Reklama

Wiara

Małżeński czyściec

Jacek – 37 lat, budowlaniec, prowadzi własną firmę. Ania – 30 lat, zajmuje się dzieckiem i realizuje swoje pasje. Dziesięcioletni staż małżeński. To, co przeszli, nadaje się na książkę.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pochodzą z małej miejscowości. Oboje bez wsparcia w swoich domach. Poznali się, kiedy Ania chodziła jeszcze do gimnazjum. Szukała bezpieczeństwa. Jacek nadużywał alkoholu, kilkakrotnie tracił prawo jazdy. Wspólne mieszkanie. Sześć lat później, po naciskach innych – bo tak trzeba – wzięli ślub. Potem wszystko miało się zmienić.

Koszmar

– Całe nasze narzeczeństwo, czas po ślubie to życie w grzechu. Pan Bóg był jedynie rodzinną tradycją, Kościół – instytucją, która napomina i nie daje wolności, ślub – formalnością. Wtedy nie zaprosiliśmy Pana Jezusa do naszego małżeństwa – wspomina Jacek. Ania precyzuje: – Przecież my Go wtedy nie znaliśmy. Z wiarą nie mieliśmy nic wspólnego. Dopiero niedawno odkryliśmy, czym naprawdę jest sakrament małżeństwa...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Życie po ślubie to alkohol, przemoc fizyczna i psychiczna, ciągłe awantury, oskarżenia Ani o zdradę. Próbowała ratować rodzinę. Receptą miała być przeprowadzka. – Dopiero wtedy zaczęło się jednak prawdziwe piekło – wspomina. – Jacek nie wracał do domu. Ludzie zwracali uwagę na mój wygląd: podpuchnięte oczy, siniaki na rękach; padały niewygodne pytania. Podjęłam decyzję o rozstaniu.

Nadzieja Ani

Wtedy młodszy brat Jacka zaproponował im wyjazd na Jasną Górę. – Tego dnia coś się ze mną stało – wspomina Ania. – Pierwszy raz rozmawiałam z Maryją. Wypłakałam przed Nią całe życie. Trafiłam do spowiedzi, a w jej efekcie – na kierownictwo duchowe.

Ania coraz bardziej zbliżała się do Pana Boga. Zaczytywała się w Piśmie Świętym. Jacek podejmował próby abstynencji. Żeby tylko nie było rozwodu. Zawierzyli się Matce Bożej. Ale lepiej nie było. Kolejną próbą ratowania małżeństwa był pomysł wybudowania domu. Potrzebowali szybkich pieniędzy. Wybór padł na Holandię. A tam – imprezy, lekkie życie, odejście od Boga, szczyt nałogu Jacka. – Nie mogliśmy na siebie patrzeć. Modliłam się, żeby Bóg zabrał go ode mnie – przyznaje Ania. – Chciałam tylko życia bez awantur, kłamstwa, strachu. Nas już nie było.

Reklama

Nadzieja Jacka

– Wróciłem do Polski – włącza się Jacek. – Bardzo chciałem się zmienić, być normalnym człowiekiem, dobrym mężem. Nie potrafiłem. Nienawidziłem siebie. Kiedy Ania oświadczyła, że z nami koniec, przestraszyłem się. Przeprowadziłem się do domu rodzinnego. Przestałem pić. Ona była nieugięta. Przez pół roku nie mieliśmy żadnego kontaktu. Ratunku zacząłem szukać w Różańcu. Brat zapoznał mnie z siostrą zakonną, która uczyła mnie, kim jest Jezus. Zaprowadzała mnie pod tabernakulum i namawiała: mów do Niego. – Jak mam mówić? Do puszki? Mówiła za mnie.

W końcu Jacek odbył generalną spowiedź, potem terapię. W ośrodku odwykowym zaczęła się jego przemiana. On był z siebie dumny, ona pozostawała niewzruszona. Obraziła się na Pana Boga. Wpadła w depresję. Nie jadła, nie spała. Zmiana Jacka ją dobiła. – To ja tyle lat się starałam i nic. A on po takim krótkim czasie wyszedł na prostą? Czułam, że znów chce mnie oszukać. Złożyłam wniosek o separację.

Jacek – wściekły, że jego starania nic nie dały, obwiniał wszystkich wokół. Wtedy trafił na Nowennę Pompejańską. – Piętnaście tajemnic? Nie ma mowy. Ledwo jedną dziesiątkę odmawiam – śmieje się dziś. Lecz świadectwa go przekonały. Modlił się o powrót żony, ale Różaniec zmieniał stopniowo jego samego. – Skończyłem nowennę... i nic. Wiem jednak, że to był cudowny czas. Przestałem palić, pić, przystępowałem regularnie do spowiedzi. To wszystko dało mi siłę, żeby walczyć dalej. Zacząłem kolejną nowennę – w intencji żony. Wtedy zadzwoniła. Choć powtarzała, że to tylko rozmowa, ja miałem nadzieję.

Zachęciła Jacka do zmiany otoczenia, nowej pracy. Po tygodniu był w Częstochowie, za chwilę w Warszawie. U sióstr betanek pracował tuż nad prezbiterium. Tam okiełznał swój język. Przestał przeklinać. Wrócił do Częstochowy, zaczął zarabiać, sprzątać, prać, gotować. Być za siebie odpowiedzialny. Starał się ponownie o prawo jazdy.

Reklama

Razem

Wreszcie rozprawa separacyjna, na którą... pojechali jednym samochodem. Mama Ani, która obserwowała ich zachowanie, odmówiła zeznań. – Jacek po raz pierwszy przyznał się do całego zła – mówi Ania. – Zobaczyłam, że coś się w nim zmieniło.

Dla Jacka ważne są daty. Wierzy, że przez nie Maryja przekonuje ich o swojej opiece. – Rozprawa odbyła się 13 listopada, w święto Matki Bożej w Pompejach. Jestem przekonany, że to Ona o wszystko zadbała. Wiedzieliśmy, że Boże Narodzenie spędzimy razem. Ania w końcu mi przebaczyła. Zaczęliśmy na nowo budować nasze życie, starać się o dziecko.

– Okazało się, że to wszystko nie jest proste – przyznaje Ania. – Znów zaczęłam chorować na depresję, nie mogłam wstać z łóżka. Pytałam Pana Boga, jak to możliwe teraz, kiedy jest wszystko dobrze. Proces nawracania pokazał nam, ile zła wyrządził w naszym życiu grzech. Cały czas odczuwamy jego piętno.

Oboje są mocno pokiereszowani. Pomoc znaleźli m.in. w psychoterapii, która ich zlepia, pozwala im normalnie funkcjonować, przepracować przeszłość. Poznają Boga coraz bardziej. On uczy ich kochać samych siebie i siebie nawzajem. Pojawiły się wspólnota, Szkoła Nowej Ewangelizacji, małżeństwa, z którymi dzielą się życiem. – Z Panem Bogiem idziemy jak czołg. Wiemy, że z Nim jest łatwiej. Dał nam dziecko. Stawia na naszej drodze wspaniałych ludzi – mówi Jacek. – O wszystko się modlimy, wszystko zawierzamy. Od drobnych rzeczy po te wielkie – najpierw mieszkanie, teraz budowę domu. Ufamy. Wiemy, że Bóg ze wszystkiego może wyciągnąć dobro. Jesteśmy przekonani, że „«przyszłość świata idzie przez rodzinę» (Jan Paweł II) i nie wolno pozwolić, by świat zniknął. Trzeba więc ratować rodzinę. Od czego zacząć? Od ratowania własnej rodziny. A ratowanie własnej rodziny od ratowania małżeństwa. A ratowanie małżeństwa od... zmiany siebie” (z książki J. Pulikowskiego Warto naprawić małżeństwo).

2020-07-14 09:42

Ocena: +7 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Tomasik: niech owocem Roku Wiary będzie poszanowanie dnia świętego

[ TEMATY ]

Rok Wiary

rok

wiara

Przemysław Goławski, golawski.net/ pl.wikipedia.org

Niech owocem Roku Wiary będzie poszanowanie dnia świętego oraz troska o to, aby lepiej uczestniczyć we Mszy Świętej - napisał biskup Henryk Tomasik w komunikacie skierowanym do wiernych na zakończenie Roku Wiary. Wezwał też rodziców do większego zaangażowania w przygotowanie dzieci i młodzieży do sakramentw świętych. Diecezjalne obchody z okazji zakończenia Roku Wiary, odbędą się niedzielę o godzinie 9.30 w radomskiej katedrze.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Lublin. Spotkanie biskupów z Polski i Niemiec

2024-04-25 10:21

Tomasz Koryszko/ KUL

Arcybiskup Stanisław Budzik jest gospodarzem spotkania grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję