Reklama

Wiadomości

Wolne miejsce ma sens...

Ukraińska Cerkiew Prawosławna zezwoliła, by jej wierni obchodzili Boże Narodzenie 25 grudnia, a nie, jak od setek lat, 7 stycznia. Tego dnia bowiem narodzenie Jezusa Chrystusa świętują Rosjanie i proputinowska rosyjska Cerkiew.

Niedziela Ogólnopolska 52/2022, str. 30-32

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To pierwsze święta Bożego Narodzenia od wybuchu wojny na Ukrainie. W Polsce spędzi je ok. 2,5 mln osób, głównie kobiet z dziećmi. Wiele z nich zasiądzie do wieczerzy wigilijnej w gościnnych polskich domach, część spędzi święta w gronie innych uchodźców, niektórzy zostaną sami... Bez wyjątku jednak towarzyszyć im będzie myśl o domu, o bliskich, którzy zostali na Ukrainie, niepokój o żołnierzy na froncie. A życzyć sobie będą zapewne jednego. – Dobry Boże, spraw, żeby ta wojna skończyła się jak najszybciej, i daj swoim dzieciom wrócić tam, gdzie ich miejsce – mówi Natka, która na początku wojny zamieniła swoje polskie mieszkanie w miniośrodek uchodźczy. – Daj nam pokój, a my resztą nie będziemy zawracać Ci głowy. Niech już tylko żaden syn, mąż, ojciec nie zginie, niech kobiety przestaną płakać, a dzieci krzyczeć po nocach...

Reklama

Marta i Maciek, którzy już w marcu część domu odstąpili Ukrainkom z dziećmi, spodziewają się świątecznego najazdu – zapowiedziały się niemal wszystkie „diewczyny” (średnia wieku 30+), które przewinęły się przez ich życie od wiosny br. – Będzie gwarnie i wesoło – cieszy się Marta, która nie wspomina już trudnych początków, ale chwali się sukcesami swoich dziewczyn. A sukcesem jest ulokowanie ich w polskiej rzeczywistości – to, że się usamodzielniły, mają pracę, coraz lepiej mówią po polsku, że dzieci zaaklimatyzowały się w nowej szkole. Więcej – teraz same pomagają uchodźcom drugiej fali. To dzięki nim dom Maćków ma nowych lokatorów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Trzy cuda

Irina i jej synek Oleg to uchodźcy drugiej fali. Przyjechali do Polski dzięki wsparciu fundacji, która opiekuje się kobietami i dziećmi z terenów, które do niedawna znajdowały się pod rosyjską okupacją, lub miejsc tak zniszczonych nalotami agresora, że nie sposób przetrwać tam zimy. Jeszcze niedawno należeli na Ukrainie do 8-milionowej rzeszy wewnętrznych uchodźców. Uciekali już trzy razy, a to, że za każdym razem uszli z życiem, Irina klasyfikuje jako cud. Pierwszy miał miejsce, gdy spóźnili się na transport i zanocowali u znajomych. Rano w miejscu, gdzie stał ich blok w Siewierodoniecku, ziała wielka dziura w ziemi. Mąż, żołnierz piechoty, kazał im uciekać do teściów, rolników z malutkiej wsi. U teściów spokojnie było może miesiąc. – Pociski nadleciały nie wiem skąd, szliśmy z synem skrajem drogi. Uratował nas stary przystanek autobusowy. Patrzyliśmy, jak na te biedne chałupy spadają z nieba takie białe pióropusze. W momencie wszystko stanęło w ogniu. Teściowie zginęli na miejscu, my biegaliśmy po obejściach, wołając żywych; jedyny ocalały – sąsiad, pomógł mi podobijać potwornie poranione zwierzęta... Pochowaliśmy zabitych i ruszyliśmy dalej. Mąż kazał jechać do Polski. „Nie mogę jeszcze was stracić” – krzyczał w słuchawkę.

Niezłomni

Reklama

– Generał mróz pomógł Rosjanom pokonać Napoleona i Hitlera, to teraz postanowili złamać zimą Ukraińców. Nic z tego, draniu! – Nikołaj macha w powietrzu zaciśniętą pięścią. – Chersoń miał przed wojną 280 tys. mieszkańców, dziś mieszka tam góra 80 tys. – ocenia. Nikołaj to inwalida, który długo się bronił przed wyjazdem z ukochanego miasta, ale choroba zadecydowała za niego. Jak się żyje w mieście pozbawionym przez Rosję w zasadzie wszystkiego? Nikołaj mówi, że bohatersko. – Kluczowe są Punkty Niezłomności. To takie miejsca, gdzie jest ciepło, gdzie można naładować telefon, bo w mieszkaniach nie ma prądu; można się ogrzać, bo w domach nie ma ogrzewania, mają też apteczki, bo apteki już dawno nie działają. Gdy zapada zmrok, w mieście robi się ciemno jak w lesie w nowiu. Ludzie rąbią pościnane pociskami drzewa i gotują na tym drewnie jedzenie. Światełko pojawia się to tu, to tam... Gdy człowiek patrzy z daleka, to jakby ogniki ze sobą rozmawiały.

Dla wielu to ciągle jakiś film grozy. Irina wspomina przyjaciółkę Wierę, która jeszcze rok temu radziła się jej, co kupić dzieciom w prezencie – nowy telefon czy nowe buty? A teraz? Mąż na froncie, a Wiera gotuje z kobietami o podobnym losie zupę nie wiadomo z czego – ludzie, którzy zaznali prawdziwej biedy, wiedzą, jak taka zupa powstaje. Irina pamięta noce, gdy szron wkradał się do piwnic-schronów, gdy psy ogrzewały nogi, a koty układały się miękko blisko splotu słonecznego; wtedy z miejsca robiło się człowiekowi cieplej. – Pocieszaliśmy się, że przetrwamy, bo ktoś musi przypilnować domu, ulicy, cerkwi, placów, miasta... Jeśli zima i Putin nas stąd wygonią, to tylko do wiosny. Zdumiewające, bo jeszcze niedawno nikt się nie zastanawiał, czy jesteś Ruski czy Ukrainiec, bo przecież wielu pochodzi z mieszanych rodzin. Wojna zmieniła ludziom nawet geny. Nad brzegami rzeki Doniec nie spotkasz nikogo, kto powie o sobie „Rosjanin”. Nie z lęku, prędzej ze wstydu...

Mały Oleg pokazuje ukraińską flagę, na której podpisali mu się żołnierze. Ci, co przepędzają Rosjan. To jego relikwia. Polskim kolegom tłumaczy, że te autografy są warte więcej niż podpis „Lewego” czy Messiego. Ma taki plan, że gdy wróci do domu, to powiesi tę flagę w oknie swojego pokoju. Tego z widokiem na park zryty lejami po bombach.

Reklama

– To będzie trudne Boże Narodzenie – mówi Zuba z miasta Sumy. – Tak daleko jest mój dom. Często mi się śni, a potem budzę się z płaczem. Zbombardowali go, zniszczyli do fundamentów. W Polsce Zuba jest od 2 miesięcy, dopiero uczy się języka, bo bez tego trudno znaleźć pracę. Polska ją zachwyciła, mówi, że ma do nas „nabożeństwo”, że na Ukrainie Polaków teraz wręcz wielbią. Po nowym roku ma obiecaną pracę. Mieszka z rodaczkami, więc na Boże Narodzenie pójdą do cerkwi na warszawskiej ul. Miodowej, potem zrobią sobie dużo pielmieni, pośpiewają, pośmieją się, popłaczą, a nocą zadzwonią do swoich na Ukrainie.

Dobro musi trwać...

...żeby zło nie wygrało. – Ładna pani zapytała mnie, dlaczego nie wracam do siebie – opowiada o niedawnym spotkaniu Irina. – Odpowiedziałam, że nie mam do czego, a na dowód zaproponowałam, że oddam jej klucze od swojego domu na Ukrainie. Zrozumiała...

Obawa, że polski zapał zaczyna stygnąć, dotyka również tych, którzy profesjonalnie zajmują się pomocą, tak jak Maciej Dubicki, wiceszef Caritas Polska. Niedawno powiedział, że „wojna nie może nam spowszednieć”. – Nie możemy się do tego przyzwyczaić, bo to jest stan patologiczny, stan jakiejś nienormalności, kiedy jeden drugiemu wyrządza krzywdę bądź też ktoś cierpi.

Reklama

Caritas wsławiła się błyskawiczną mobilizacją sił już na początku konfliktu na Ukrainie i nie zwalnia tempa ani na moment. Jeden z jej projektów – „Paczka dla Ukrainy” sprawił, że na ogarnięte wojną tereny pojechało już 50 tys. takich przesyłek, każda o wadze 15 kg. Przygotowywały je parafie, które zgłosiły się do projektu, ale także firmy czy prywatne osoby. Co więcej, Caritas wzięła pod opiekę 500 rodzin z diecezji kijowsko-żytomierskiej. – Program jest bardzo prosty i polega na miesięcznym wsparciu rodzin tutaj, na miejscu, żeby mogły próbować rozpocząć swoje życie; żeby wróciły do swoich domów, które np. nie zostały zniszczone; żeby mogły rozpocząć tam jakąś normalną egzystencję, próbę podjęcia normalnego życia. Oczywiście, w tej sytuacji jest to niemożliwe, ale chcemy dać im nadzieję, impuls, wsparcie finansowe, żeby mogły odbudować swój dom albo go odmalować czy też zakupić leki lub coś do jedzenia bądź grzania. To już jest w gestii rodzin, które otrzymują wsparcie – zaznaczył Maciej Dubicki w rozmowie z portalem tvp.info.

Nie odpuszcza też największa męska organizacja katolicka – Rycerze Kolumba. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia pojechały kolejne paczki dla ukraińskich rodzin. Do tej pory Rycerze Kolumba zawieźli na tereny ogarnięte wojną 100 tys. paczek. – To dla nas istotny kamień milowy w tym, co możemy zrobić, by złagodzić ból mieszkańców Ukrainy – powiedział Family News Service Patrick E. Kelly, Najwyższy Rycerz Rycerzy Kolumba.

– Zaprośmy do świątecznego stołu Ukraińców z naszego bloku, z naszej ulicy, pracy, szkoły, z naszego miasta. Zrozumcie, że im w tych dniach jest podwójnie ciężko. Nie stawiajcie pustego talerza jedynie dla tradycji. Niech w tym roku usiądzie przy nim ktoś żywy... – przekonuje Magda. Gdy pytam, skąd u nich taka determinacja w pomaganiu uchodźcom, zgodnie odpowiadają: – Z wdzięczności! Z wdzięczności, że są tacy waleczni, że wytrzymują, bo dzięki temu ta koszmarna wojna toczy się u nich, nie u nas...

Polska Straż Graniczna ocenia, że od 24 lutego granice z Polską przekroczyło ponad 7 mln uchodźców z Ukrainy. Z tego ok. 3 mln – głównie Ukrainki z dziećmi – zdecydowało się na powrót, gdy sytuacja na froncie uległa znacznej poprawie, a żołnierze ukraińscy przejęli kontrolę nad terenami do niedawna okupowanymi przez Rosję.

Dalsze 1,5 mln ukraińskich uchodźców wojennych wyjechało z Polski do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, na Słowację, Węgry, do Rumunii i Mołdawii oraz do Kanady czy Ameryki. Według danych niemieckiego Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, do Niemiec przybyło milion uchodźców z Ukrainy. Inne kraje przyjęły mniej uchodźców – stosownie do swoich możliwości. Na Litwie (ok. 3 mln obywateli) przebywa 100 tys. Ukraińców, nieco mniej przyjęły Estonia i Łotwa.
Obecnie w Polsce przebywa ok. 2,5 mln Ukraińców. Dzielimy ich na starą emigrację, czyli na uchodźców z lat 2014-22 (ocenia się, że jest to ok. 1,3 mln ludzi), oraz nową, czyli na tych, którzy przyjeżdżali do Polski od lutego 2022 i zostali w naszym kraju – to ok. 1,2 mln osób.
Numer PESEL, który pozwala korzystać ze świadczeń pomocowych oferowanych przez państwo polskie, przyznano ok. 400 tys. Ukraińców. Uważa się, że ci, którzy nie starają się o numer PESEL, najpewniej rozważają wyjazd do jednego z krajów Unii Europejskiej, głównie do Niemiec, lub dalej – do USA i Kanady.

2022-12-19 16:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. prof. Chrostowski: według judaizmu ortodoksyjnego przyjście Mesjasza musi być poprzedzone naprawą świata

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

judaizm

ks. prof. Waldemar Chrostowski

©/BPJG Krzysztof Świertok

Ks. prof. Waldemar Chrostowski

Ks. prof. Waldemar Chrostowski

We współczesnym judaizmie ortodoksyjnym oczekiwania mesjańskie są obecne - powiedział PAP biblista, ks. prof. Waldemar Chrostowski. Zaznaczył, że ich zdaniem przyjście Mesjasza musi być poprzedzone naprawą obecnego porządku świata.

Zgodnie z Ewangelią Jezus Chrystus narodził się w Betlejem.
CZYTAJ DALEJ

Wincenty, czyli tam i z powrotem

Czy można zapanować nad wstydem? Podobno jeśli mocno wbije się paznokcie w kciuk, to czerwona twarz wraca do normy. Ale od środka wstyd dalej pali, choć może na zewnątrz już tak bardzo tego nie widać. Jeśli ktoś się wstydzi, że zachował się jak świnia, to w sumie dobrze, bo jest szansa, że tak łatwo tego nie powtórzy. Tylko że ludzkość tak jakoś coraz mniej się wstydzi rzeczy złych.

Ludzie wstydzą się: biedy, pochodzenia, wiary, wyglądu, wagi… I nie jest to wcale wynalazek dzisiejszych napompowanych, szpanujących i wyzwolonych czasów. Takie samo zażenowanie czuł pewien Wincenty, żyjący we Francji na przełomie XVI i XVII wieku. Urodził się w zapadłej wsi, dzieciństwo kojarzyło mu się ze świniakami, biedą, pięciorgiem rodzeństwa i matką - służącą. Chciał się z tego wyrwać. Więc wymyślił sobie, że zostanie księdzem. Serio. Nie szukał w tym wszystkim specjalnie Boga. Miał tylko dość biedy. Rodzice dali mu, co mogli, ale szału nie było, więc chłopak dorabiał korepetycjami, jednocześnie z całych sił próbując ukryć swoje pochodzenie. Dlatego, kiedy ojciec przyszedł go odwiedzić w szkole, Wincenty nie chciał z nim rozmawiać. Sumienie wyrzucało mu to potem do późnej starości.
CZYTAJ DALEJ

VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna z Ośna Lubuskiego do Górzycy

2025-09-27 15:16

[ TEMATY ]

Górzyca

diecezja zielonogórsko ‑ gorzowska

Ośno lubuskie

VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna

Karolina Krasowska

Ośno Lubuskie, VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna

Ośno Lubuskie, VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna

Z Ośna Lubuskiego wyruszyła VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna do Górzycy. W tym roku pątnicy pielgrzymowali pod hasłem „Pielgrzymi nadziei", a wydarzenie było finalnym akcentem świętowania jubileuszu 900-lecia ustanowienia diecezji lubuskiej.

VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna z Ośna Lubuskiego do Górzycy rozpoczęła się nabożeństwem pokutnym w kościele parafialnym pw. św. Jakuba Apostoła połączonym z adoracją Najświętszego Sakramentu i możliwością spowiedzi. Modlitwie przewodniczył ks. Jacek Błażkiewicz, a muzyczną oprawę nabożeństwa poprowadzili Teresa i Robert Malina.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję