Gdy osoba z doktoratem, która do niedawna piastowała odpowiedzialne stanowisko publiczne, a obecnie zasiada w Parlamencie Europejskim, dzieli się refleksją: „Kiedy mówię o feminizmie, to mówię o szacunku dla zwierząt, których los, np. los krów mlecznych, jest zdeterminowany przez ich płeć”, to można się zastanawiać, czy w Polsce nie powinna zaistnieć instytucja weryfikująca tytuły i stopnie naukowe.
Przytoczona wypowiedź to ewidentne świadectwo, że feminizm, genderyzm i inne modne ostatnio -izmy to konstrukty czysto ideologiczne. Ponadto obarczona jest ona jeszcze jedną wadą, rzec można, zasadniczą – wprost kłóci się z rozumem i zdrowym rozsądkiem.
Oczywiście, jeżeli ktoś chce się dyskredytować czy ośmieszać, to nikt mu tego zabronić nie może. Pytanie tylko, czy powinien to robić, legitymując się tytułem doktora lub profesora (bo przecież i takich przypadków nie brakuje). I jeszcze jedna kwestia: co na to uczelnie wyższe czy inne ważne instytucje życia publicznego, które taka osoba podobno reprezentuje? Czy nie przeszkadza im to, że wypowiedzi pozostające w ewidentnej sprzeczności z rozumem działają na ich szkodę?
Pomóż w rozwoju naszego portalu