W grudniu upływa pierwsza rocznica, gdy nieznany nikomu koronawirus pojawił się w chińskim mieście Wuhan. Azjaci o wiele lepiej radzą sobie z pandemią COVID-19 zarówno zdrowotnie, jak i gospodarczo – od reszty świata. Zachód okazał się prawie bezradny, a jedyną nadzieją na wyjście z kryzysu jest szczepionka. Dlatego też od miesięcy obserwujemy wyścig między firmami farmaceutycznymi o uzyskanie skutecznej i bezpiecznej szczepionki, ale również międzynarodową rywalizację, kto pierwszy sprowadzi szczepionkę dla swoich obywateli.
Poczekajmy na dane naukowe
Wielka Brytania po brexicie jako pierwsza podjęła decyzję o wprowadzeniu do użytku szczepionki mRNA wyprodukowanej przez firmę Pfizer we współpracy z niemiecką spółką BioNTech.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Polska i inne kraje Unii Europejskiej czekają na decyzję Europejskiej Agencji Leków (EMA). – W mojej ocenie, EMA jest instytucją, która nie ulega politycznym wpływom i naciskom. Każdy kraj spoza UE może podejmować samodzielnie swoje decyzje, ale ja uważam, że w tak delikatnym temacie jak szczepionki trzeba opierać swoje decyzje na faktach oraz ocenie instytucji, która analizuje dane naukowe i kliniczne. Naukowcy z EMA cały czas mają wgląd w badania prowadzone przez firmy pracujące nad szczepionkami – mówi Niedzieli prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Reklama
Naukowcy z EMA śledzą wszystkie badania nad szczepionkami już od kilku miesięcy. Według komunikatów, zespoły mają pracować także w przerwie świątecznej, by mieć dostęp do danych na każdym etapie badań. Decyzja o warunkowym dopuszczeniu szczepionki Pfizera ma zostać ogłoszona 29 grudnia, a ws. Moderny – 12 stycznia. „Na tym etapie EMA oceniła dane dotyczące jakości szczepionki (informacje o jej składnikach i sposobie wytwarzania), a także wyniki badań laboratoryjnych. EMA przyjrzała się również wynikom skuteczności szczepionki i wstępnym danym dotyczącym bezpieczeństwa, które pojawiły się w badaniach klinicznych na dużą skalę” – czytamy w komunikacie.
mRNA nie powoduje zmian
Tempo wprowadzania szczepionek do użytku jest bardzo duże, bo świat szybko potrzebuje antidotum na pandemię. Droga została zatem skrócona, nie oznacza to jednak, że szczepionki nie są bezpieczne. Ich skuteczność i bezpieczeństwo zostały przetestowane na kilkudziesięciotysięcznych grupach ludzi pod nadzorem instytucji zewnętrznych. – Oczywiście, po szczepionce możemy się czuć osłabieni, a w niektórych przypadkach mieć objawy grypopodobne – tłumaczy prof. Pyrć, który jest specjalistą od koronawirusów. To jest naturalna reakcja naszego organizmu, który spotyka się z czymś, co stymuluje jego układ immunologiczny, aby w przyszłości był zdolny do obrony przed wirusem.
Szczepionki mRNA są nowością, ale nie ma żadanych naukowych podstaw, by sądzić, że są bardziej niebezpieczne. Wręcz przeciwnie – ich produkcja jest prostsza i bardziej sterylna. Jest małe prawdopodobieństwo, by przedostała się do nich jakaś niepożądana substancja. – Szczepionka mRNA dostarcza tylko czystą informację, a cała dodatkowa praca jest przerzucona na nasz organizm. Szczepionka mRNA nie potrzebuje też dodatkowych składników, tzw. adiuwantów, i jest „czystsza”, bo może być produkowana syntetycznie – wskazuje wirusolog.
Według ekspertów, szczepionka może być skuteczniejszą ochroną niż przechorowanie COVID-19, bo z jednej strony unikniemy wciąż nieznanych powikłań, a z drugiej – może nas lepiej chronić przed zakażeniem. Jest już bowiem kilkadziesiąt opisanych przypadków ze świata, że ludzie chorują powtórnie. – Szczepionki mają swoje zalety, bo lepiej i precyzyjniej „trenują” nasz układ odpornościowy. Szczepionka mRNA nie powoduje żadnych zmian w naszym organizmie, a jedynie pokazuje naszemu układowi odporności owemu jak wygląda patogen, czyli wirus SARS-CoV-2 – podkreśla prof. Pyrć.