Reklama

„Kiedy się rodzi dziecko, już się nigdy nie żyje dla siebie”

Hojne życie, trudne życie

W dzisiejszym świecie rodziny wielodzietne nie są w modzie, kobiety są coraz mniej skore do trudów związanych z macierzyństwem. Tym zaś, które chcą mieć wiele dzieci, kładzie się kłody pod nogi lub wręcz wyśmiewa. Bo, prawdziwej troski o rodzinę nie widać też ze strony rządu. W tym kontekście rodzina Jarmarkowiczów z Sosnówki pod Jelenią Górą jest jakby z innej bajki.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tam życie płynie innym strumieniem. W dużym domu, okolonym kwiatami (wszystkie z nasion wyhodowała gospodyni) żyje rodzina z czternaściorgiem dzieci. Kiedy latem odwiedziłam ich dom, najmłodsza Roksanka miała pięć i pół miesiąca, a jej najstarsza siostra Izabela - lat 20. Właśnie skończyła handlową zawodówkę, ale na pracę nie ma nadziei, bo jest bezrobocie, a na technikum też nie, bo skąd wziąć pieniądze na dojazd do miasta, skoro w tym domu uczy się dziewięcioro dzieci? Iza właśnie wybierała się na pielgrzymkę do Warszawy, Gniezna i Niepokalanowa, którą zorganizował ksiądz proboszcz, a zafundowała babcia. Śladami siostry podąża 18-letnia Marzena. Też uczy się w handlówce, w ostatniej klasie. Obie są wysokie, urodziwe, nad młodszym rodzeństwem pochylają się z czułością. Do Jeleniej Góry, do Gimnazjum OHP dojeżdża też 16-letni Sławek, który, jak mówi jego mama, trochę sprawiał kłopotu, jak to chłopak, ale jest pracowity, nie ciągnie go ani do alkoholu, ani do papierosów, wszystko w gospodarstwie potrafi zrobić. Właśnie uczy się jeździć na ciągniku. 14-letni Mariusz też chodzi do Gimnazjum, ale na miejscu, w Sosnówce. O 12-letniej Ilonce mama mówi dłużej. Jest uczennicą V klasy. Nauka przychodzi jej z trudem. W swoim czasie zachorowała na wirusowe zapalenie opon mózgowych. Rehabilitacja trwała dwa lata. Od nowa uczyła się chodzić, gdyż choroba spowodowała problemy z równowagą. Jest spokojna, łagodna i wrażliwa. Można powiedzieć, że mama dała jej życie dwa razy: kiedy ją urodziła, a potem kiedy ratowała córeczkę w chorobie. Ilonka chodzi do jednej klasy z Anią, o rok od niej młodszą. Ta z kolei jest żywa i energiczna, wszędzie jej pełno. Kiedy na świat miała przyjść Marta (dziś 10-letnia), mama ratowała Ilonkę. Ta troska i zabieganie odbiło się na rozwoju dzieciątka pod sercem. Urodziła się jako malutki wcześniak i dwa miesiące musiała przeleżeć w wałbrzyskim szpitalu, zanim można ją było zabrać do domu. Teraz nadrabia swoje wcześniactwo żywiołowością i roztrzepaniem, ale ma dobre serduszko, łatwo nawiązuje kontakty, jest bardzo komunikatywna. Damianek ma lat 9. W tym roku był u I Komunii św. „To spokojne, pojętne dziecko - mówi pani Maria - nie sprawia ani kłopotów wychowawczych, ani kłopotów w nauce”. Spokojna, dobra, 7-letnia Sara właśnie poszła do I klasy, a 6-letni Marcin - do zerówki. Ten bardzo grzeczny, zdrowy i miły chłopczyk uwielbia prawić komplementy i rośnie z niego mały dyplomata. O rok młodszy od niego Patryk to zupełne przeciwieństwo. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Jest szczery do bólu, mówi, co myśli. A jak coś postanowi, to zrobi, choćby na przekór całemu światu. 4-letnia Korina jest dziewczynką spokojną i grzeczną. I całe szczęście, bo gdyby była tak żywa, jak 2-letnia Sandra, trudno byłoby nad tym żywiołem zapanować. Kiedy Sandra miała pół roku, przeszła ciężkie zapalenie oskrzeli, przestała jeść, pani Maria sprzedała pierścionek zaręczynowy, żeby kupić wzmacniające preparaty. Teraz mała ma wspaniały apetyt i je wszystko, co jest podane. A Roksana? Leży sobie w łóżeczku, rodzeństwo wywozi ją wózeczkiem na spacer, ląduje siostrom na rękach i hojnie rozsyła swoim i obcym uśmiechy z buzi okrągłej jak słoneczko. Pani Maria z psychologiczną przenikliwością charakteryzuje swoje dzieci, zdumiewając się różnorodnością ich temperamentów. Wygląda młodo i zgrabnie, ma wspaniałą cerę i nikt by nie pomyślał, że wydała na świat tyle dzieci. Jednak codzienność tej rodziny to nie sielanka. Każdy dzień przynosi lęk o przetrwanie. Ojciec tej gromadki, Bogdan Jarmarkowicz, wspomagany przez dzieci, prowadzi gospodarstwo, niedawno stracił pracę. Kiedyś trzymali 20 sztuk bydła, 150 kur, 10 tuczników. Teraz warunki nie sprzyjają rolnictwu, trzeba więc było stado zredukować do dwóch krów, tyle, żeby mleka wystarczyło dla rodziny. Uprawiają 7,5 hektara ziemi, więc jest karma dla trzody i owieczek oraz ziarno dla drobiu. Obszerny dom kupili 20 lat temu. Przy tak licznej rodzinie trudno było zdobyć pieniądze na remonty, a jednak wstawili nowe okna na piętrze. Jest trudno, a byłoby jeszcze trudniej, gdyby nie pomoc rodziców pana Bogdana, państwa Genowefy i Henryka Jarmakowiczów. Senior rodu jest działaczem kombatanckim, a jego małżonka udziela się w Kole Gospodyń Wiejskich i w Kółku Różańcowym. Równie życzliwa tej wielodzietnej rodzinie jest bratowa pani Marii, pani Henryka Mendryk. Mendrykowie mają dwie studiujące córki, wiadomo, że edukacja kosztuje, ale nigdy nie pozostają obojętni na los rodziny Marii i Bogdana. Trudno natomiast oczekiwać pomocy od rodziców Marii, państwa Ireny i Ryszarda Mendryków, gdyż to raczej oni mogliby się spodziewać wsparcia z zewnątrz. Pan Ryszard przeszedł amputację obu nóg, jego małżonka musi go wspierać w znoszeniu niełatwego losu. Mimo wielkiego trudu, jaki rodzice czternaściorga dzieci muszą ponosić, żeby zapewnić egzystencję rodzinie, nie opuszcza się tego domu z uczuciem przygnębienia. Czuje się tutaj miłość i radość, może dlatego, że przy niedostatku na jaki są skazani potrafią cieszyć się każdym drobiazgiem. Nie przyjmują postawy biernego oczekiwania. Dają z siebie ile mogą. Nieraz muszą wysłuchać kąśliwych uwag ze strony innych, ale nauczyli się wiele znosić. Znakiem tej radości życia są kwiaty wokół domu. Pani Maria ubolewa, bo ubiegłej zimy zmarzło jej 80 róż. Nic to, żeby tylko dzieci były zdrowe, a reszta w ręku Boga i w rękach dobrych ludzi, których On używa jako swoich narzędzi. Do nich należy katechetka najstarszych dziewcząt, siostra Ewa Cyganek. Kiedy pani Jarmakiewiczowa opowiadała o swojej niełatwej codzienności, stwierdziła: „Jak się rodzi dziecko, już się nigdy nie żyje dla siebie. Wiem, że kiedy zaczną odchodzić z domu, będę czekać na list, odwiedziny, wiadomości”. Nasze życie intensyfikuje się i pomnaża o wszystkich, których kochamy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

19 maja odbędzie się 5. Ogólnopolska Pielgrzymka Kobiet na Jasną Górę

2024-05-05 11:08

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Episkopat Flickr

Pod hasłem „Pójdę ufna za Tobą” 19 maja odbędzie się 5. Ogólnopolska Pielgrzymka Kobiet na Jasną Górę. W ubiegłych latach pielgrzymka gromadziła w Częstochowie około 2,5 tys. kobiet z całej Polski.

Spotkanie na Jasnej Górze rozpocznie się o godz. 12 modlitwą Anioł Pański - poinformowało w niedzielę biuro prasowe Konferencji Episkopatu Polski.

CZYTAJ DALEJ

To święty również na dzisiaj

Niedziela Ogólnopolska 42/2010, str. 8-9

wikipedia

Czy kanonizacja średniowiecznego kapłana z Zakonu Kanoników Regularnych ma jakieś znaczenie dla nas, żyjących w XXI wieku? Czy ks. Stanisław z krakowskiego Kazimierza, który świetnie rozumiał problemy XV-wiecznych parafian, potrafi zrozumieć nasze problemy - ludzi żyjących w epoce technicznej?

Stanisław Kazimierczyk, choć umarł w 1489 r., jest ciągle żywy i skutecznie działa w niebie. W rok po śmierci przy jego grobie Bóg dokonał 176 uzdrowień, które zostały udokumentowane. Do dzisiejszego dnia tych niezwykłych interwencji były setki tysięcy. Ludzie są uzdrawiani z wielu chorób, umacniani w realizowaniu trudnych obowiązków, podtrzymywani na duchu w ciężkich chwilach życia. Dzięki skutecznej interwencji Kazimierczyka ludzie odzyskują wiarę w Boga miłującego i są uzdrawiani ze zranień duchowych i psychicznych.

CZYTAJ DALEJ

Prymas Polski: gdy czynisz znak krzyża, głosisz miłość Boga

2024-05-05 16:06

flickr.com/episkopatnews

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

„Gdy z wiarą patrzysz na krzyż, gdy czynisz znak krzyża na sobie, gdy znakiem krzyża błogosławisz drugich, głosisz miłość Boga potężniejszą niż grzech, potężniejszą niż śmierć. Miłość, która zwycięża obojętność i nienawiść, która niesie przebaczenie i pojednanie, która przygarnia i jednoczy” - mówił w niedzielę w Pakości Prymas Polski abp Wojciech Polak.

Metropolita gnieźnieński przewodniczył uroczystościom odpustowym na Kalwarii Pakoskiej, w Archidiecezjalnym Sanktuarium Męki Pańskiej, z okazji święta znalezienia Krzyża świętego. W homilii przypomniał, że właśnie na Krzyżu, w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, najpełniej objawiła się miłość Boga. „To miłość, która rodzi życie” - podkreślił, przypominając, że znakiem tej miłości każdy chrześcijanin został naznaczony w dniu swojego chrztu świętego. „I choć znaku tego nie widać na naszych czołach, to powinien być w naszym sercu”.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję