Reklama

Wiadomości

Bóg zagarnął mnie do siebie

Marta Robin była prostą dziewczyną, która wybrała drogę cierpienia. Przez 50 lat leżała przykuta do łóżka, a jej jedynym pokarmem była Eucharystia. Ale Marta nie połykała Ciała Chrystusa. Choroba jej na to nie pozwalała. Jej usta po prostu pochłaniały Święte Ciało i Krew

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nic nie wskazywało na to, że Marta będzie cierpiała. Urodziła się w 1902 r., w niedużej miejscowości Châteauneuf-de-Galaure. Uchodziła raczej za chorowite dziecko, ale kłopoty zdrowotne nie dokuczały jej stale. Co prawda z ich powodu musiała indywidualnie przystąpić do Pierwszej Komunii św., jednak akurat to wydarzenie jedynie przybliżyło ją bardziej do Chrystusa. „Pan Bóg łagodnie zagarnął mnie do siebie” – powiedziała poruszona po Mszy św.

W każdym razie perypetie zdrowotne Marty nie stanowiły niczego nadzwyczajnego. Jej dom rodzinny kipiał energią i choć rodzice nie należeli do ludzi zamożnych, niedostatek nie stanowił tam większego problemu. Wręcz przeciwnie – każdą izbę wypełniała radość. Rodzice Marty uchodzili bowiem za ludzi o bardzo pogodnym usposobieniu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ofiara z miłości

Do pierwszej poważnej zapaści w życiu Marty doszło, gdy miała 16 lat. Wtedy straciła przytomność na 20 miesięcy. Rodzice drżeli o jej zdrowie. Nie mieli pojęcia, że śpiączka ich córki miała charakter mistyczny. Stanowiła pierwszy etap przygotowania do wielkiego cierpienia, które miała na siebie przyjąć. Od momentu pierwszej „zapaści” Marta mogła się poruszać właściwie wyłącznie o kulach. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Podobna sytuacja miała miejsce kilka lat później – w 1926 r. Wówczas Marta także utraciła na długi czas kontakt z rzeczywistością. Do „świata żywych” wróciła zupełnie odmieniona. Jak twierdziła, wtedy postanowiła złożyć się Chrystusowi w ofierze. Ofierze miłości.

Jej stan zdrowia pogarszał się od tamtego zawierzenia właściwie z dnia na dzień. W 1928 r. przestała przyjmować pokarm. To ważny moment, bo od tej pory, przez ponad 50 lat, jej jedynym pokarmem miał być Chrystus. Ciało i Krew, eucharystyczna Ofiara naszego Pana. Jednak Marta nie mogła połykać Komunikantu, nie pozwalał na to jej stan zdrowia. Eucharystia w cudowny sposób bardzo szybko znikała w jej ustach, przenikała ją. Był to cud, który dokonywał się każdego dnia niemal na oczach mieszkańców miejscowości Châteauneuf-de-Galaure.

Reklama

W 1931 r. Marta otrzymała stygmaty. Przez pierwszych 8 lat były to bolesne rany na stopach i dłoniach. W 1939 r. znamiona pojawiły się również na głowie oraz boku.

Dziewczyna niemal straciła możliwość poruszania się. „Chora nie ma zdolności widzenia, nic nie rozpoznaje, nic nie dostrzega, lecz od czasu do czasu ma przelotne, bolesne wrażenia widzenia” – zanotował lekarz zajmujący się Martą. W kolejnych latach choroba atakowała narządy wewnętrzne, nasilały się bóle pęcherzyka żółciowego i wątroby.

Rozmowy z Maryją i świętymi

Gdy cierpienie przykuło Martę do łóżka, doświadczała ona silnych spotkań mistycznych – regularnie objawiała się jej Matka Boża, rozmawiała też ze świętymi. Pocieszenie w cierpieniu – tego dotyku nieba doświadczało wielu, którzy złożyli Bogu swoje życie w ofierze, jak choćby Gemma Galgani czy Maria Baouardy. Doznała go także Marta.

Ale obok cudownych spotkań z niebem Marcie towarzyszyły także dręczenia. Pełna pokory ofiara złożona Bogu wstrząsnęła piekłem. Dziewczynie nie groziło żadne niebezpieczeństwo, ponieważ regularnie karmiła się Ciałem i Krwią Chrystusa, była zatem pod opieką Jezusa i Maryi. Jednak demony usiłowały ją przestraszyć. Nie brakuje świadectw dotyczących przerażenia widocznego na twarzy Marty w chwilach bolesnych doświadczeń duchowych. Jak sama później mówiła, widziała demony pod postacią odrażających stworzeń, zdeformowanych zwierząt. Rzucały się na nią, policzkowały ją i trzęsły jej łóżkiem. Podobne świadectwa dręczenia dawał później chociażby Ojciec Pio.

Marta nie ulegała pokusom. Nie tylko się nie wystraszyła, ale też była świadoma, że manifestacja demoniczna jest w tym przypadku wyrazem bezsilności. Jej oddanie Chrystusowi było tak wielkie, że piekło sięgnęło po narzędzia ostateczne. Na niewiele się to zdało.

Reklama

Wiejska chata, biskupi oraz filozofowie

Wieść o Marcie Robin, mistyczce doświadczonej stygmatami, szybko się rozeszła we Francji. Mówiono o jej stygmatach, pojawiały się też informacje o cudownym darze bilokacji. Część życia Marty przypadło na okres, gdy Kościół mocno konfrontował się z „racjonalną” wizją rzeczywistości – kwestionowaniem autorytetu duchownych, zjawisk nadprzyrodzonych mających swoje źródło w Chrystusie. Mimo że już św. Tomasz logicznie tłumaczył istotę cudów i ich hierarchię, to jednak XX wiek wraz ze swoją falą laicyzacji przygniótł mocno Kościół, usiłował go pozbawić przymiotnika „święty”.

Na tym tle Marta Robin – jej pozornie pozbawione sensu cierpienie, mistycyzm i widoczne znaki Bożego działania – stanowiła deskę ratunku przed laicką rewoltą. Liczne świadectwa jej cierpienia w każdy piątek, bolesnych stygmatów oraz to, że przez 50 lat karmiła się wiecznością, czyli Eucharystią, stawiały wszystkich sceptyków czy agresywnych wrogów Kościoła w trudnej sytuacji. Cierpiąca Marta, całymi latami leżąca niemal nieruchomo w łóżku – nawet poruszanie głową było w jej przypadku ledwo możliwe – stała się żywym cudem. I tabernakulum, do którego Chrystus, Jego Ciało i Krew, przenikał, by dać jej siły do wytrwania w chorobie.

To dlatego do Marty Robin przyjeżdżali filozofowie, teologowie, a nawet biskupi, chcąc jej „dotknąć”, zobaczyć ją i z nią porozmawiać, by nieco więcej się o niej dowiedzieć, ale też nabrać duchowej energii w konfrontacji z coraz mniej sprzyjającą Kościołowi rzeczywistością.

Marta Robin wszystkich ważnych ludzi przyjmowała w swojej izbie, w ciemnym pokoju – jej wzrok bowiem nie znosił światła. Pokój, w którym cierpiała, przypominał nieco betlejemską stajenkę: oto w progu spotykali się jej sąsiedzi – rolnicy i wiejscy akuszerzy – z biskupami, osobami witanymi chętnie „na salonach” czy uniwersytetach. Z filozofem Jeanem Guitton ta prosta kobieta potrafiła rozmawiać o myśli Pascala, a znajomej, która na kilka tygodni przed narodzinami swego dziecka z przekonaniem powtarzała, że urodzi się na pewno dziewczynka, Marta uświadamiała, że to będzie chłopczyk. I urodził się chłopiec.

Reklama

„Zdarzyło mi się przedstawić jej kilka spraw, których rozwiązanie było dla mnie kwestią sumienia. Marta wysłuchała słusznych argumentów i zaraz prosto z mostu, bez zastanowienia, przedstawiła mi opinię przeciwną” – napisał w biografii „Portret Marty Robin” Jean Guitton.

Ogniska Miłości

Wiele wizji Marty Robin koncentrowało się na kwestii miłosierdzia Bożego. Maryja, która regularnie odwiedzała cierpiącą Martę, odnosiła się do kataklizmów, które spadły na świat, gdyż nie wypełnił on próśb, które Niebieska Królowa przekazała dzieciom w Fatimie. Matka Boża wyznała Marcie, że choć XX wiek jest czasem straszliwych wydarzeń spowodowanych brakiem wierności człowieka wobec Boga, to jednak Chrystus pragnie całą ludzkość przygarnąć do swojego Serca. Pragnie po prostu wylać na świat swoją miłość.

To swoiste orędzie w jakiś sposób koresponduje z objawieniami polskiej świętej Faustyny Kowalskiej, która stała się apostołką Bożego Miłosierdzia. Natchniona w ten sposób Marta Robin, po rozmowie z o. Georges’em Finetem, wielkim popularyzatorem duchowości maryjnej, postanowiła zapoczątkować dzieło wspólnot pod nazwą Ognisko Miłości. To zgromadzenia świeckich katolików, których celem jest ewangelizacja, m.in. przez organizowanie regularnych spotkań rekolekcyjnych.

Ogniska Miłości powstały również w Polsce. To niezwykłe, bo rzadko wspomina się o tym, że cierpienie przynosi dobre owoce. Często zastanawiamy się nad tym, czy nasz ból lub choroba naszych bliskich mają sens. Być może trudno nam jest je zrozumieć w perspektywie ziemskiej, ale przykład Marty Robin pokazuje nie tylko sens cierpienia wobec wieczności, lecz także jego realne owoce tu, na ziemi. Wspólnoty Ogniska Miłości oraz ich ewangelizacyjna działalność to najpiękniejsze owoce ofiary, którą Marta Robin złożyła Chrystusowi z samej siebie.

2019-01-30 10:37

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mój przyjaciel – książka

Niedziela częstochowska 28/2017, str. 2

[ TEMATY ]

książka

czytelnictwo

Bożena Sztajner/Niedziela

Było to w roku 1962, wakacje. Jako kapłan i student KUL-u pomagałem w parafii pw. Matki Bożej Anielskiej w Dąbrowie Górniczej. Pewnego dnia wraz z Andrzejem Sapińskim – alumnem seminarium diecezji katowickiej, który ukończył też studia polonistyczne, pojechaliśmy do Kokoszyc, by odwiedzić biskupa emeryta Stanisława Adamskiego. Ksiądz Biskup nie poruszał się samodzielnie i był pod opieką kleryków seminarium śląskiego. Zadaniem tych młodych ludzi było wtedy m.in. czytanie mu „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Biskup senior znał tę literaturę na pamięć i gdy któryś z kleryków nie przeczytał np. opisu przyrody, zwracał uwagę, że coś opuścił. Krótko rozmawiałem z bp. Adamskim – emanował pogodą ducha i serdecznością. Ostatnie jego słowa brzmiały wtedy: „Przyjdźcie zaś”…

CZYTAJ DALEJ

Przerażające dane: 1937 osób między 15. a 17. rokiem życia skorzystało w ub.r. z tabletki "dzień po"

2024-03-27 09:25

[ TEMATY ]

Pigułka „dzień po”

Adobe Stock

Minister zdrowia Izabela Leszczyna poinformowała, że w ubiegłym roku 15-latki stanowiły 2 proc. osób korzystających z tabletki "dzień po". Dodała, że w tym czasie 1937 osób między 15. a 17. rokiem życia skorzystało z tabletki "dzień po".

W połowie marca Andrzej Duda zapowiedział, że nie podpisze ustawy, "która wprowadza niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci zasady". Jego zdaniem tabletka "dzień po" dostępna bez recepty dla osób niepełnoletnich jest "daleko idącą przesadą". Według prezydenta tabletka nadal powinna być wydawana na receptę, a w przypadku dziewczynek jej zażycie powinno być "decyzją rodzica".

CZYTAJ DALEJ

Za mały mój rozum na tę Tajemnicę, milknę, by kontemplować

2024-03-29 06:20

[ TEMATY ]

Wielki Piątek

rozważanie

Adobe. Stock

W czasie Wielkiego Postu warto zatroszczyć się o szczególny czas z Panem Bogiem. Rozważania, które proponujemy na ten okres pomogą Ci znaleźć chwilę na refleksję w codziennym zabieganiu. To doskonała inspiracja i pomoc w przeżywaniu szczególnego czasu przechodzenia razem z Chrystusem ze śmierci do życia.

Dzisiaj nie ma Mszy św. w kościele, ale adorując krzyż, rozważamy miłość Boga posuniętą do ofiary Bożego Syna. Izajasz opisuje Jego cierpienie i nagrodę za podjęcie go (Iz 52, 13 – 53, 12). To cierpienie, poczynając od krwi ogrodu Oliwnego do śmierci na krzyżu, miało swoich świadków, choć żaden z nich nie miał pojęcia, że w tym momencie dzieją się rzeczy większe niż to, co widzą. „Podobnie, jak wielu patrzyło na niego ze zgrozą – tak zniekształcony, niepodobny do człowieka był jego wygląd i jego postać niepodobna do ludzi – tak też wprawi w zdumienie wiele narodów. Królowie zamkną przed nim swoje usta, bo ujrzą coś, o czym im nie mówiono, i zrozumieją coś, o czym nigdy nie słyszeli” (Iz 52, 14n). Krew Jezusa płynie jeszcze po Jego śmierci – z przebitego boku wylewa się zdrój miłosierdzia na cały świat. Za mały mój rozum na tę Tajemnicę, milknę, by kontemplować.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję