Ich małżeństwo trwa prawie 11 lat. Mają swoje historie, którymi chętnie się dzielą. Również tą, jak się poznali, pokochali i zdecydowali na wspólne życie. Pani Agnieszka przypomina zapowiadający ważne w jej życiu zmiany wiersz: „Nie bój się, że miłość nadciąga jak burza,/ Skoro Bóg ci anioła wynajął za stróża...”. Utwór ks. Twardowskiego przeczytała, kiedy wspólnie z koleżanką otwierały tomik i czytały tak wskazane przez los strofy. Gdy później już trafiła do mieszkania swego obecnego męża i zobaczyła w jego pokoju figurkę dużego, pięknego, drewnianego anioła, wiedziała, że to jest znak. Pan Ireneusz przyznaje, że żonę zobaczył po raz pierwszy w kościele. Do swej ukochanej dotarł przez... jej rodziców. Ona z kolei opowiada, śmiejąc się radośnie, jak schowała parasol, aby stworzyć okazję do wspólnego spaceru.
Gdy mama jest w domu
Reklama
To, co niewątpliwie wyróżnia rodzinę, spośród wielu, zwłaszcza tych żyjących w mieście, jest niepracująca zawodowo żona i mama. Tak się bowiem złożyło, że pani Agnieszka, która była kierownikiem kurdwanowskiej księgarni, jeszcze przed urodzeniem pierwszego dziecka zrezygnowała z tej pracy. Zapytana, co wpłynęło na taką decyzję, wyjaśnia: – W tym czasie byłam w księgarni sama, a nadchodził gorący okres – sprzedaż podręczników. To się wiązało z dużym wysiłkiem fizycznym. Toteż wspólnie z lekarzem podjęłam decyzję, że jednak muszę zostawić tę pracę. Gdy przewrotnie dopytuję, czy nie było jej żal, bez chwili zastanowienia i z uśmiechem odpowiada: – W tym momencie w moim życiu zmieniły się priorytety. Co innego stało się ważne. A dziś mogę dodać, że utożsamiam się ze słowami piosenki Natalii Niemen, iż bycie mamą to moja kariera.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przysłuchujący się wypowiedzi żony pan Ireneusz zauważa, że zapewne dobrze się stało, chociaż przyznaje, że nie ustalali tego wcześniej. Tak się bowiem składa, że głowa rodziny, jako funkcjonariusz Służby Celno-Skarbowej, czasem musi dłużej zostać w pracy. I wtedy obecność drugiej połówki w domu jest wskazana. Ireneusz Cieślik stwierdza: – Jeśli małżonkowie pracują zawodowo, to mogą się pojawiać problemy, zwłaszcza, gdy dzieci uczęszczają do przedszkola, do szkoły i trzeba je zaprowadzać, a potem odbierać o określonych porach. Dodaje, że obecna sytuacja jest dla rodziny, w tym przede wszystkim dla dzieci, korzystna. I przekonuje: – Dzieci się całkiem inaczej chowają, kiedy mama jest domu.
Gdy spoglądam na trójkę bawiących się dzieci, które od czasu do czasu zaglądają do salonu, gdzie rozmawiamy, to trudno mi nie przyznać mojemu rozmówcy racji. Dzieci bawią się samodzielnie. Czasem któryś z chłopców podejdzie, aby się poczęstować smacznym, domowym ciastem, ale za każdym razem pyta dyskretnie, czy może to uczynić. Albo podchodzą, aby się do mamy lub taty przytulić. I wracają do swych zabaw. Nie są głośni ani nachalni. Myślę, że tak zachowują się dzieci, które mają na co dzień rodziców i mogą się nimi do woli nacieszyć.
Szczęście udziela się innym
Reklama
Pani Agnieszka zaznacza, iż ma świadomość, że nie w każdej rodzinie taki model jak ich jest możliwy, że czasem kobieta chce, a czasem jest zmuszona pracować zawodowo. Nie ukrywa też, że być może w przyszłości, gdy dzieci się usamodzielnią, pomyśli o powrocie do pracy zawodowej, ale póki co się nad tym nie zastanawia.
Co warto podkreślić, Agnieszka Cieślik znalazła sposób na samorealizację. Tworzy piękne dzieła, które warto zobaczyć na jej blogu:
Reklama
A co daje pasja? – dopytuję panią Agnieszkę, która stwierdza: – Odpoczywam przy tym. To dla mnie przyjemność usiąść wieczorem przy robótkach, gdy wszystko jest zrobione, a dzieci już śpią. Dodaje, że właśnie wykonuje pelerynkę dla Zuzi, która przygotowuje się do I Komunii, a wianuszek jest już gotowy na tę uroczystość. Co istotne, pani Agnieszka ma sprzymierzeńca w swym mężu, który nie tylko akceptuje tę formę aktywności żony, ale wręcz ją w tym wspiera. Zapytany, co wpływa na taką postawę, pan Ireneusz wyjaśnia: – Ta pasja sprawia żonie radość. To jest dobry sposób na samorealizację, na odskocznię od codziennych obowiązków, a tych w domu jest dużo. Zauważa też, że jeśli człowiek jest szczęśliwy, to jego szczęście udziela się innym.
Dzieci są dane na chwilę
Z rozmowy wynika, że głowa rodziny nie stroni od domowych obowiązków i w ten sposób odciąża żonę. Na przykład wspólnie sprzątają, a pracą, której się podjął pan Ireneusz, jest prasowanie. Pani Agnieszka dodaje, że ona zajmuje się gotowaniem, ale gdy była chora, mąż potrafił przygotować rodzinny obiad. Wyznaje: – Śmiałam się wtedy, że odkryliśmy jego ukryty talent.
Przyznają, że się właściwie nie kłócą. Mają takie same zapatrywania na rozwiązywanie problemów. Właściwie korzystają z wzorców wyniesionych z domu. Pan Ireneusz mówi: – Nie wyszukujemy problemów, nie czepiamy się o drobiazgi. A jeśli mamy różne zdania na dany temat, to każde z nas indywidualnie przemyśli sprawę, a potem okazuje się, że dochodzimy do podobnych wniosków. Jest czas refleksji, zastanowienia się, nawet chwila milczenia, a potem porozumienie. Nie ma wybuchów – zapewnia. Pani Agnieszka dodaje: – Moi rodzice zawsze ze sobą rozmawiali, nie pamiętam, żeby się kłócili. Chcemy, aby nasze dzieci też nas tak zapamiętały.
Za to wieczorem wspólnie się modlą. To dla nich ważny element dnia. – Ta modlitwa jest potrzebna, bo buduje nasze relacje, bo cementuje rodzinę – wyjaśnia pan Ireneusz, gdy dopytuję, co im to daje. Pani Agnieszka uzupełnia: – To jest ten czas na refleksję, na podsumowanie dnia, na doświadczenie wspólnoty.
Łączy ich także pogląd na wychowywanie dzieci. Szanują decyzje podjęte wzajemnie i są w tym konsekwentni. – Dzięki tej spójności dzieci nie mają problemu z tym, komu ufać, komu wierzyć, bo rodzice mówią jednym głosem – zauważa pani Agnieszka i dodaje, że to także sposób na unikanie jakichkolwiek form manipulowania. Z kolei pan Ireneusz stwierdza: – Każdego dnia na nowo budujemy swój autorytet, równocześnie dbamy, aby Zuzia, Krzysiu i Michałek otrzymywali spójne komunikaty, żeby wiedzieli, co im wolno, a czego nie. Przypomina, że dzieci chowa się dla świata. I dodaje: – Jak to powiedział mój teść: „Dzieci są nam dane na chwilę, którą trzeba jak najlepiej wykorzystać”. I dlatego tak ważne jest, aby jak najwięcej czasu z nimi spędzać.
Państwo Cieślikowie są przekonani, że rodzina to miejsce dla każdego człowieka szczególne. Udowadniają, że tu się można realizować, wzajemnie ubogacać i czuć bezpiecznie. A to wszystko przenosi się na życie nie tylko domowników, ale też całego społeczeństwa.