W jednej z sal drohiczyńskiego muzeum, noszącej nazwę „Skarbiec”, znaczącą część przebudowanej kilka miesięcy temu ekspozycji stanowią zabytkowe monstrancje. Są one przede wszystkim świadectwem pobożności eucharystycznej minionych pokoleń, ale przez sposób wykonania czy swą historię stanowią także symbol miłości do najbliższych i do ziemskiej ojczyzny.
Katecheza i lekcja historii sztuki
Od XIV wieku charakterystycznym dla Kościoła łacińskiego jest zwyczaj adorowania Ciała Chrystusa, obecnego w konsekrowanej hostii. Aby była ona jak najlepiej widoczna dla trwających na modlitwie, szukano różnych rozwiązań praktycznych, czego efektem były najpierw gotyckie ostensoria wieżowe, rozpowszechnione w XV wieku. Następne stulecie było świadkiem przeobrażeń i powstania różnych typów tzw. monstrancji (od łacińskiego słowa monstrare – pokazywać).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W pierwszej połowie XVI wieku cylindryczne ostensoria nabrały kształtu płaskiej gotyckiej nastawy ołtarzowej (retabulum), z glorią zwieńczoną wieżyczkami, stąd określa się je jako monstrancje retabulowe lub wieżyczkowe. Na ziemiach polskich powrócono do tej formy w XVII wieku, a ponieważ był to już przełom innych epok (renesansu i baroku), powstałe wtedy monstrancje to tzw. postgotyk.
Reklama
Do nich należy najstarsza monstrancja w muzeum w Drohiczynie, wykonana ok. 1630 r. Dzieło ma kształt gotyckiego tryptyku. Zachowały się oryginalne figurki: po bokach św. Jakuba Apostoła i św. Stanisława ze Szczepanowa, wyżej Maryi z Dzieciątkiem, a w zwieńczeniu Ukrzyżowanie. Powstała w Małopolsce, być może w Krakowie, z którym był związany sponsor jej późniejszej renowacji – ks. Wojciech Łańcucki, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na przełomie XVIII i XIX wieku trafiła do Niemiec. Potem znalazła się we Francji, skąd już w XX wieku powróciła do Polski. Ofiarowana bp. Antoniemu Dydyczowi trafiła do muzeum diecezjalnego.
W dobie renesansu szklany klosz ze średniowiecznych ostensoriów wieżowych zastąpiono kolumienkami, przykrytymi kopułą. Tak powstały monstrancje baldachimowe, gdzie kolisty melchizedek (czyli uchwyt, w którym umieszcza się hostię) stanowi jednocześnie reservaculum. Ten typ w Polsce jest praktycznie niespotykany, natomiast dzięki św. Karolowi Boromeuszowi stał się właściwym dla liturgii w rycie ambrozjańskim w Mediolanie. Święty polecił, aby kopułkę wieńczyła figurka Chrystusa Zmartwychwstałego. Taką właśnie barokową monstrancję (dar ks. Tadeusza Syczewskiego) można zobaczyć w naszym muzeum.
Reklama
Szczególną wymowę teologiczną mają monstrancje promieniste. Pomysłodawcą był słynny artysta Rafael. Kształt tarczy słonecznej ma przypominać, że Chrystus jest Słońcem – prawdziwą Światłością, oświecającą świat. Ten typ zaczął zyskiwać popularność dopiero w od połowy XVII wieku. Początkowo promienie były zazwyczaj iglaste; później szablaste, często tak zagęszczone, że tworzyły tarczę. Całość stawała się coraz większa i ozdobniejsza. Pojawiły się też różne warianty: promienisto-krzyżowe, promienisto-gwiaździste czy np. z glorią owalną. Od połowy XIX wieku zauważa się coraz większą różnorodność kształtu i symboliki monstrancji, jednak do dziś najbardziej kojarzy się ją z typem promienistym. Do tej grupy – w różnych wariantach – należy aż osiemnaście monstrancji w drohiczyńskim muzeum.
Pamiątki wydarzeń rodzinnych
Największa z eksponowanych monstrancji trafiła na Podlasie jako dar ślubny. Regencyjne dzieło niemieckiego złotnika Scheya z Drezna powstało w 1735 r. Czas powstania i herby na tkaninie obiciowej wewnątrz specjalnie zrobionego na nią futerału wskazują, że pierwotnie upamiętniała małżeństwo fundatora Jana Kajetana Jabłonowskiego z Teresą z Wielhorskich. Gdy po jej śmierci Jabłonowski ożenił się w 1750 r. z dziedziczką Siemiatycz – księżną Anną z Sapiehów, przekazał monstrancję do miejscowego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny jako dar ślubny.
Z kolei klasycystyczna monstrancja z 1833 r., pochodząca z Kiwatycz na Polesiu (obecnie Białoruś), a wykonana w Wiedniu, upamiętnia tragiczne wydarzenie. Ufundowali ją małżonkowie Kalikst i Julia z Orzeszków Mierzejewscy, aby uczcić i polecić modlitwom adorujących Chrystusa ich tragicznie zmarłego syna Juliana, który jako dziecko spadł z konia i wskutek obrażeń wkrótce zakończył życie.
Reklama
Podobne okoliczności towarzyszyły powstaniu jednej z dwóch monstrancji w tym muzeum, zdobionych radziwiłłowskim herbem „Trąby”. Wykonana w stylu neobarokowym w 1903 r. przez warszawską firmę Łopieńskich. Zrobiono ją ze srebrnych wieńców żałobnych, złożonych na grobie piętnastoletniego Michała Kazimierza. Glorię zdobią wizerunki patronów zmarłego (św. Michał Archanioł i św. Kazimierz Królewicz). Na stopie tej monstrancji umieszczono inskrypcje po łacinie, w których dzieło niejako samo „opowiada” o sobie: „Uczyniono mnie z wieńców srebrnych, złożonych na grobie Michała Kazimierza Księcia Radziwiłła przez przyjaciół i kolegów z klasy w 64. Liceum Petersburskim. Urodził się na Patmos 9/21 I 1888. Zmarł w Petersburgu 16 II/1 III 1903. Polecił mnie zrobić ojciec zmarłego Adam Karol Wilhelm Książę Radziwiłł na chwałę Boga Wszechmogącego”.
Świadectwa dziejów narodowych
Wiele z eksponowanych w Drohiczynie monstrancji pochodzi z dawnych Kresów. Ocalili je Polacy wysiedlani stamtąd po 1945 r. W ten sposób historia tych przedmiotów splotła się z historią narodu. Pod tym względem szczególnie wymowna jest najmłodsza i najskromniejsza monstrancja, tzw. obozowa. Po upadku Powstania Warszawskiego część walczących trafiła w kwietniu 1945 r. – przez różne obozy – do stalagu w Bad Schwartau pod Lubeką. Wg przekazu ks. Wincentego Marczuka, kapelana zgrupowania „Żyrafa” z Żoliborza, w niewoli uwięzieni powstańcy wykonali monstrancję. Zdarzało się to nawet w Dachau i Auschwitz, ale o wyjątkowości właśnie tego dzieła stanowi użyty materiał: blacha i szkło z wraku angielskiego samolotu, który po zestrzeleniu przez Niemców spadł na teren obozu oraz puszki po konserwach. Mimo prostoty z dzieła emanuje dostojeństwo. Dolna część ma kształt buławy hetmańskiej z głowicą, zdobioną piastowskimi orłami w koronie.
W maju 1945 r. żołnierze brytyjscy oswobodzili jeńców. Ksiądz Marczuk wrócił na rodzinne Podlasie z niezwykłą pamiątką, która – jak mówił – służyła do „konspiracyjnej” adoracji Najświętszego Sakramentu. Zdaje się to potwierdzać jej konstrukcja, umożliwiająca szybkie rozłożenie na dwie części. Są też opinie, że powstała już po wyzwoleniu obozu jako wotum dziękczynne. Niezależnie od tego, która wersja jest właściwa, monstrancja ta jest szczególnym świadectwem umiejętności i odwagi powstańców oraz ich wiary w Boga i miłości do Ojczyzny.