Dżihadyści z tzw. Państwa Islamskiego obrócili w ruinę 1400-letni monastyr św. Eliasza niedaleko Mosulu w Iraku. Światowa opinia publiczna dowiedziała się o tym barbarzyńskim akcie niedawno, dzięki porównaniu zdjęć satelitarnych, które pokazują, że na miejscu, gdzie wcześniej stał chrześcijański kompleks, widać jedynie kupę kamieni. Dla brytyjskiego tygodnika „The Economist” fakt ten stał się okazją do postawienia tezy, że jeżeli Zachód chce wiarygodnie potępić ten przykład kulturowego wandalizmu, to jego armie muszą w tym względzie świecić przykładem.
Międzynarodowe prawo, które ma służyć ochronie kulturowego i duchowego dziedzictwa ludzkości na wypadek działań wojennych, uzgodniono w 1954 r. To Konwencja o ochronie dóbr kulturalnych w razie konfliktu zbrojnego. Konwencja powstała w kontekście zniszczeń dóbr kulturalnych w czasie II wojny światowej. Problem w tym, że mimo upływu ponad 60 lat jeszcze nie wszystkie państwa ją ratyfikowały. Stany Zjednoczone uczyniły to w 2008 r., już po wojnie w Iraku, także w kontekście zniszczeń, których w tym czasie doznały bezcenne budowle. Zresztą sam monastyr św. Eliasza został wtedy uratowany przez jednego z kapelanów, który widząc, co się dzieje – zajęty monastyr był przez jakiś czas używany przez wojska amerykańskie jako baza wojskowa – opracował projekt, aby monastyry chronić przed wandalizmem żołnierzy, którym starożytne mury służyły jako miejsce do uprawiania graffiti. Zresztą USA powinny ratyfikować jeszcze dodatkowy protokół, który określa dokładnie, w jakich nadzwyczajnych sytuacjach dowództwo wojsk może ponad wartość materialną zabytku postawić skuteczność operacji wojskowych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu