Kilka lat temu pojawiło się pragnienie, aby bardziej służyć i być dla Boga i wspólnoty. Spotkałem na rekolekcjach jednego z pierwszych diakonów w Polsce i po rozmowie z nim pojawił się pomysł, aby pójść tą drogą – mówi Wojciech Lencewicz.
Kamil Krasowski: Jak rozpoczęła się Pana posługa przy ołtarzu?
Wojciech Lencewicz: Pragnienie bycia na pierwszej linii posługi we wspólnocie pojawiło się u mnie dosyć późno. Gdy studiowałem teologię, podczas niedzielnych Mszy św. sporadycznie pojawiałem się ubrany w białe szaty. Później coraz częściej pojawiałem się przy ołtarzu w swojej parafii. Stało się normalnością, że gdy szliśmy z żoną i dziećmi do kościoła, ja udawałem się do zakrystii, by się przygotować do posługi. Kolejnym etapem była decyzja o przyjęciu posługi nadzwyczajnego szafarza Komunii św. To wyróżnienie zaproponował mi 14 lat temu ówczesny proboszcz ks. Piotr Mazurek. Skierował mnie wtedy do posługi w Domu Pomocy Społecznej w Tursku, do którego jeżdżę raz w tygodniu do dnia dzisiejszego. Kilka miesięcy temu udało nam się zaprosić do wolontariatu młodzież z I LO, w którym uczę i raz w tygodniu z nauczycielami jeździmy do naszych przyjaciół w DPS.
Reklama
Kiedy rozeznał Pan, że Bóg zaprasza Pana do czegoś więcej, do diakonatu?
Gdy Bóg powołuje, to jest na tyle uparty i cierpliwy, że doprowadza swoje plany do końca. Kilka lat temu pojawiło się pragnienie, aby bardziej służyć i być dla Boga, i wspólnoty. Spotkałem na rekolekcjach jednego z pierwszych diakonów w Polsce i po rozmowie z nim pojawił się pomysł, aby pójść tą drogą. Było to 10 lat temu. Oczywiście było tysiące wątpliwości i pytań. Po drugie ostrożność ze strony wielu kapłanów, bo to nowa droga, a my świeccy mamy przecierać nowe szlaki naszej obecności w Kościele. Jednak Bóg jest bardzo cierpliwy i daje różne znaki, które utwierdzają w powołaniu.
Jak wyglądała Pana formacja i kiedy Pan przyjmuję święcenia?
Pierwszym krokiem była rozmowa z żoną i dziećmi i spotkanie z kierownikiem duchownym; następnym wizyta u proboszcza ks. Sławomira Przychodnego. Później spotkałem się z ks. Tadeuszem Kuźmickim, który jest odpowiedzialny za formacje kandydatów do diakonatu stałego w naszej diecezji.Po długich rozmowach, podczas których było dużo pytań, pomału wyłaniał się obraz mojej drogi do diakonatu. Zebrałem potrzebną dokumentację, którą złożyłem bp. Tadeuszowi Lityńskiemu. Wszystkie rozmowy, podczas których otrzymałem dużo wsparcia utwierdzały mnie w słuszności mojej decyzji. Biskup skierował mnie do ośrodka w Opolu, w którym od października rozpocząłem swoją formację. Zjazdy są dwa razy w miesiącu, są wykłady, zaliczamy egzaminy, aby w sposób właściwy pełnić swoją posługę. 17 marca w mojej parafii bp Adrian Put podczas Mszy św. przyjął moją kandydaturę do diakonatu stałego. Święcenia przyjmę w przyszłym roku, jak zakończę formację i taka będzie wola Boża.
Jakie są biblijne źródła tej posługi i jak wygląda ona obecnie?
Diakonat stały jest rzeczywistością obecną w Kościele od początku jego istnienia. W pierwszych gminach chrześcijańskich powołanie i posługa diakonów traktowane były jako dar, który służył Kościołowi dla jego wzrostu i rozwoju. Posługa diakona stałego liturgii sprowadza się do uroczystego udzielania chrztu, przechowywania i rozdzielania Eucharystii, asystowania i błogosławienia w imieniu Kościoła związków małżeńskich, zanoszenia Wiatyku umierającym, przewodniczenia nabożeństwom i modlitwie wiernych, udzielania sakramentaliów, przewodniczenia obrzędom żałobnym i pogrzebowym. Może też głosić kazania, ale przede wszystkim ma być obrazem kochającego Ojca w świecie, w którym żyje, a to jest uwarunkowane jednym – być z TATĄ w stałej relacji na dobre i złe.
Jak najbliżsi przyjęli Pana decyzję o formacji do diakonatu?
Otrzymałem wiele wsparcia od moich bliskich. Oczywiście jest to nowy rozdział w naszym życiu, ale wierzę, że wspólnie razem go przejdziemy. Pierwszą grupą, z którą się podzieliłem moimi planami, byli moi uczniowie z liceum. Gdy wyjaśniłem im, kim jest diakon stały w Kościele, wszyscy byli zdziwieni, że taka posługa istnieje. Bardzo mnie wsparli w mojej decyzji i dopingują w przygotowaniach. Ludzie ze środowiska, w którym żyję różnie to przyjęli, jedni zdziwieni, drudzy ze słowami wsparcia i modlitwy, a jeszcze inni pytali, po co mi to jest potrzebne. Natomiast nigdy nie spotkałem się ze słowami hejtu czy ataku. Być diakonem, to patrzeć na drugiego człowieka oczami Boga, który widzi Nas tak, jak ukochany Tata widzi swoje dzieci: z łagodnością i miłosierdziem. Jezus daje nam wskazówkę: słuchaj, bo nie ma kochania bez słuchania Boga i drugiego człowieka.
- Wielką radością jest zobaczyć katedrę wypełnioną. To znaczy, że wszyscy czujemy, że to, co się tutaj dziś wydarza, jest ważne dla całego naszego Kościoła, i że waszą obecnością Duch Święty potwierdza, że to wszystko, co dzisiaj otrzymuje jakieś swoje zwieńczenie, stało się z Jego woli, z Jego decyzji i jest Jego suwerennym działaniem w Kościele, któremu tak, jak tylko potrafimy, próbujemy się poddawać - powiedział na rozpoczęcie Mszy św. abp Grzegorz Ryś.
28 maja Kościół w Łodzi powiększył się o liczbę duchownych. 16 mężczyzn po ponad 3-letniej formacji przyjęło święcenia diakonatu stałego, a kleryk przygotowujący się do święceń prezbiteratu z Seminarium Duchownego w Łodzi został diakonem. Do bazyliki archikatedralnej przybyli kandydaci z całymi rodzinami, przedstawiciele miasta Łodzi, wierni świeccy, kapłani, siostry i bracia zakonni. Mszy św. przewodniczył metropolita łódzki, który podczas homilii powiedział o dwóch istotnych sprawach w posłudze diakońskiej, które odczytujemy z dzisiejszej Ewangelii. Pierwszą jest wezwanie do modlitwy. - Weźcie sobie bardzo mocno tę zachętę Jezusa do modlitwy. Żeby faktycznie wypełniać to, co jest tożsamością diakonatu, to znaczy służbę, posługę bardzo potrzebujecie modlitwy - podkreślił duszpasterz. Ponadto przywołał postacie, ważne dla Kościoła, które powinny swoim wzorem przyświecać nowo wyświęconym diakonom. Wspomniał o Matce Teresie z Kalkuty jako tej, która nieustannie adorowała Pana Jezusa oraz o św. bracie Albercie jako ikonie służby. Przy tym nawiązał do ewangelicznej historii Marii i Marty, która pokazuje, co dzieje się z diakonią nieopartą na fundamencie modlitwy. - Dobrze pamiętamy, że Maria siedzi i słucha Jezusa, a Marta się uwija przy posługiwaniu. Służy z zapałem zestawialnym z tym, który dzisiaj pewnie wy macie na progu waszych święceń, tylko że po chwili ta posługa odbija się jej czkawką i pretensją, to znaczy przychodzi do Jezusa i mówi: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy posługiwaniu? Posługa, której brak modlitwy odbija się taką pretensją i to jest pretensja w stosunku do siostry i pretensja do Pana - tłumaczył homileta.
Bazylika Santa Maria Maggiore – najważniejsza świątynia dedykowana Matce Bożej
Wśród wielu uroczystości, świąt i wspomnień Najświętszej Maryi Panny, jakich wiele jest w ciągu roku liturgicznego, dowolne wspomnienie Najświętszego Imienia Maryi jest nieco zapomniane, już przez sam fakt, że jest ono dowolne. Święto imienia Maryi zaczęto obchodzić w Hiszpanii, ale dopiero po zwycięstwie odniesionym przez Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, 12 września 1683 r. papież bł. Innocenty XI, na wniosek polskiego króla rozciągnął jego obchód na cały Kościół katolicki. Zgodnie z tradycją i żydowskim zwyczajem Matka Boża cztery dni po swoim urodzeniu otrzymała imię Maryja. Ponieważ Jej urodziny obchodzimy 8 września, stąd 12 września przypada wspomnienie nadania Najświętszej Dziewicy imienia Miriam. To hebrajskie imię oznacza „być pięknym lub wspaniałym”, zaś w języku aramejskim, którym posługiwano się w Palestynie w czasach Jezusa i Maryi, imię to występuje w znaczeniu „Pani”. Gdy zsumujemy znaczenia tego imienia w języku hebrajskim i aramejskim, otrzymamy tytuł „Piękna Pani”. Zatem Maryja to „Piękna Pani”, i tak jest ona nazywana od najdawniejszych czasów. Potwierdziły to badania archeologiczne przeprowadzone w Grocie Nazaretańskiej pod kierownictwem o. Bellarmimo Bagattiego. Największą niespodzianką było wydobycie kamienia z napisem: EMAPIA. To skrót greckiego wyrażenia: „Chaire Maria” (Bądź pozdrowiona, Maryjo). To jedne z najstarszych dowodów czci oddawanej Maryi, Matce Bożej. Po przeprowadzeniu zaś wnikliwych badań archeolodzy doszli do wniosku, że znaleziska te są fragmentami najstarszej świątyni chrześcijańskiej w Nazarecie. Znaleziono tam również dwa inne napisy z końca I wieku. Drugi z nich zawiera dwa słowa: „Piękna Pani”. Kiedy czytamy relacje osób widzących Matkę Bożą, np. św. Katarzyny Labouré, św. Bernadety Soubirous czy Dzieci z Fatimy, wszystkie te osoby nazywają Maryję Piękną Panią. Przejdźmy teraz do samego wspomnienia Najświętszego Imienia Maryi. Wyżej powiedziano, że bł. Innocenty XI wspomnienie to rozciągnął na cały Kościół na wiosek naszego Króla Polski. W 1683 r. potężna turecka armia groziła całej Europie, w tym Stolicy Apostolskiej. Pewny siebie Sułtan Mehmed IV rozmyślał, jak to uczyni z Bazyliki św. Piotra stajnię dla swoich rumaków. Wydawało się, że nie ma już ratunku ani dla oblężonego Wiednia i całego chrześcijaństwa. W tym ciężkim położeniu bł. Innocenty XI wysłał posła do Jana III Sobieskiego z prośbą, aby pośpieszył na odsiecz, podobne poselstwo wysłał cesarz austriacki. Jednak Sejm, mając na uwadze pusty skarb i wyczerpany wojnami kraj, wahał się. Wtedy to spowiednik króla św. Stanisław Papczyński dzięki Maryi ostatecznie przekonał króla oraz sejm. Matka Boża ukazała się św. Stanisławowi i zapewniła o zwycięstwie. Kazała iść pod Wiedeń i walczyć. Założyciel Marianów wystąpił wobec króla, senatu, legata papieskiego i przemówił tymi słowami: „Zapewniam cię, królu, Imieniem Dziewicy Maryi, że zwyciężysz i okryjesz siebie, rycerstwo polskie i Ojczyznę nieśmiertelną chwałą”. Sobieski idąc na odsiecz Wiednia, zatrzymał się na Jasnej Górze. Wstępował też po drodze do innych sanktuariów maryjnych, aby błagać Maryję o pomoc. 12 września Sobieski przed bitwą uczestniczył w dwóch Mszach św., w tej drugiej służąc bł. Markowi d’Aviano jako ministrant. Przystąpił do Komunii św. i leżąc krzyżem, wraz z całym wojskiem ufnie polecał się Matce Najświętszej. Chcąc, aby wszystko działo się pod Jej znakiem, dał rycerstwu hasło: „W imię Panny Maryi – Panie Boże, dopomóż!”. Polska jazda z imieniem Maryi na ustach ruszyła do ataku, śpiewając „Bogurodzicę”. Armia turecka licząca ok. 200 tys. żołnierzy uciekała przed 23 tys. polskiej jazdy. Atak był tak piorunujący i widowiskowy, że wojska cesarza austriackiego opóźniły swoje uderzenie, żeby podziwiać szarżę naszej husarii. Tego dnia zginęło 25 tys. Turków, a Polaków tylko jeden tysiąc.
Przed Świątynią Opatrzności Bożej w Warszawie otwarto wystawę „Pilecki–Wyszyński. Portret podwójny”. Ekspozycja przybliża niezwykle ważne postacie dla najnowszej historii Polski – rotmistrza Witolda Pileckiego i bł. prymasa Stefana Wyszyńskiego. Choć urodzili się w tym samym roku i byli związani z ziemią ostrowską, nigdy się nie spotkali. Pozostają jednak duchowo bliscy, a łączy ich wierność, odwaga i niezłomność.
Wystawa powstała z inicjatywy Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego oraz Muzeum Domu Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.