Reklama

Rodzina

Tatę i synka czeka jeszcze długa droga

W ostatnim czasie Polskę obiegła wiadomość o niezwykłych narodzinach w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Jana Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu. Dziecko urodziło się w 26. tygodniu ciąży, 55 dni po... śmierci mózgowej swojej matki. Chora na raka mózgu 41-letnia kobieta zmarła w 17. tygodniu ciąży. Lekarze wraz z ojcem dziecka podjęli ryzykowną decyzję, aby je ratować. Dotąd na świecie odnotowano tylko kilka podobnych przypadków

Niedziela Ogólnopolska 19/2016, str. 46-47

[ TEMATY ]

rodzina

Archiwum Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławia

Oddział Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, na którym uratowano malutkiego i zaprzestaliśmy podtrzymywania Wojtusia

Oddział Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, na którym uratowano malutkiego i zaprzestaliśmy podtrzymywania
Wojtusia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeszcze kilka lat temu taki przypadek zakończyłby się śmiercią dziecka, dziś medycyna dokonała niemożliwego. – Intensywna terapia jest dyscypliną, która powstała przed 50 laty i rozwija się niezwykle prężnie. Dzięki postępowi medycyny, dzięki dostępności aparatury i leków, dzięki pracy całego zespołu szpitalnego udało się dokonać tego małego cudu – mówi prof. Andrzej Kübler z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii, który zajmował się matką i chłopcem. Jak podkreśla, z tego wielkiego nieszczęścia, jakim były choroba i śmierć mamy, chcieli wydobyć coś dobrego i uratować choć jedno życie: – Kobieta chora na raka mózgu trafiła do nas po nagłym pogorszeniu się jej stanu. Niestety, nastąpiła śmierć mózgu, ale nie zaprzestaliśmy podtrzymywania akcji serca, co prowadziłoby do oficjalnej procedury śmierci klinicznej, kobieta była bowiem w 17. tygodniu ciąży. Mała istota żyła, nieświadoma nieszczęścia, które dotknęło matkę. Postanowiliśmy dać szansę temu dziecku i uratować je, jeśli medycyna na to pozwoli.

Plan: do 30. tygodnia

Lekarze chcieli podtrzymywać funkcje życiowe mamy do 30. tygodnia ciąży. – Żeby dziecko miało szanse żyć samodzielnie poza organizmem matki, planowaliśmy podtrzymywać jej funkcje życiowe do 30. tygodnia ciąży, czyli 3 miesiące. Nie wiedzieliśmy, czy tak długie podtrzymywanie się uda. Jak się okazało, daliśmy radę do 26. tygodnia. Prowadziliśmy intensywną terapię, podtrzymywaliśmy poszczególne narządy, ale, oczywiście, co dzień działy się różne nieprzewidywalne rzeczy: raz rosło ciśnienie krwi, raz spadało, przyspieszało tętno, wzrastał poziom cukru we krwi, by następnego dnia niebezpiecznie opaść. Co dzień były takie „niespodzianki”, które tylko dzięki intensywnej terapii, stałemu monitorowaniu i niezwykłemu zaangażowaniu całego personelu udawało się pokonywać. Przy tych zmianach w organizmie matki nie było także wiadomo, jakie będą konsekwencje dla płodu. Cieszymy się, że zdołaliśmy uratować życie tej małej istoty, mimo że wydawało się ono już przegrane – opowiada prof. Kübler.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jak przyznają lekarze, tak długie podtrzymywanie funkcji życiowych kobiety było wielkim wyzwaniem: – Dla nas to było niesamowite doświadczenie, przez 55 dni podtrzymywaliśmy funkcje organizmu kogoś, kto ma objawy śmierci mózgu. To się bardzo rzadko zdarza. Jak tylko dziecko zostało wydobyte, przeprowadziliśmy pełną diagnostykę funkcji mózgu matki i, oczywiście, okazało się, że organ ten nie funkcjonuje, wobec czego powołana komisja oficjalnie stwierdziła śmierć mózgu i zaprzestaliśmy podtrzymywania akcji serca – mówi prof. Kübler.

Miłość ponad wszystko

Na szczególną uwagę zasługuje postawa ojca, który ciągle czuwał najpierw przy żonie, a potem przy synku. – Już na oddziale intensywnej terapii, będąc ze swoją żoną, czytał książki zarówno jej, jak i swojemu synkowi, włączał też muzykę, której lubili razem słuchać. Człowiek wspaniały i wyjątkowy, niepoddający się przeciwnościom, który całe swoje serce oddał rodzinie – wspomina prof. Barbara Królak-Olejnik z Kliniki Neonatologii. – To było olbrzymie zaangażowanie, stała obecność i miłość człowieka, którego nam teraz w klinice brakuje – nie tylko jako kochającego ojca, będącego ze swoim dzieckiem, ale także jako osoby wspierającej innych rodziców, przerażonych zagrożeniem życia swoich dzieci. Bardzo pozytywnie wpływał na innych rodziców, informował ich czasami wcześniej niż my, że taki mały wcześniak to długa droga do wyzdrowienia, ale wszystko może zakończyć się sukcesem, czego on z własnym synem jest najlepszym przykładem.

– Niezwykle oddany i zaangażowany mężczyzna – podkreśla prof. Andrzej Kübler. – Przychodził do mnie i mówił, że czyta książki o intensywnej terapii, czyta mój rozdział o śmierci mózgu i dzięki temu lepiej rozumie, co dzieje się z jego żoną, z jego synkiem, a przez to lepiej się czuje. On wiedział, że żona ma raka mózgu i postanowiła nie leczyć się operacyjnie, liczył się więc z najgorszym. Jego nadzieją i podporą była wiara, że uda się uratować synka.

Reklama

Początek drogi

Chłopiec urodził się w 26. tygodniu ciąży z masą urodzeniową 1000 gramów. – Ze względu na zagrożenie życia dziecka zapadła decyzja, że należy zakończyć ciążę cięciem cesarskim w 26. tygodniu – opowiada prof. Królak-Olejnik. – Przedłużanie ciąży mogłoby doprowadzić do obumarcia wewnątrzmacicznego, stąd w weekendowy, popołudniowy dzień przyszedł na świat mały człowiek, niewydolny oddechowo, wymagający intubacji, specjalistycznych leków, rehabilitacji i podjęcia niesamowitego wyzwania walki o wydolność poszczególnych narządów. Efektem naszego zespołowego leczenia – bo w leczeniu oprócz neonatologów uczestniczyli fizjoterapeuci, pielęgniarki, położne – jest po 3 miesiącach walki wypisanie chłopczyka do domu.

Jak podkreśla prof. Królak-Olejnik, tatę i synka czeka jeszcze długa droga: – Chłopiec wyszedł ze szpitala w stanie dobrym, ale nie znaczy to, że nie będzie wymagał dalszej specjalistycznej opieki i nadzoru przez kilka następnych lat. Na pewno będzie konieczna intensywna rehabilitacja, której tata już w szpitalu się nauczył i robił to rewelacyjnie. Na pewno czekają ich dalsze wizyty u fizjoterapeutów, u neurologa, okulisty i laryngologa. Był to skrajnie niedojrzały wcześniak, w związku z tym konieczne jest dalsze monitorowanie.

– Życzę chłopcu, by wzrastał zdrowy w miłości swoich najbliższych, swojego ojca, i niech się wybierze na medycynę. Potrzeba nam dzielnych i mądrych lekarzy – mówi z uśmiechem prof. Andrzej Kübler.

2016-05-04 10:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zdrada małżeńska

[ TEMATY ]

rodzina

rozwód

małżeństwo

geralt/pixabay.com

Słowo zdrada jest w ogóle słowem dzisiaj bardzo nielubianym przez ludzi, którzy odchodzą od pierwotnej miłości i pierwotnych zobowiązań. Znajdują wtedy całą masę rozmaitych wytłumaczeń. Zwalają winę na innych. Oni, oczywiście, nie są winni. I rzeczywiście uważam, że słowem „zdrada” nie należy szafować zbyt łatwo, bo to słowo u nas kojarzy się bardzo źle. Co to jest zdrada? Odejście, dla takich czy innych powodów, od obietnicy, że się będzie wiernym określonym ideałom, które się uznało i przyjęło.

CZYTAJ DALEJ

Wołam Twoje Imię, Matko… Śladami „Polskiej litanii” ks. Jana Twardowskiego

2024-04-30 21:00

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Artur Stelmasiak

Najpiękniejszy miesiąc maj, Twoim Matko jest od lat – śpiewamy w jednej z pieśni. I oto po raz kolejny w naszym życiu, swoje podwoje otwiera przed nami ten szczególny miesiąc, tak pięknie wpisujący się w maryjną pobożność Polskiego Narodu.

Jak kraj długi i szeroki, ze wszystkich świątyń, chat, przydrożnych krzyży i kapliczek popłynie śpiew litanii loretańskiej. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się wołać do Maryi, bo przecież to nasza Matka, nasza Królowa. Dla wielu z nas Maryja jest prawdziwą powierniczką, Przyjaciółką, z którą rozmawiamy w modlitwie, powierzając Jej swoje sekrety, trudności, pragnienia i radości. Ileż tego wszystkiego się uzbierało i ile jeszcze będzie? Tak wiele spraw każdego dnia składamy w Jej matczynych dłoniach. Ktoś słusznie kiedyś zauważył, że „z maryjną pieśnią na ustach, lżej idzie się przez życie”. Niech więc śpiew litanii loretańskiej uczyni nasze życie lżejszym, zwłaszcza w przypadku chorób, cierpień, problemów i trudnych sytuacji, których po ludzku nie dajemy rady unieść. Powierzajmy wszystkie sprawy naszego życia wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny. Niech naszym przewodnikiem po majowych rozważaniach będzie ks. Jan Twardowski, który w „Polskiej litanii” opiewa cześć i miłość Matki Najświętszej, czczonej w tylu sanktuariach rozsianych po naszej ojczystej ziemi.

CZYTAJ DALEJ

10 lat Rycerzy Kolumba w Miliczu

2024-05-01 15:08

ks. Łukasz Romańczuk

Od lewej: Robert Zasieczny i Krzysztof Zub

Od lewej: Robert Zasieczny i Krzysztof Zub

W dniu odpustu w kaplicy św. Józefa Robotnika w Godnowej swoje dziesięciolecie założenia świętowali Rycerze Kolumba z rady lokalnej nr 15947. Uroczystej Eucharystii przewodniczył ks. Zbigniew Słobodecki, proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli w Miliczu i kapelan milickich Rycerzy Kolumba.

10-lecie założenia Rady Lokalnej był okazją do dziękczynienia i modlitwy za tych, co odeszli już do wieczności. W wygłoszonej homilii ks. Marcin Wachowiak, wikariusz parafii św. Michała Archanioła zwrócił uwagę na fakt, że Bóg potrafi zaskakiwać, zachęcając do zastanowienia się do swojej reakcji na takie zaskoczenia Pana Boga. Rozwijając ten temat ks. Marcin ukazał dwie perspektywy. - Pierwsza dotyczy mieszkańców Nazaretu, którzy znali Jezusa. Orientowali się kim On jest, skąd pochodzi, gdzie mieszka. Wiedzieli wszystko o Nim. Na pewno słyszeli o tym, co Jezus zdziałał poprzez nauczanie, czynienie cudów. A gdy Jezus do nich przyszedł, zaczęli w Niego powątpiewać. Zatem to jest ta pierwsza reakcja na działanie Jezusa - powątpiewanie - zaznaczył ks. Wachowiak, wskazując na drugą perspektywę poprzez postawę św. Józefa. - Był to człowiek pracowity, posłuszny, pokornym, przyjmował wolę Bożą. Święty Józef to człowiek, który realizował plan zbawienia w swoim życiu - mówił kapłan, zachęcając wiernych do refleksji nad realizowaną przez nich perspektywą poznania Jezusa. Czy jest to perspektywa mieszkańców Nazaretu czy św. Józefa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję