Reklama

„Wujcio” aktorów, milicjantów i chuliganów

Kiedy dowiedział się o śmierci Breżniewa, zaraz odprawił za niego Mszę św. Trochę żartobliwie, ale z autentyczną radością powiedział: „Jak to będzie miło. Zobaczę go w Domu Ojca, podejdę, klepnę po ramieniu i powiem: widzisz Lońka, po co ci to wszystko było. Popatrz, teraz tu jesteśmy razem”.

Niedziela warszawska 46/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Ks. Bozowskiego poznałem w specyficznych okolicznościach - wspomina prof. Tomasz Strzembosz, historyk. Był 1953 r. Ks. Bozowski w kościele sióstr Wizytek, gdzie był rezydentem, w niedziele w samo południe odprawiał Msze św. - Słuchałem kazania dla narzeczonych. Pamiętam, mówił jakieś straszne rzeczy o mężczyznach. Obok mnie siedział brat ze swoją narzeczoną. Wobec tego, co usłyszałem, zacząłem obawiać się o ich przyszłość. Postanowiłem pójść do zakrystii i zwrócić uwagę księdzu. Ks. Bozowski wyjaśniał mi, że na kazaniu korzysta z przykładów wziętych z życia. Po czym dorzucił: „Proszę pana, ale my mamy sobie więcej do powiedzenia” - wspomina prof. Strzembosz.
Spotkanie odbyło się w „mieszkaniu” ks. Bozowskiego. W domku nieopodal kościoła mieszkał też ks. Twardowski. - Zapukałem do drzwi i usłyszałem głos ks. Bozowskiego: „Wlazł”. Siedział chory na łóżku. Zająłem miejsce na stołku. Rozmawialiśmy tak kilka godzin. On potrafił błyskawicznie rozpoznać człowieka i jego problemy. Miał bardzo jasne widzenie spraw, umiał rozmawiać o tym, co najtrudniejsze - wspomina Tomasz Strzembosz. Tak zaczęły się systematyczne spotkania.
Na niedzielnych Mszach św. u ks. Bronka kościół wypełniony był po brzegi. Ludzie przyjeżdżali nawet z odległych dzielnic Warszawy. Kazanie trwało około godziny. Dobre kazanie powinno być jak szwajcarski ser z dziurami, poprzetykane przykładami z życia - mawiał ks. Bozowski.
- Do niedzielnego kazania przygotowywał się cały tydzień, a do świątecznych już w wakacje - wspomina ks. Tadeusz Huk, przyjaciel ks. Bozowskiego.
- Bardzo ceniłem sobie jego kazania. Ks. Bronek stawiał w nich pytania. Potem była chwila ciszy. Nie mówiąc głośno, odpowiadaliśmy na nie, każdy sam. On miał znakomite wyczucie dobrego kontaktu - wspomina Jerzy Zelnik, aktor.
- Wszyscy słuchali z wielkim zaciekawieniem, chociaż często przykłady w kazaniu się powtarzały. Przyciągała nas też serdeczna atmosfera, którą Bronek potrafił wytworzyć w czasie tych spotkań - mówi Jacek Wójcik, jeden z „synków” ks. Bozowskiego. Na ten klimat składał się także sposób przekazywania sobie znaku pokoju.
Ks. Huk zwraca uwagę na sposób celebrowania Eucharystii przez ks. Bronka. Ks. Bozowski ze względu na stan zdrowia miał pozwolenie odprawiania Mszy św. w domu. - Celebrował z ogromnym przejęciem. Był tak wzruszony, jakby był w wieczerniku, na Kalwarii i dotykał Ciała Pańskiego. Mszę św. odprawiał czasem kilka razy dziennie, kiedy usłyszał, że np. ktoś z jego „synków” czy „córek” jest chory. Często modlił się za tych, którzy w czasach komunistycznego reżimu byli „po tamtej stronie barykady”. Był ponad podziałami. Drogę Krzyżową ofiarowywał za Urbana, Siwaka i innych, prosząc o Boże miłosierdzie dla nich.
- Mnie zobowiązał, żebym modlił się za mordercę ks. Popiełuszki. Jak mówił, to byłoby wielkie zwycięstwo chrześcijaństwa, żeby Piotrowski dzięki naszej modlitwie, stanął kiedyś na procesie jako świadek koronny - wspomina ks. Huk.

Reklama

Milicjanci potrzebują serca

Ks. Bozowski szczególnie interesował się tymi, którzy gdzieś zagubili się w swojej wierze, a nawet określali jako wrogowie Kościoła. Kiedy widział na ulicy maszerujące oddziały milicjantów zatrzymywał się na chodniku, uśmiechał szczerze i błogosławił ich. „Oni też potrzebują serca” - mówił. W latach 60. zajął się chuliganami. Uważał, że tak trzeba, bo nimi nikt się nie interesował i nie troszczył o nich. Ks. Bozowski mówił, że ich rozumie, bo sam doświadczył samotności.
- Byłem odepchnięty przez pokolenie moich rówieśników. Uważano mnie za niedorajdę i takim w zasadzie byłem. Pamiętam, że na jakimś rodzinnym balu uciekłem do ostatniego pokoju i zanosiłem się płaczem. Miało to miejsce rok przed maturą. W tym czasie myślałem nawet o samobójstwie - wspomina w książce Jana Pałygi: Proboszcz niezwykłej parafii.
Na rozmowę i spowiedź do ks. Bronka ustawiały się kolejki. - Kiedy przychodziłem spotykałem i rosyjskiego marynarza i młodego Jugosłowianina, Serba czy Francuza - wspomina Tomasz Strzembosz. Ks. Bozowskiemu kontakty ułatwiała znajomość języków obcych. Władał włoskim, niemieckim, angielskim. Francuskim posługiwał się tak wyśmienicie, że przy swojej bardzo dobrej znajomości historii wykładał ten przedmiot we Francji, kiedy przebywał tam w czasie II wojny światowej. Ponadto miał genialną pamięć, a do tego ponadprzeciętną inteligencję. Wszystko to karmił modlitwą i dobrą lekturą.
Do ks. Bronka przychodzili aktorzy i artyści a nawet niektórzy ówcześni politycy. Z ludźmi kultury kontakt ułatwiały mu także znajomość kina i teatru, które były jego pasją. - Ks. Bronka poznałem w 1977 r. Spacerował między kościołem a domem, w którym mieszkał. Szedłem do ks. Twardowskiego w sprawie mojego brata inwalidy. Ks. Bronek wskazał mi drogę. Potem przez następne 10 lat, aż do swojej śmierci wskazywał mi drogę tą przez duże „D”. Do tych spotkań z nim tęskniłem, bo przynosiły one dużo chrześcijańskiego ciepła. Granica między rozmową a spowiedzią była dość płynna. Często rozmowa toczyła się w drodze z Warszawy do Józefowa, gdzie ks. Bronek mieszkał w dni powszednie. Spacerowaliśmy w skupieniu po lesie i wymienialiśmy myśli - opowiada Jerzy Zelnik.
- On do każdej rozmowy przygotowywał się, pisząc w punktach o czym mamy rozmawiać - mówi Jacek Wójcik.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Spowiadał nawet w taksówce

Ks. Bronek „łowił” swoich braci i synków przy każdej okazji. Słynął z poczucia humoru. Mawiał, że to Bóg reżyseruje całe życie człowieka.
- Pamiętam, po Świętach Wielkanocnych pojechaliśmy na pocztę odebrać paczkę. Wracaliśmy taksówką. Ks. Bronek rozmawiał z kierowcą. W pewnej chwili mówi: „Pan chyba nie był u spowiedzi wielkanocnej”. A do mnie: „Zatkaj sobie uszy, będę spowiadał”. Gdyby nie fakt, że dojechaliśmy na miejsce, ta spowiedź by się odbyła - wspomina ks. Huk.
Ks. Pałyga zamieszcza w książce wspomnienia „synków” i „córek” ks. Bronka. Pewnego dnia para narzeczonych spacerowała nieopodal ul. Karowej. Spotkali kapłana. Kiedy go pozdrowili ten uśmiechnąwszy się wyjął z torby kawałek ciasta. Podając je dziewczynie rzekł: „Daj mu w zęby”. Tak zaczęła się znajomość młodych z ks. Bozowskim. Ks. Bronisław przygotował ich do sakramentu małżeństwa. Przed weselem prosił, aby przyjęcie było bezalkoholowe. Chcąc ułatwić młodym przekonanie gości weselnych do tego pomysłu napisał kartkę: „Szanownych, Czcigodnych i Drogich Gości weselnych serdecznie przepraszam, że na weselu moich kochanych dzieci duchownych (...) nie będzie żadnego alkoholu, gdyż jest to warunek, jaki stawiam tym, których osobiście przygotowuję do sakramentu małżeństwa”. Tu ks. Bronek przypominał jak biskupi obiecali papieżowi, że w Polsce chrzciny i wesela będą bez alkoholu. A list kończył: „Życzę przyjemnego - bez sztucznej alkoholowej wesołości - wesela prawdziwie godnego chrześcijanina i Polaka”.

Kurtka po „synku”

Dla ks. Bronka nikt nie był anonimowy. Nawet osoby zamawiające Msze św. Ofiarodawcy zostawiali numer telefonu. - Pamiętam jak moja ciotka zamówiła Mszę u Wizytek. Bronek kazał jej przyjść na spotkanie. Pytał kim był zmarły, jak żył. A potem pytał ciotkę jak wygląda jej życie duchowe - wspomina Jacek Wójcik.
Swoich „synków” i „córki” ks. Bozowski miał zawsze bardzo blisko. Ich fotografie wieszał nad łóżkiem. Obok książek to było wszystko, co posiadał. Jego 15-metrowy pokój u Wizytek wyposażony był bardzo skromnie. Stało tam krzesło i biurko założone stertą papierów. Ks. Bronek praktykował ubóstwo dość kategorycznie. Nawet palto miał po jakimś świętej pamięci „synku”, a buty które nosił, znalazł gdzieś na torach w Otwocku. Za tych swoich „ofiarodawców” odprawiał Msze św. Prymas Stefan Wyszyński, do którego ks. Bozowski zwracał się po imieniu, przysłał mu w końcu materiał z zaznaczeniem, że to na nową sutannę.
Ks. Bozowski zmarł w lutym 1987 r. - Jego śmierć nas zaskoczyła. Miałem wtedy poczucie jakby mnie ktoś osierocił - mówi Jerzy Zelnik. Ale ks. Bozowski nie zapomniał o swojej rodzinie Bozowszczaków, która liczyła już ponad 5 tysięcy „synków” i „córek”. Fotografie, które wisiały w jego pokoju zgodnie z jego życzeniem włożono mu do trumny.
A w testamencie ks. Bozowski napisał: „Z góry dyspensuję uczestników od wleczenia się na cmentarz. Wystarczy jeden ksiądz i parę sióstr i ludzi jako tako zdrowych, żeby się nikt niepotrzebnie nie męczył i zaziębił. Widzicie, moi drodzy, jak Was kocham i dbam o Wasze zdrowie doczesne i wieczne, które Bogu polecam i polecać będę. Wasz stary «Wujcio i Tatuś»”.

2003-12-31 00:00

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Komunia prezentem na wieki

2024-05-07 18:26

ks. Łukasz

Poświęcenie krzyża na Golgocie w Skarbimierzu

Poświęcenie krzyża na Golgocie w Skarbimierzu

Podczas wizytacji kanonicznej bp Maciej Małyga poświęcił stacje Drogi Krzyżowej, znajdujące się przy kościele św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Skarbimierzu.

Podczas Mszy świętej obecne były dzieci pierwszokomunijne, który przeżywają swój biały tydzień. W homilii najpierw biskup zwrócił się do dzieci wspominając, że na swoją pierwszą Komunię otrzymał piłkę, która w którymś momencie się zepsuła, ale ten prezent, jakim była Komunia Święta jest prezentem stałym.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

2024-05-06 20:10

[ TEMATY ]

śmierć

PAP/Łukasz Gągulski

W poniedziałek zmarł Jacek Zieliński - wieloletni członek krakowskiej grupy Skaldowie - podała w mediach społecznościowych Piwnica pod Baranami. Miał 77 lat.

W wieku 77 lat zmarł polski muzyk Jacek Zieliński. Był polskim kompozytorem, trębaczem, skrzypkiem oraz członkiem zespołu Skaldowie, a prywatnie - młodszym bratem Andrzeja Zielińskiego.

CZYTAJ DALEJ

Niemcy: 2,5 roku więzienia za kradzież pektorału Benedykta XVI

2024-05-08 13:02

[ TEMATY ]

Benedykt XVI

Grzegorz Gałązka

Mężczyzna, który w czerwcu ubiegłego roku ukradł krzyż pektoralny papieża Benedykta XVI z kościoła w Traunstein w Górnej Bawarii, został skazany na dwa i pół roku więzienia. Tak orzekł sąd rejonowy w Traunstein w Górnej Bawarii, podała agencja KNA. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Według sądu sprawca, 53-letni obywatel Czech, chce mieć pewność, że krzyż, który obecnie znajduje się u znajomego, zostanie zwrócony. Wcześniej milczał na temat miejsca pobytu pektorału. Jego wartość nie może być dokładnie określona, szacuje się, że wynosi co najmniej 800 euro i ma dla wiernych bardzo dużą wartość symboliczną. Benedykt XVI zapisał go w testamencie swojej rodzinnej parafii św. Oswalda. To właśnie tutaj odprawił swoją pierwszą Mszę św. jako neoprezbiter w 1951 roku.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję