Katarzyna Woynarowska: Tegoroczny list biskupów do kapłanów na Wielki Czwartek jest gorzki w sensie oceny stanu polskiego duchowieństwa (fragmenty listu drukujemy na str. 12 – przyp. red.). Diagnozę zatem znamy. Chciałabym zapytać o przyczyny choroby, powody kryzysu.
Bp Edward Dajczak: Myślę, że są to te same przyczyny, które wywołały kryzys całego współczesnego społeczeństwa. Nie chodzi mi nawet o to, czy ktoś deklaruje wiarę czy niewiarę, ale o to, że jesteśmy tacy... letni, mało wyraziści. I to w każdej dziedzinie życia, więc także w Kościele. Podczas wielu spotkań z ludźmi doświadczam dwóch postaw wobec Kościoła – albo jest to skrajny krytycyzm, albo współczucie...
Współczucie?
Tak! Ludzie, którzy nie atakują, pytają np. z troską, czy my, kapłani, jesteśmy szczęśliwi, czy nie czujemy się samotni. Nie wiem, czy dzisiejszy świat rozumie, jak głębokiej wiary potrzeba, by znieść te niemal nieustanne ataki, to osądzanie. Wytrzymać te uderzenia, które są wymierzone w nas, księży. Oczywiście, wydarzyło się zło, które wywołało tę falę krytyki całego duchowieństwa. Z tym że krytyka ma to do siebie, iż natychmiast uogólnia. Kiedy widzimy jednego źle postępującego księdza, pojawia się stwierdzenie typu: oni wszyscy są tacy. Jeśli rozmawiamy o dobrym kapłanie, pada stwierdzanie: no, akurat ten jeden jest dobry... Niektórzy księża są mocno przygnieceni tą sytuacją, nie radzą sobie z wrzucaniem wszystkich do jednego worka. Dlatego stale powtarzam: trzeba naprawdę głębokiej, zdecydowanej relacji z Jezusem, by w tej trudnej sytuacji nie zaprzestać chodzenia Jego śladem. Ksiądz, który chce ocalić swoje kapłaństwo, musi dbać o duchowość, a my zbyt często tę relację z Bogiem ograniczamy – w sensie kapłańskim – do jakichś zewnętrznych form, instytucji, zależności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu