Reklama

Nadzwyczajna zwyczajność

Możemy płakać, lamentować, mówić, że coś jest niemożliwe, trudne, ale dopóki nie zrobimy tego, co sami możemy zrobić, nie dajemy szansy, żeby coś się przemieniło – z Ludmiłą i Władysławem Puzanowskimi – założycielami Wspólnoty Duży Dom i rodzicami dziewięciorga dzieci – rozmawia Agnieszka Porzezińska

Niedziela Ogólnopolska 23/2017, str. 22-23

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

AGNIESZKA PORZEZIŃSKA: – Jesteście małżeństwem przeszło 40 lat. Z tego, co wiem, prawie wszędzie jeździcie razem. Po tylu latach wspólnej drogi nie szukacie sposobności, żeby od siebie odpocząć?

WŁADYSŁAW PUZANOWSKI: – Im dalej, tym bliżej. Tak to czujemy.

– Oboje się uśmiechacie. Dlaczego? Nic Was w życiu nie przygniata?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

LUDMIŁA PUZANOWSKA: – Skupiamy się na tym, z czego możemy się cieszyć. Mamy wiele powodów do radości. Aż wstyd mówić, ile ich jest. Zdarzają się chwile trudne, no jasne, ale one mijają, szybko o nich zapominamy.
WŁADYSŁAW: – Jesteśmy wdzięczni Panu Bogu nie za nadzwyczajność, ale za zwyczajność naszego życia. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy się mieli smucić w czasie, gdy czekamy na 13. i 14. wnuczę.

– Proszę się pochwalić, ile mają Państwo dzieci.

– Mamy ośmioro dzieci, które urodziły się w naszej rodzinie, i jedno, które przyjęliśmy do rodziny. A więc razem mamy dziewięcioro dzieci, dwóch zięciów i cztery synowe, dwanaścioro wnucząt urodzonych i na dwoje czekamy.

– Gdy obcuje się z Wami, można popaść w kompleksy. Pocieszam się, że mając troje dzieci, nie trwa się już w grzechu ciężkim...

Reklama

LUDMIŁA: – Wielodzietność zaczyna się od trojga dzieci. Nie wystarcza już rąk, żeby utrzymać dzieci, a więc jest trud.
WŁADYSŁAW: – Wtedy potrzebny jest mąż.

– Ale i męża rąk nie starczy, żeby ogarnąć taką gromadkę dzieci, jaką Wy macie...

WŁADYSŁAW: – Dlatego Pan Bóg w swej mądrości wymyślił, że bardzo, bardzo rzadko rodzi się pięcioro dzieci naraz. Starsze dzieci podrastają i zaczynają pomagać.

– Czy decyzję o tym, że chcecie być bardzo dużą rodziną, podjęliście jeszcze przed ślubem? Zakładaliście, że będzie Was tylu?

LUDMIŁA: – Oczywiście, że nie zakładaliśmy. Nie robiliśmy tak dalekosiężnych planów. Nie mieliśmy aż tyle odwagi. Gdy nasze pierwsze dziecko miało rok, zrodziło się w nas pragnienie, by pojawiło się kolejne, a Pan Bóg dał nam odpowiedź na to pragnienie. Nasze kolejne dzieci rodziły się jako upragnione i wyczekiwane. Po narodzinach czwartego dziecka zastanawialiśmy się, czy może już wystarczy, może na miłość Pana Boga mamy odpowiadać w jakiś inny sposób. I wtedy poczęły się bliźniaki.

– Nie przeżywaliście nigdy poważnych kryzysów?

Reklama

LUDMIŁA: – Dobrych rzeczy musiało być tak dużo, że zbyt wielu kryzysów nie pamiętamy. Ale jeden – tak. Prawie czterdzieści lat temu, niedługo po ślubie, znalazłam się tutaj, w kaplicy, przed Matką Bożą. Pamiętam, co do Niej mówiłam: Moja miłość jest za mała, za słaba, a małżeństwo to za wielka sprawa, żebym sobie poradziła. Prosiłam, żeby Maryja coś szybko zrobiła, bo to wszystko jest dla mnie za trudne. Szczegółów nie pamiętam. Musiałam się wtedy czegoś bardzo przestraszyć. To było jeszcze przed zaistnieniem naszych dzieci. O tej rozmowie z Maryją zapomniałam na przeszło czterdzieści lat. Przypomniałam ją sobie niedawno, kiedy zaczęłam patrzeć na swoje życie jakby od nowa i zauważyłam wielkie cuda, które Pan Bóg w nim uczynił. Przypomniałam sobie, że się bałam i że przyszła pomoc. Z perspektywy czterdziestu lat widzę, że lepiej nie mogłam sobie swojego życia wyobrazić.
WŁADYSŁAW: – W naszym życiu Pan Bóg nie działa przez jakieś nadzwyczajności. Zawsze wszystko w jakiś prosty sposób rozwiązywało się po kolei. Ostatnio rozmawialiśmy z kobietą, która ma trzech synów i jest jej bardzo ciężko. Pytała nas, czy jest szansa, że sobie poradzi, że będzie dobrze. Powiedziałem jej, że to, co ciężkie, przeminie, a później w pamięci pozostanie radość. My nie jesteśmy specjalistami od dzieci. My też przeżywamy sytuacje, które nas przerastają.
LUDMIŁA: – Nie mamy samych sukcesów. Przyjęliśmy do rodziny dziecko, którego nie umieliśmy wychowywać. Mimo że jest naszym kochanym dzieckiem, sytuacja z jego wychowaniem nas przerosła.

– Podkreślacie, że staracie się przeżywać różne sytuacje z Panem Bogiem. Żyjecie z Nim na co dzień. W jaki konkretnie sposób?

LUDMIŁA: – Już na ślubie poczuliśmy zaproszenie, żeby być z Bogiem blisko. Teraz mamy taki czas, że dzieci już nie mieszkają z nami, mamy mniej obowiązków rodzinnych, a więc więcej czasu dla Pana Boga.
WŁADYSŁAW: – Żyjemy we wspólnocie, która nazywa się Duży Dom i jest niezwykłym miejscem, bo pośród kilku mieszkań, w których mieszka kilka rodzin, żyje z nami – ukryty w Najświętszym Sakramencie – Pan Jezus.
LUDMIŁA: – Spotykamy się z Nim codziennie. Od 25 lat w Dużym Domu raz w tygodniu trwa nocna adoracja. Mieszkańcy domu kolejno zapisują się na nocne czuwania.
WŁADYSŁAW: – Jest też adoracja codzienna.
LUDMIŁA: – Mamy niesamowicie dobrą, piękną, cudowną sytuację, w której możemy być z Panem Jezusem twarzą w twarz.

– Jak to wygląda w praktyce? Chce Pani odpocząć, ugotowała zupę, potrzebuje chwili wytchnienia i wymyka się do kaplicy?

Reklama

LUDMIŁA: – Mniej więcej. Kiedy dzieci były małe – i często miałam pod opieką dziewięcioro naraz, czas był kradziony, ale zawsze zaplanowany. Na spotkanie z człowiekiem trzeba planować czas i na spotkanie z Panem Bogiem też. Tego się nauczyłam. Teraz mam dużo więcej czasu, ale i tak zawsze zostaje poczucie niedosytu.
WŁADYSŁAW: – Jesteśmy z żoną entuzjastami cichej adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Przy Nim wszystko się rozwiązuje, wszystko się upraszcza i świat jest piękny.

– Cicha adoracja oznacza, że usta milczą, ale dusza śpiewa. Pewnie wszystko dzieje się w głowie...

WŁADYSŁAW: – To jest spotkanie, prawdziwa relacja. Co z niej wynika, trudno powiedzieć, bo każda adoracja jest inna. Po adoracji łatwiej jest mi iść do ludzi, do świata, do pracy, do różnych spraw.

– Co Was porusza w ewangelicznym opisie wesela w Kanie Galilejskiej?

Reklama

LUDMIŁA: – Mnie porusza to, że był tam ktoś, kto zauważył, że tego wina nie ma, i że ośmielił się do tego przyznać. Ujawnił słabość. Wydaje mi się, że to jest ważne, aby umieć się przyznać do słabości. I druga rzecz bardzo ważna dla mnie: Pan Jezus, kiedy miał w planie cud, kiedy już wiedział, że go uczyni, nie zrobił wina z niczego, ale postawił wymagania. Powiedział: Zróbcie to, co możecie. I w życiu też tak chyba jest. Możemy płakać, lamentować, mówić, że coś jest niemożliwe, trudne, ale dopóki nie zrobimy tego, co sami możemy zrobić, nie dajemy szansy, żeby coś się przemieniło.
WŁADYSŁAW: – Dla mnie cud w Kanie Galilejskiej jest przypowieścią o gościnności. Matka Boża i Jezus byli gośćmi weselnymi. Myślę, że Bóg nas stworzył m.in. po to, byśmy byli sobie wzajemnie potrzebni. Gość przychodzi, żeby spotkać gospodarza i odwrotnie. Jedni widzą drugich. Jest komunikacja, relacja. My nie raz doświadczyliśmy gościnności. Matka Boża i Józef przyjmowali pasterzy w stajence, gdzie warunki były więcej niż skromne, ale mimo to goście stamtąd wracali przemienieni, bo był między nimi Bóg. Wesele w Kanie Galilejskiej jest dla mnie doświadczeniem obecności Boga, dzięki której możemy doświadczać przemiany.

– Jakie jeszcze znaczenie kryje się dla Pani pod słowem „gościnność”? To ładne słowo, chociaż dzisiaj chyba trochę zaniedbane...

Reklama

LUDMIŁA: – Bardzo lubię określenie, że gościnność to miłość oczekująca spotkania. Jestem przekonana, że w głębi duszy my wszyscy wciąż czekamy na spotkanie z drugim człowiekiem i łakniemy go. Nie mogę się w tym momencie oprzeć pokusie i powiem, że my doświadczyliśmy w życiu ogromnej gościnności, i to właśnie tu, na Jasnej Górze. Na ulicy św. Kingi u Małych Sióstr Jezusa, na początku naszej małżeńskiej drogi, przeżyliśmy niesamowicie gościnne spotkanie, które przemieniło nasze życie, można powiedzieć: zaprogramowało je. Tam się narodził pomysł Dużego Domu, który od ponad dwudziestu pięciu lat stoi we Wrocławiu i mam nadzieję, że też jest gościnny. Ale to nie koniec. Kilka lat temu, kiedy byliśmy w trudnej sytuacji, gościny użyczyły nam Siostry Józefitki, których dom stoi na innym zboczu Jasnej Góry. Te kochane siostry przyjęły nie tylko nasze dziecko, ale również całą naszą rodzinę. W danym momencie nas uratowały. I jeszcze trzecie wydarzenie. Mniej więcej w tym samym czasie trafiliśmy do Domu Pamięci Kardynała Stefana Wyszyńskiego i tam się dokonało dopełnienie tego wszystkiego, za czym tęskniliśmy. Mamy poczucie, że Jasna Góra jest naszym drugim domem, w którym doświadczamy gościnności Bożej i tej bardzo ludzkiej.

– A czy przyjmowanie kolejnych dzieci nie jest gościnnością?

LUDMIŁA: – Oczywiście, że jest. To się odnosi zarówno do małżonków, jak i do całego świata, który ma przyjmować ludzi z radością – dla mnie jest to analogiczne. Ktoś może pukać do naszego domu i ja się mogę zastanawiać, dlaczego teraz, czy to na pewno do mnie, może ktoś się pomylił, może to nie najlepszy moment. Mogę tak, a mogę zupełnie inaczej: zaraz zacznie się coś pięknego, ciekawe, co mi ten drugi człowiek da, co ja będę mogła dać jemu. Dokładnie to samo jest przy wyzwaniu, które czuje się w sercu, gdy jest szansa, że może zaistnieć kolejny człowiek. Bardzo często motywacja rodzin wielodzietnych, żeby jeszcze ktoś mógł się cieszyć życiem, Bogiem, światem, jest właśnie taka.

– Czy uważacie, że przeżywamy w Polsce kryzys gościnności? Coraz rzadziej przychodzi nam do głowy, żeby odwiedzić kogoś bez zapowiedzi, szczycimy się najnowocześniejszym monitoringiem, a domofony to norma. Ogradzając pojedyncze bloki, mamy coraz mniej przestrzeni do spotkania...

WŁADYSŁAW: – Duży Dom programowo nie ma domofonu, większość mieszkań nawet nie jest zamykana na klucz. My mamy na wizytówce przy drzwiach zapisane imiona wszystkich dzieci. Ktoś nam kiedyś powiedział, że to jest najlepsze zabezpieczenie przed złodziejami.

– Dlaczego?

Reklama

WŁADYSŁAW: – Bo nic poza dziećmi nie mamy.

– Czy dla Was jest ważne, że ten pierwszy cud w Kanie Galilejskiej zadział się w czasie wesela? Czy to nobilitacja małżeństwa i rodziny?

WŁADYSŁAW: – To wyróżnienie i zadanie. Królestwo Maryi nie jest z tego świata. Ona to udowadnia, kiedy przyjmuje na weselu w Kanie postawę sługi. Ona chce pomóc, Ona się przejmuje. W życiu rodzinnym, małżeńskim bez praktykowania służby mielibyśmy horror. My musimy sobie służyć, musimy służyć dzieciom – tylko wtedy możemy być szczęśliwi.

– To teraz już wiem, dlaczego Wasza rodzina jest taka zgrana, dlaczego wszystkie dzieci mają ze sobą bardzo dobrą więź. To zakrawa na cud tak wielki jak ten z Kany Galilejskiej...

Reklama

WŁADYSŁAW: – W tej chwili nasze dzieci są już samodzielne. Nie wyręczamy ich w życiu ani w wychowywaniu ich dzieci. One wiedzą, że jesteśmy blisko, słuchamy. Teraz to już relacja partnerska. Kiedyś ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić z nami audycję radiową. Pan redaktor postawił mi przed nosem mikrofon i zapytał: „Ósemka dzieci to jest jak całkiem spora firma. Jak pan zarządza?”. Odpowiedziałem zdziwiony: Ja nie zarządzam, ja raczej służę. Dzieci pomagają sobie nawzajem i naturalnie uczą się tej postawy.
LUDMIŁA: – Kluczem do szczęścia rodziny jest relacja małżeńska. My nie tracimy czasu na sprzeczki, przepychanki. Szukamy siebie we wzajemnym uzupełnianiu się. Dzięki temu małżeństwo funkcjonuje. Inaczej rodzina leżałaby w gruzach. Staramy się nasze życie przeżywać razem, mimo że mąż jest w pracy, a ja w domu. Staramy się być tłem tego wszystkiego, czym żyją nasze dzieci.

– Co byście określili jako najważniejszy cud Waszego życia? Cud przemiany wody w wino? Wiem już, że cuda nie muszą być spektakularne.

LUDMIŁA: – Do niedawna myślałam: Ojej, przecież nic się w naszym życiu nie zdarzyło takiego spektakularnego, o czym mogłabym opowiedzieć. Ale zmieniłam zdanie. Naszym cudem jest ta zwyczajność, o której mąż mówił na początku rozmowy, która dla nas jest nadzwyczajna. Mam pokusę, żeby podpowiedzieć, aby ci, którzy są na początku swojej drogi małżeńskiej, zapisali sobie, jak wyobrażają sobie swoje życie i miłość. Ja tego nie zrobiłam, ale jestem przekonana, że gdybym to zapisała, to byłyby ułamki tego, co w tej chwili mogę przeżywać. I to jest cud. Przecież nie musiało tak być...
WŁADYSŁAW: – Myślę, że żona wyczerpała temat.

– Bardzo Państwu dziękuję.

* * *

Agnieszka Porzezińska
Dziennikarka, scenarzystka, w TVP ABC prowadzi program „Moda na rodzinę”, mama 3 córek

* * *

„Moja Mama jest Królową” to cykl dziewięciu Jasnogórskich Wieczorów Maryjnych, które od 8 listopada 2016 r. do 8 lipca 2017 r. odbywają się na Jasnej Górze w 8. dniu każdego miesiąca.
Tematami tych spotkań są tajemnice różańcowe.
8 maja 2017 r. uczestnicy spotkania rozważali tajemnicę: Kana Galilejska. Gośćmi wieczoru byli Ludmiła i Władysław Puzanowscy.
Poniżej publikujemy zapis rozmowy, którą w Bazylice Jasnogórskiej przeprowadziła z nimi Agnieszka Porzezińska.
Kolejny Jasnogórski Wieczór Maryjny – zaplanowany na 8 czerwca 2017 r. – będzie dotyczył tajemnicy Wniebowzięcia.

2017-05-31 10:04

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czas, by Kościoły powiedziały „non possumus”!?

2024-12-13 10:44

[ TEMATY ]

szkoła

katecheza

Karol Porwich/Niedziela

- Nie można żądać od Kościołów, żeby zgodziły się - mówiąc obrazowo - na przyłożenie noża do gardła i czekały aż nastąpi cięcie. A chodzi tu o coś więcej niż tylko racje religijne, chodzi o model demokracji - mówi w rozmowie z KAI prof. Paweł Borecki z Zakładu Prawa Wyznaniowego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Dodaje, że „ewentualne wystąpienie Kościołów do instytucji międzynarodowych w tym do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, będzie swoistym "non possumus" - na miarę obecnych czasów i okoliczności”.

Marcin Przeciszewski, KAI: "Gazeta Wyborcza" po spotkaniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu napisała, że Episkopat wypowiedział wojnę religijną i straszy rząd Donalda Tuska. Pan Profesor, jako znawca prawa wyznaniowego, obserwuje obecny spór o religię w szkole od samego początku. I co Pan na to?
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: Dlaczego nie utonęłam pod lodem? Bo uratował mnie mój Anioł Stróż

2024-12-12 21:11

[ TEMATY ]

świadectwo

Anioł Stróż

Karol Porwich/Niedziela

„Nie ma dzisiaj zakątka ziemi, nie ma człowieka ani takich jego potrzeb, których by nie dosięgła ich (aniołów) uczynność i opieka”. Wiecie, Drodzy Czytelnicy, kto jest autorem tych słów? Wypowiedział je nieco już dziś zapomniany arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, który założył w Wilnie (w 1889 r.) żeńskie bezhabitowe zgromadzenie zakonne – Siostry od Aniołów.

Wspominamy o tym nie bez powodu, bo autorką tego świadectwa jest siostra Maria Druch z tego właśnie anielskiego zgromadzenia. Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy, dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa. Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej. Oddaję zatem jej głos:
CZYTAJ DALEJ

Azerbejdżan: w Baku powstanie kościół pw. św. Jana Pawła II

2024-12-13 16:34

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Azerbejdżan

abp Gallagher

Vatican Media

Abp Paul Richard Gallagher

Abp Paul Richard Gallagher

Abp Paul Richard Gallagher, watykański sekretarz ds. Relacji z Państwami i Organizacjami Międzynarodowymi, rozpoczął czterodniowy pobyt w Azerbejdżanie. W tym czasie poświęci teren, na którym zostanie wzniesiony kościół pw. św. Jana Pawła II i weźmie udział w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego. W programie jego pobytu jest też spotkanie z wielkim muftim Kaukazu szejkiem Paszazade i prezydentem Azerbejdżanu Aliyevem.

Od piątku 13 grudnia do poniedziałku 16 grudnia potrwa wizyta abp. Paula Richarda Gallaghera w Azerbejdżanie. Okazją do odbycia tej podróży jest poświęcenie terenu pod nowy kościół, który zostanie wybudowany w Baku i wmurowanie jego kamienia węgielnego. Patronem świątyni będzie św. Jan Paweł II.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję