Przyznaję, że mocno irytuje mnie pojawiające się u niektórych (zwłaszcza najmłodszych) przedstawicieli zwycięskiego obozu politycznego poczucie, że oto dzięki wspaniałej kampanii przełamali właśnie opór systemu Donalda Tuska. Słyszymy więc o błyskotliwych wyborczych reklamówkach, wspaniałych wiecach, doskonałych pomysłach. I, oczywiście, w każdym z tych elementów jest ziarno prawdy. Kampania wyborcza Prawa i Sprawiedliwości była błyskotliwa i sprawna, zwłaszcza na tle zmęczonego, pustego i pozbawionego moralnej busoli obozu władzy.
Wszystko to nie oddaje jednak prawdy o przyczynach przełomu w Polsce, którego jesteśmy świadkami. Bo bywały kampanie równie dobre, przeciwnik bywał już poraniony i osłabiony, a jednak obóz władzy wygrywał. W polityce już tak jest, że jak wieje wiatr zmiany, to sam niesie polityków i kampanijnych strategów, a kiedy wiatru nie ma, to i przysłowiowe cuda na kiju nie pomogą. Można zmianie pomagać, można dmuchać samemu, można krzyczeć głośniej lub ciszej, ale ten wpływ jest ograniczony. Doświadczony polityk zazwyczaj wie, że musi przede wszystkim czekać na okazję.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ci, którzy dzisiaj świętują, czekali wyjątkowo długo. Osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej było w sferze publicznej prawdziwą próbą charakterów. Wielu ludziom naprawdę brakowało już tlenu. Od szkoły przez gminę po uczelnie wyższe – wszędzie wypychano i prześladowano osoby głoszące wyraziście chrześcijańskie i propolskie poglądy. Media niezależne pozbawiono reklam, a Kościół próbowano, jak za komuny, wepchnąć do kruchty i zmusić do firmowania kłamstwa. Presja narastała. Pogląd, że trwanie w oporze jest raczej świadectwem moralnym niż udziałem w realnym sporze o Polskę, nie był rzadkością. Na to nałożyła się katastrofa smoleńska, wielka tragedia i wielkie upokorzenie narodowe. Ale także katalizator czystek i eliminowania opozycjonistów z przestrzeni publicznej.
A jednak – zdarzył się cud. Polska wspólnota po raz kolejny w skrajnie trudnych warunkach zmobilizowała się i cierpliwą, upartą, konsekwentną pracą zbudowała podstawy dobrej zmiany. Powstawały kluby, media, stowarzyszenia, inicjatywy. Ludzie poczuli, że jeśli się poddadzą, to za chwilę naprawdę nas wynarodowią, naszym dzieciom każą przebierać się w ciuszki płci przeciwnych, a z naszych dziadków, ofiar zbrodniczych totalitaryzmów, zrobią rzekomych sprawców wymyślonych zbrodni. Z perspektywy czasu widać, że przełomowym momentem był ruch obrony Telewizji Trwam i Radia Maryja, który pozwolił się Polakom, jak kiedyś pielgrzymki Ojca Świętego, policzyć. Od tamtej chwili obserwowaliśmy wzrost siły tej naszej Polski prawdziwej.
Zwracam zwłaszcza uwagę na dostrzeganą w tym wszystkim konsekwencję i samoorganizację, jakże przeciwną propagandowej wizji pokazującej Polaków jako warchołów i egoistów. Zwracam też uwagę na wielką ofiarność, bo przecież pieniędzy i karier po tej stronie nie było. Odwrotnie: ciągłe składki, apele o datki, zrzutki. I ludzie dawali. Współtworzone przeze mnie media też z tego powstały. Dziś mówię ze szczerego serca: Bóg zapłać!
Ale mówię też, że nigdy o tym nie zapomnę. To miliony ofiarnych Polaków i ich wysiłek przełamały front kłamstwa i manipulacji. Zjednoczeni Polacy okazali się silniejsi od wielkich koncernów i miliardowych dotacji dla przyjaciół i znajomych władzy.
Musimy o tym pamiętać. Tej wielkiej wartości, jaką jest odzyskana wspólnota, nie można zmarnować. Nie możemy po prostu rozejść się do domów. Polski i Kościoła trzeba pilnować nadal. Wrogowie zewnętrzni i wewnętrzni nie odpoczywają, oni się właśnie reorganizują. Trzeba też pilnować nowej władzy i jej sztabowców. By nie zapomniała, dlaczego wygrała i jakie przysięgi złożyła.