Szanował każdego spotkanego człowieka. Nie lubił, jak ktoś źle mówił o innych. Po wyjściu z domu zawsze pozdrawiał dozorcę i osoby, które na ulicy prosiły o finansowe wsparcie. Swoje kieszonkowe przeznaczał dla najbardziej potrzebujących. Z ojcami kapucynami rozdawał posiłki tym, którzy spali na ulicy. Pocieszał chorych. Był wesołym, uśmiechniętym chłopcem, który codziennie uczestniczył we Mszy św. i przyjmował Komunię św. Często adorował Najświętszy Sakrament, odmawiał Różaniec, a kiedy przechodził koło jakiegoś kościoła, to zawsze do niego wstępował. Mówił, że Eucharystia to jego autostrada do nieba. Przygotowywał wystawy i strony internetowe, np. o cudach eucharystycznych, dzięki którym ewangelizował ludzi w różnych krajach świata. Tak najkrócej można scharakteryzować nowego świętego – włoskiego chłopca Carla Acutisa.
Śmierć nie kończy życia
Reklama
We wrześniu 2006 r. Carlo po wakacjach powrócił do szkoły. Był uczniem klasy humanistycznej w Instytucie Leona XIII w Mediolanie prowadzonym przez jezuitów. Dramat rozpoczął się 1 października. Mama Carla zobaczyła w jego oku małą czerwoną plamkę. Następnego dnia Carlo miał gorączkę i lekki ból gardła. Jego rodzice przypuszczali, że zachorował na grypę, tak jak wielu uczniów z jego klasy. W tym dniu Carlo powiedział: „Ofiaruję swoje cierpienie za papieża, za Kościół i za to, żeby nie iść do czyśćca, tylko prosto do raju”. Jego rodzice byli zdziwieni tymi słowami. W kolejnych dniach stan zdrowia Carla zaczął się gwałtownie pogarszać. 7 października chłopiec nie był w stanie się poruszać. Został zawieziony do kliniki w Mediolanie, gdzie szybko zdiagnozowano chorobę. Była to białaczka typu M3, zwana też ostrą białaczką promielocytową. Komórki nowotworowe błyskawicznie się namnażały. Carlo trafił na oddział intensywnej terapii i korzystał z aparatu tlenowego. Później przewieziono go do szpitala we włoskim mieście Monza, który specjalizował się w leczeniu tego typu białaczki. Kiedy był wynoszony z karetki, spojrzał na mamę i powiedział: „Nie wyjdę stąd żywy, przygotuj się”. Antonia Salzano Acutis, mama Carla, wspominała: „Nie chciał, żeby jego śmierć mnie zaskoczyła. Zapewnił, że będzie mi dawał znaki z góry i że nie powinnam się martwić”. 11 października lekarze stwierdzili śmierć kliniczną, a następnego dnia rano poinformowali rodziców Carla, że jego serce przestało bić. Zaledwie po 12 dniach od pierwszego objawu choroby zakończył życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jego odejście rodziło pytania: Boże Wszechmogący, dlaczego zabrałeś tego chłopca, który czynił tak wiele dobra w wieku zaledwie 15 lat? Dlaczego nie mógł dalej żyć? Mama Carla Acutisa żyła w wielkim bólu po tej śmierci, ale znalazła pocieszenie w wierze, której jednym z podstawowych przesłań jest to, że śmierć nie kończy życia, ale je zmienia. Antonia Salzano Acutis podkreśla, że po śmierci syna uczyła się tej jego innej, nowej obecności.
Już w trakcie pogrzebu Carla Acutisa kilka osób modliło się za jego wstawiennictwem do Boga. Później mówili, że doznali cudu. Tak stwierdziła kobieta, która chorowała na raka piersi i odzyskała zdrowie, oraz 40-letnia mieszkanka Rzymu, która przyjechała na pogrzeb Carla, prosząc o pomoc, bo od lat nie mogła zajść w ciążę – po kilku dniach okazało się, że jest w ciąży; urodziła córkę.
Chłopak w dżinsach
Śmierć Carla wywołała szok u wszystkich, którzy go znali. Wśród nich była Polka – Beata Anna Sperczyńska. Wyjątkowa osoba w życiu Carla. Była jego nianią. To ona opowiadała mu o Bogu, Matce Bożej, osobach świętych i zasadach wiary. Pani Beata podkreśla, że warto skupić się na tym, iż Carlo był zwykłym chłopakiem w dżinsach, który potrafił żyć zgodnie z wartościami.
Reklama
Niania Carla opowiadała mu m.in. o Janie Pawle II, św. Franciszku, św. Karolu Boromeuszu, a także o Polsce. Przekazała mu obrazek Czarnej Madonny – Matki Bożej z Jasnej Góry.
Po rozmowach z p. Beatą mały Carlo zaczął dopytywać rodziców o sprawy wiary. „Carlo stawiał mi wiele pytań, ale moje braki i ignorancja były ogromne. Był dla mnie wybawcą, bo dzięki niemu rozpoczęła się moja wiara” – wspominała Antonina Salzano Acutis. I dodawała: „Zanim doszło do mojego pogłębienia wiary, uczestniczyłam we Mszy św. zaledwie trzy razy: w dniu chrztu, w czasie Pierwszej Komunii św. i w dniu ślubu. O mężu mogłabym powiedzieć to samo, choć za sprawą praktykujących rodziców częściej zdarzało mu się bywać w kościele. Nie byliśmy przeciwko wierze. Po prostu przywykliśmy do życia bez niej”.
Inną osobą, która się nawróciła pod wpływem Carla, był Rajesh, który pochodził z jednej z najwyższych indyjskich kast. Przyjechał z Indii do Włoch i szukał pracy. Znalazł ją u państwa Acutisów, gdzie był pomocnikiem w domu. Wspominał, że Carlo traktował go zawsze z szacunkiem, jak przyjaciela. „Carlo opowiadał mi, jaki jest sens Mszy św. Opowiadał o Jezusie i Matce Bożej. Poczułem, że się nawracam w moim sercu. Był taki mały, a ja nie mogłem się nadziwić, że jest dla mnie wzorem. Nawróciłem się z hinduizmu na katolicyzm” – opowiadał w wywiadach Rajesh Mohur.
Przesłania Carla
Carlo codziennie się modlił i rozmawiał z Jezusem. Mówił, że wielu ludzi nie rozumie znaczenia Mszy św.: „Gdyby wszyscy zdawali sobie sprawę, jakim ogromnym szczęściem obdarzył nas Pan, dając nam pokarm, czyli Hostię św., chodziliby do kościoła codziennie, a nie zajmowali się niepotrzebnymi sprawami”. Nie rozumiał, dlaczego stoją ogromne kolejki ludzi, którzy chcą kupić bilet na koncert lub na najnowszy film w kinie, a na Mszę św. przychodzi nieraz kilka osób. Zwracał uwagę, że żyjąc dzisiaj, mamy o wiele więcej szczęścia niż ci, którzy 2 tys. lat temu mieszkali w Jerozolimie obok Jezusa. Dla niego było czymś oczywistym, że Jezus jest wszędzie tam, gdzie jest tabernakulum. „Nam wystarczy, że udamy się do najbliższego kościoła i spotykamy Boga. Mamy wówczas Jerozolimę u siebie” – podkreślał. Dlatego gdy wyjeżdżał z rodzicami poza Mediolan, dopytywał, gdzie w miejscu, do którego jechali, znajduje się najbliższy kościół.
Z wielu informacji o życiu Carla wynika, że był bardzo skromnym, grzecznym i pokornym chłopcem. Nieraz mówił: „Nie ja, ale Bóg!”. Stawiał Go na pierwszym miejscu. Był pod ogromnym wrażeniem napisu, który zobaczył przy wejściu do klasztoru sióstr klauzurowych: „Bóg mi wystarczy”. I tak właśnie żył. Myśląc o swojej przyszłości, spytał kiedyś swoją mamę, czy miałaby coś przeciwko temu, żeby został księdzem.