Każdy mógł obserwować długą batalię, którą rodzice mężczyzny toczyli w sądach krajowych i ponadnarodowych, w tym na forum ONZ, aby temu zapobiec. Szczególnie poruszające było to, że byli w tej walce osamotnieni: ich woli pozostawienia Vincenta przy życiu nie podzielali ani jego żona, ani jego rodzeństwo. Przeciwko sobie rodzice mieli również opinię lekarzy w szpitalu, w którym ich syn się znajdował. W wyniku decyzji Sądu Kasacyjnego, który przychylił się do stanowiska lekarzy w Szpitalu Uniwersyteckim w Reims, 3 lipca br. Vincent Lambert przestał otrzymywać wodę i pokarm. Zmarł 11 lipca o godz. 8.24.
Eutanazja we Francji?
Wszystko to działo się we Francji, gdzie podobnie jak w Polsce eutanazja jest nielegalna. Tymczasem działanie lekarzy, w przypadku Vincenta Lamberta trudno jest zakwalifikować inaczej. To było celowe działanie podjęte po to, aby spowodować śmierć pacjenta, i to, jak uzasadniano, „dla jego dobra”. Takie postępowanie wyczerpuje definicję eutanazji. Czy więc Sąd Kasacyjny, który zgodził się na zaprzestanie pojenia i karmienia mężczyzny, nie złamał prawa obowiązującego we Francji? A jeśli tak, to jak to było możliwe? Sądy mają być przecież stróżami praworządności, a nie stać ponad nią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Prokurator Matthieu Bourrette, dowiedziawszy się o śmierci Vincenta Lamberta, zdecydował wprawdzie o wszczęciu śledztwa, aby wyjaśnić jej przyczyny, ale zastanawiające jest, że dochodzenie to ma na celu jedynie dać odpowiedź, czy wstrzymanie czynności podtrzymujących życie pacjenta było przeprowadzone zgodnie z przewidzianym przez prawo protokołem. Czy może jednak istnieć „przewidziany przez prawo protokół”, który ewidentnie łamie to prawo?
Śpiączka i rokowania
Trzeba tu zauważyć, że przypadek Vincenta Lamberta nie jest odosobniony. Można wręcz powiedzieć, że to jedna z typowych historii wielu tysięcy pacjentów na całym świecie, którzy w wyniku wypadku komunikacyjnego doznają ciężkiego urazu mózgu, zapadają w śpiączkę, a potem, jeśli przeżyją, z reguły przechodzą w inny stan ograniczonej świadomości, który sprawia wrażenie, iż chory jest zupełnie bez kontaktu. Jeśli stan taki trwa krótko i chory odzyskuje kontakt z otoczeniem po kilku dniach lub tygodniach, sprawa kończy się dla niego szczęśliwie i wraca on do aktywnego życia. Jeśli jednak śpiączka trwa dłużej, a może trwać miesiące i lata, sprawa wygląda znacznie poważniej. Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedzi na to pytanie mogą być bardzo różne. Jedna z typowych jest taka, jakiej w końcu udzielili lekarze z oddziału paliatywnego szpitala w Reims w sprawie ich pacjenta Vincenta Lamberta. Orzekli oni, że pacjent ten nie odzyska przytomności, a więc można zakończyć jego życie. Argument ten może się wydawać racjonalny i zgodzili się z nim zarówno żona mężczyzny, jak i jego rodzeństwo, a w końcu również Sąd Kasacyjny; to on zadecydował o wszczęciu postępowania, które spowodowało śmierć Vincenta Lamberta.
„Nieużyteczny”
Reklama
Dlaczego jednak argument taki wcale nie musi, a nawet zgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego – nie powinien przemawiać za takim rozwiązaniem sprawy? Otóż dlatego, że nauczanie to nie opiera się na zasadach utylitarnych, lecz na zasadach personalizmu chrześcijańskiego. Między tymi dwoma systemami etycznymi istnieją głębokie różnice. Utylitaryzm mierzy dobro jakiegokolwiek działania przez jego globalne skutki, a nie przez pryzmat dobra poszczególnego człowieka, dlatego zgodnie z założeniami tego systemu dobro pojedynczej osoby ludzkiej może być poświęcone na rzecz dobra szerszej grupy, jeśli sumaryczna wartość dobra dla tej grupy dzięki temu wzrośnie. W przypadku chorych z zaburzeniami świadomości, z którymi utrudniony jest kontakt, takie właśnie rozumowanie często bywa stosowane. W Ameryce było wiele spraw sądowych, które poruszyły opinię publiczną, a jedną z ostatnich była znana również w Europie sprawa Terri Schiavo, która została sądownie skazana na śmierć z pragnienia i głodu, pomimo licznych protestów poszczególnych osób i organizacji. W jej sprawie, podobnie jak w przypadku Vincenta Lamberta i wielu innych chorych, zwyciężył rachunek strat i korzyści, który wypadł dla nich negatywnie. Zdecydowano, że nie ma potrzeby podtrzymywania ich życia, ponieważ jest to zbyt duży ciężar dla ich rodzin i całego społeczeństwa.
Argument ten, jakkolwiek w rzeczywistości decydujący w moralnej ocenie skazywania na śmierć pacjentów z obniżonym stanem świadomości, nie jest na ogół nadmiernie eksponowany w mediach. W społeczeństwach głęboko ukształtowanych przez chrześcijaństwo, mimo istnienia w nich również sprzecznych z Ewangelią prądów myślowych, w tym utylitaryzmu właśnie, nie jest łatwo o propagowanie takiego utylitarnego rozumowania „w czystym składniku”. Niemniej jednak wystarczy zasłonić je dodatkowymi argumentami, aby przestawało ono budzić radykalny sprzeciw u wielu ludzi. Wystarczy dodać, że przecież zakończenie egzystencji chorego, którego jakość życia jest niska, leży w jego najlepiej pojętym interesie oraz że jego śmierć będzie spowodowana w taki sposób, iż nie będzie on cierpiał. Tak uzasadniali swoją akceptację żona Vincenta Lamberta oraz jego rodzeństwo. Tymczasem sprawa nie jest wcale taka jednoznaczna, i to na wielu poziomach.
Właściwa diagnoza
Reklama
Na poziomie samej medycyny można powiedzieć, że przecież obowiązkiem lekarza jest zawsze dbanie o dobro chorego i troska o jego dobrostan, nawet jeśli nie można go wyleczyć. Ponadto sama diagnoza stanu chorego powinna być rzetelna i nienaginana w celu spełnienia wyżej wymienionych utylitarnych założeń. W przypadku Vincenta Lamberta widzieliśmy bardzo dużą różnicę co do oceny stanu chorego między lekarzami i sędziami a jego rodzicami, którzy podkreślali, że ich syn żyje i aby żyć dalej, nie potrzebuje żadnej aparatury, za wyjątkiem sondy pokarmowej. Matka chorego cały czas do niego mówiła, karmiła go łyżeczką i pokazywała mu różne przedmioty oraz obrazy na ekranie komputera, w który chory się wpatrywał. Matkę wspomagał w tym jej małżonek, a zarazem ojciec chorego. Mimo to lekarze twierdzili, że jest on niewidomy i taki pozostanie.
A przecież powinni oni wiedzieć, że wielu chorych, zdiagnozowanych jako będący w stanie wegetatywnym, przy czym diagnoza ta sugerowała całkowitą i nieodwracalną utratę świadomości, tę świadomość jednak po jakimś czasie odzyskało. Lekarze powinni też wiedzieć, że sama definicja stanu wegetatywnego, tak rozumianego, nie wytrzymuje naukowej krytyki, opartej na danych wynikających z obserwacji tych chorych. Ich poziom świadomości jest z reguły wyższy, niż wynikałoby to z ich zachowania. Po prostu często nie potrafią oni wyrazić tego, że wiedzą, kim są, że rozpoznają swoich bliskich i że słyszą to, o czym mówi ich otoczenie. Obecnie mamy coraz więcej sposobów określania rzeczywistego stanu świadomości u tych chorych. Wszystko wskazuje na to, że Vincent Lambert był jednym z nich.
Właściwa diagnoza jest jednak możliwa wtedy, gdy chorzy ci naprawdę są badani i leczeni w ośrodkach, które się w tym specjalizują, które dysponują odpowiednio przygotowaną kadrą i aparaturą. Vincent Lambert nie miał takiego szczęścia. Od dłuższego czasu przebywał na oddziale paliatywnym, gdzie takiej opieki się nie udziela. W związku z tym jego stan się nie poprawiał tak, jak by to było możliwe, gdyby zastosowano wobec niego polimodalną stymulację w ramach nowoczesnej rehabilitacji.
Reklama
Takich ośrodków jest jednak za mało i nie mogą one przyjąć wszystkich chorych z zaburzeniami świadomości. Wszyscy musimy postawić sobie pytanie: Czy chorzy ci naprawdę nie zasługują na lepsze traktowanie? Czy nie stać nas na zorganizowanie dla nich adekwatnej pomocy, dzięki której wielu z nich powróciłoby do aktywnego, a nawet produktywnego życia? Profesor Jan Talar w swoich książkach opisuje naprawdę liczne takie przypadki, w tym również te, w których chorzy, niemający rzekomo szans na przeżycie, powrócili potem na uniwersytety i założyli rodziny.
Głos Papieża
Aby oddać rację tej stronie dyskutantów, trzeba jednak czegoś więcej niż arbitralnych decyzji sądów, które kierują się w istocie niechrześcijańską motywacją utylitarną.
Odnośnie do sprawy Vincenta Lamberta papież Franciszek powiedział: „Nie budujmy cywilizacji, w której eliminowane są osoby, których życie nie wydaje się nam dość godne, by dalej mogły żyć” oraz „Każde życie ma wartość, zawsze”.
Etyka chrześcijańska jest definiowana przez odpowiedź na skierowane do Jezusa pytanie o to, kto jest naszym bliźnim. Jezus sam udzielił nam odpowiedzi przez okazywaną przez siebie troskę o duszę i ciało każdego człowieka, którego spotykał na swojej drodze, oraz przez pouczenia, które nam zostawił. On pokazał nam, że każdemu człowiekowi należna jest nasza miłość. Odkrycie tej prawdy i zastosowanie jej w praktyce jest punktem wyjścia do zrozumienia personalizmu, który umożliwia budowanie cywilizacji miłości, a nie cywilizacji skonfliktowanych egoizmów. Wybór należy do każdego z nas.
* * *
O. dr Jacek Maria Norkowski OP
Lekarz i zakonnik. Studia medyczne ukończył na obecnym Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Zaraz potem wstąpił do Dominikanów.
Jest autorem szeregu publikacji dotyczących medycyny oraz jej styku z filozofią i teologią. Wygłasza też wykłady na temat neurologicznych kryteriów śmierci człowieka. Nie wykonuje zawodu lekarza, jest kapłanem i byłym wykładowcą teologii moralnej (w tym bioetyki) na Papieskim Uniwersytecie „Angelicum” w Rzymie.