Mariusz Rzymek: Wśród aktorów „Pasji Beskidzkiej” nie brakowało młodzieży. Jak z nią się pracuje? Jest karna i zdyscyplinowana, czy raczej odwrotnie?
Eugeniusz Jachim: Mogę o niej powiedzieć, że to bardzo wdzięczny materiał aktorski. Podziwiam i doceniam to, że pomimo obowiązków edukacyjnych, wytrwali do ostatniej próby. Większość ról w „Pasji” opiera się na osobach dojrzałych, starszych. Są jednak role specjalnie skrojone pod młodych, m.in. rola św. Szczepana i wiele innych, pomniejszych. Cieszę się, że w tej grupie wiekowej znaleźli się pasjonaci teatru. Ich ta forma przekazu interesuje. Na dodatek robią to z potrzeby przeżycia czegoś głębszego. Przez grę w misteriach chcą lepiej i pełniej zrozumieć swoją religijność.
„Pasja” w waszym wydaniu jest dynamiczna, wciąż ewoluuje i zaskakuje. Jakie nowe elementy tym razem się w niej pojawią?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Od ub.r. „Pasję” rozszerzyliśmy o historie zaczerpnięte z Dziejów Apostolskich. Wpletliśmy w nią Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha Świętego i męczeństwo pierwszych Apostołów. Wcześniejsze edycje kończyliśmy na Wieczerniku i na Zmartwychwstaniu. Tym razem postanowiliśmy mocniej zdynamizować akcję. Dlatego zrezygnowaliśmy z niektórych scen czy dialogów. Wszystko po to, aby przedstawienie było bardziej płynne. Naszą historią chcemy dać jasny przekaz, że chrześcijaństwo to droga z krzyżem, wymagająca wyrzeczeń, a nieraz i najwyższej ofiary.
Ile osób przewinęło się przez wszystkie edycje „Pasji”?
Wielość aktorów dobitnie obrazuje finałowa scena zaczerpnięta z Apokalipsy. Konkretnie chodzi o wizję nieba zaludnionego świętymi i męczennikami. W tym kulminacyjnym momencie naraz występuje ok. 70 osób. Można powiedzieć, że entuzjastów teatru nam nie brakuje. Przypomnę, że nawet pandemia nie zdołała nas powstrzymać. Nie mogąc grać przed publicznością, zrealizowaliśmy filmową wersję „Pasji”.
Skąd pochodzą osoby zaangażowane w przedstawienie?
Nasz skład idzie trochę za ks. Grzegorzem Kierpcem, który wciela się w Chrystusa. Tam, gdzie jest posłany z posługą duszpasterską, stamtąd pojawiają się kolejni aktorzy. Mamy więc ludzi z Łodygowic, Żywca, a teraz z Wieprza. Do tego doszły jeszcze posiłki z Ciśca, Rychwałdu, Rajczy, Bielska-Białej.
Jak od strony logistycznej udaje się sprzęgnąć tak duże przedsięwzięcie, w którym wszystko musi tu być ze sobą odpowiednio synchronizowane, terminy prób, przymiarki kostiumów?
Reklama
Wielka w tym zasługa ks. G. Kierpca i Barbary Marek. Oni zajmują się tymi sprawami, a ja koncentruję na reżyserii. Spotkanie organizacyjne odbyło się w styczniu, a za nim poszły pierwsze próby. Przeprowadzaliśmy je w Miejskim Centrum Kultury w Żywcu oraz auli Domu Katolickiego przy konkatedrze żywieckiej. Na początkowe próby ściągani byli wszyscy. Chodziło o pracę nad tekstem od strony interpretacyjnej. Później nasz wysiłek ogniskował się nad poszczególnymi scenami. Zapraszałem więc tych, którzy w nich grali. W zależności od potrzeb ćwiczyłem z kilkoma osobami, a innym razem z zespołem liczącym ok. 20 osób.
Ile poświęcił Pan czasu na zgranie wszystkich scen?
W tym roku było dużo łatwiej, bo pracowałem na tym samym scenariuszu i w większości z tymi samymi ludźmi. Wpasowanie kilku nowych twarzy w dobrze funkcjonujący mechanizm nie było trudne. Każdy wiedział, czego oczekuję i jaką mam wizję. Współpraca układała się bardzo dobrze.
Jaka była rozpiętość wiekowa aktorów zaangażowanych w „Beskidzką Pasję”?
Zróżnicowanie mamy bardzo duże. W scenie, w której św. Piotr Apostoł chrzci, widzimy mamę z kilkuletnim dzieckiem, a później, przy inscenizacji uzdrowień, pojawiają się nastolatkowie. Doskonale tą rozpiętość wiekową widać w wielkim finale, gdzie u boku leciwych 70-latków grają kilkuletnie dzieci oraz młodzież.
Jako profesjonalista, które sceny tegorocznej „Pasji Beskidzkiej” określiłby Pan jako najmocniejsze aktorsko, a które wymagające dopracowania?
Reklama
Zdawaliśmy sobie sprawę z naszych aktorskich ułomności i niedoskonałości, więc skupiliśmy się na tym, aby dać z siebie wszystko i zrobić to jak najlepiej. Żadnych castingów nie robiliśmy. Wszyscy grali z serca. Dlatego nie doszukiwałbym się mankamentów. Zawsze w końcu można to, czy owo zrobić lepiej. Kto wie, może próby z publicznością jeszcze podniosłyby jakość tego przedstawienia, ale są to tylko spekulacje. W zasadzie to jestem z efektu finalnego bardzo zadowolony.
Czy po wystawieniach w Żywcu i Brennej „Pasję” będzie można jeszcze gdzieś oglądnąć?
Jeśli będzie takie zapotrzebowanie, to jesteśmy otwarci na propozycję. Może niekoniecznie zagramy w plenerze. Bardziej w czymś na kształt Domu Kultury czy auli. Widza zaprosilibyśmy na opowieść sięgającą od Zmartwychwstania Pańskiego, po śmierć Apostołów Piotra i Pawła.
W jakich teatralnych przedsięwzięciach będzie Pan w najbliższej przyszłości maczał palce?
Reklama
W Łodygowicach w Wielki Piątek powracamy do plenerowej Drogi Krzyżowej. Po liturgii spotkamy się u stóp Zamku, gdzie rozegra się scena zdrady Judasza, pojmanie Jezusa i sąd przed Piłatem. Stamtąd ruszymy pod kościół, gdzie na samym szczycie wiodących do niego schodów rozegra się finał przedstawienia pasyjnego. W misterium włączą się członkowie Zespołu Regionalnego „Magurzanie”. Wracamy więc do korzeni i cieszę się, że będę miał w tym swój udział. Mam nadzieję, że jeszcze przed wakacjami uda się wyreżyserować i wystawić w GOK w Łodygowicach niezapomniane „Igraszki z diabłem” na podstawie sztuki Jana Drdy. W dalekich planach mam również ponownie zmierzyć się z piękną sztuką Zofii Kossak-Szczuckiej „Gość oczekiwany”. Ostatni raz wystawialiśmy ją w Łodygowicach 7 lat temu. Pomysłów jest sporo, bo po głowie chodzi mi również inscenizacja historii o św. Franciszku z Asyżu oraz jasełka. Co z tego wyjdzie pokaże czas.
Czy z grona uczestników Pana przedstawień wyszedł jakiś zawodowy aktor?
Parę osób, które u nas zaczynały, poszło do szkół teatralnych, ale gdzie są w tej chwili i co się z nimi dzieje, tego nie jestem w stanie powiedzieć. Niewątpliwie gra w amatorskich przedstawieniach daje jakieś wyobrażenie tego, jak wygląda praca aktora i pozwala odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to aby ten kierunek, w którym zmierza się iść. Teatr to jedna z form budowania czegoś, co służy dobru wszystkich ludzi, a przy tym nauka przeżywania pięknych treści. I właśnie po to, aby w tym uczestniczyć, warto stanąć na scenie.