdego - rodzica, nauczyciela, wychowawcę, artystę a nawet 
polityka!
  Zanika nie tylko czytelnictwo, zanika także sztuka pisania, 
choć na szczęście są jeszcze ludzie, którzy nie stronią od kartki 
papieru i długopisu. Niedawno w jednym z tych właśnie tradycyjnych 
listów od świeżo upieczonej absolwentki uniwersytetu przeczytałam: "
Pod samym domem mamy bibliotekę. Chcieliśmy nadrobić zaległości czytelnicze 
i zapisanie się do biblioteki wydawało się nam najłatwiejsze - jest 
wiele książek, które chciałabym mieć przeczytane, ale które niekoniecznie 
muszą stać w domu na półce. Niestety, brak zameldowania w tej dzielnicy 
okazał się nie pokonania. A tak się narzeka na spadek czytelnictwa 
w Polsce".
  Jaki z tego wszystkiego płynie wniosek? Rzeczywiście 
trzeba nam przyłączyć się do buntu elit, do którego wzywają przedstawiciele 
polskich pisarzy i wydawców PEN-clubu, Polskiej Izby Książki i Stowarzyszenia 
Wydawców Katolickich. Jak widać kultura jest sprawą zbyt poważną, 
by pozostawić ją politykom. Inaczej, zanim się spostrzeżemy, analfabetyzm 
utrwali się w kolejnych pokoleniach Polaków już nie tylko z braku 
dostępu do oświaty i kultury, ale przede wszystkim z braku potrzeby 
dostępu do oświaty i kultury. A wtedy na wszelkie reformy będzie 
już za późno.
Pomóż w rozwoju naszego portalu

 
              
              
              
                 
             
         
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
    