Mniej więcej w połowie lutego rozpoczął się proces rozpadu wiru polarnego, w związku z czym pojawiały się wiadomości o nadchodzącym ataku srogiej zimy. Te prognozy się spełniły, przynajmniej w Polsce, tylko po części – tam, gdzie ostry mróz nas nie ominął. Już z początkiem stycznia synoptycy zauważali, że osłabienie wiru wcale nie musi oznaczać wiosennych chłodów. W przeszłości jednak zdarzało się, że po ciepłej zimie nadchodziła wiosna z temperaturami znacznie niższymi od średniej. W 2021 r. wyjątkowo zimno było w kwietniu i maju, które to miesiące przyniosły temperatury o 1,5-2,5°C niższe od normy. Z kolei w 2018 r. siarczyste mrozy panowały w lutym i marcu.
Wir polarny – co to takiego?
Wir polarny to masy niezwykle zimnego powietrza, które wirują z ogromną prędkością nad biegunami wokół układu niskiego ciśnienia na wysokości ok. 10-50 km nad powierzchnią Ziemi. Temperatura wewnątrz wiru potrafi spaść nawet do -80°C. W tym sezonie jest ona jednak znacznie niższa i wynosi poniżej -90°C, co świadczy o tym, że wir polarny jest niezwykle silny.
Wir polarny powstaje w wyniku działania siły Coriolisa. Wokół biegunów tworzy się wówczas intensywny prąd strumieniowy, który wiejąc z zachodu na wschód, zatrzymuje mroźne powietrze w obszarze koła podbiegunowego. Wir polarny na półkuli północnej w znacznym stopniu wpływa na pogodę w Europie, Ameryce Północnej, a nawet w Azji. Gdy jest bardzo silny, jak ma to miejsce obecnie, sprzyja to tzw. strefowej cyrkulacji, za sprawą której przez Europę wędrują atlantyckie niże. W takiej sytuacji zima pojawia się jedynie w krótkich epizodach. Jak wszyscy odczuliśmy, ma to miejsce obecnie. Grudzień i pierwsza dekada stycznia przyniosły do Polski temperatury wyższe, niż wskazują normy z lat 1991 – 2020.
Pomóż w rozwoju naszego portalu