Przyjaciele mówią do niego po prostu: Michał. I tak pozostanie bez względu na to, czy jest zwykłym księdzem czy biskupem. – Jak do tej pory nie zmienił się jako prałat, to myślę, że teraz nie zbiskupieje. On ma odpowiedni dystans do siebie i do otaczającej go rzeczywistości – mówi „Niedzieli” Mateusz Środoń, znajomy Biskupa Nominata.
Ks. prof. Michał Janocha praktycznie zawsze chodzi w stroju kapłańskim. O ile na spływach kajakowych, obozach pod namiotem widziano go bez koloratki, to na Krakowskie Przedmieście i na Uniwersytet Warszawski zawsze wychodzi w sutannie. – Może nie jest to najważniejsze, ale sutanna jest wymownym symbolem tego, jak Michał traktuje swoje kapłaństwo – podkreśla Krzysztof Smulski, z którego rodziną Biskup Nominat jest bardzo zżyty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Otwarte mieszkanie
Gdy Krzysztof Smulski dowiedział się, że przyjaciel jego rodziny zostanie biskupem pojechał do podwarszawskiego Ołtarzewa, gdzie Nominat uczestniczył razem z kard. Kazimierzem Nyczem w liturgii święceń kapłańskich księży pallotynów. – Nie bardzo wiem co powiedzieć. Jestem szczęśliwy, bo Michał jest najbliższym przyjacielem. Błogosławił nasz ślub i ochrzcił trójkę dzieci – powiedział Smulski tuż po uroczystości.
Reklama
Cechą wspólną, którą wymieniają wszyscy znajomi ks. Janochy, jest otwartość na drugą osobę. Nie patrzy na nikogo z góry, ale zawsze z uwagą słucha. Ma wielu przyjaciół, z którymi uwielbia przebywać i dyskutować o wspólnych pasjach.
Zdaniem Smulskiego ks. Janocha ma w sobie coś ze słynnego „wujka Wojtyły”. Jego mieszkanie w seminarium duchownym często zapełnia się świeckimi, a nawet całymi rodzinami. – On jest otwarty i bardzo ufa ludziom. A drzwi do jego mieszkania prawie się nie zamykają – mówi Mateusz Środoń.
Nie jest to jedyna cecha, która wyróżnia nowego Biskupa pomocniczego archidiecezji warszawskiej. Uwielbia dzieci i od razu nawiązuje z nimi świetny kontakt. – Czasami, gdy biegliśmy na wykłady podrzucaliśmy dzieci do Michała. On świetnie sobie z nimi radzi, a dzieciaki go uwielbiają – mówi Smulski.
Jest człowiekiem, który dba i pielęgnuje znajomości. Grupa znajomych Księdza Profesora rokrocznie wyjeżdża z całymi rodzinami nad morze pod namiot. Jak ksiądz Michał miał wolną chwilę, to pakował swój namiot, śpiwór i jechał ich odwiedzić. – Dzięki temu mieliśmy codziennie Mszę św. na naszym biwaku, a kto chciał mógł włączyć się w Liturgię Godzin – mówi Środoń.
Kajaki, namioty, zabytki
Reklama
Specjalnością Księdza Profesora są jednak kilkutygodniowe eskapady po chrześcijańskim Wschodzie, podczas których zarażał młodych pasją do sztuki sakralnej i chrześcijańskiego dziedzictwa. Organizowane przez niego wyjazdy naukowo-dydaktyczne miały wyjątkowy charakter. Ksiądz Profesor potrafił zabrać młodych w nieznaną przygodę. Dzięki temu powstała spora grupa osób, którą zaraził pasją do sztuki sakralnej. – Znajduje ze wszystkimi wspólny język, także z młodymi, ze studentami ma dobry kontakt. Jego wyjazdy miały charakter naukowy, poznawczy, ale też religijny – opowiada ks. prof. Józef Naumowicz, znajomy Biskupa Nominata.
Biskup Nominat uwielbia organizować nie tylko dalekie podróże, ale także spływy kajakowe po Polsce. – Pamiętam jak kilka lat temu znajomy ksiądz zaprosił go na spływ po Wiśle. Całość miała trwać ponad tydzień, a ks. Janocha miał tylko dwa dni. Dołączył więc do przyjaciela w okolicach Warszawy – opowiada Środoń. – Spali na jakieś wyspie pod gołym niebem, a całą noc lało. Gdy odwiedziliśmy go gdzieś koło Czerwińska siedział pod swoim kajakiem i był doszczętnie przemoczony. Pożyczył ode mnie koszulę i popłynął dalej.
Objechał już cały Wschód i lubi przebywać w najdziwniejszych miejscach. Często są to przecież wyjazdy w nieznane. – Ta odwaga opiera się na wierze w Bożą Opatrzność. Michał jest człowiekiem, który bardzo ufa Panu Bogu – mówi Środoń.
Bp Janocha jest osobą bardzo towarzyską i doskonale czującą się zarówno w gronie osób duchownych, jak i świeckich. Ale kilka razy w roku poświęca czas, aby pobyć w pustelni na modlitwie i medytacji. Niestety teraz, jako biskup, będzie miał mniej wolnego na swoje pasje. I choć nadal będzie wykładał na UW historię sztuki, to jednak część jego dotychczasowej aktywności zostanie ograniczona.
Powołanie, kapłaństwo, biskupstwo
Reklama
Choć ks. Michał Janocha i Mateusz Środoń od lat mieszkają w Warszawie, to jednak poznali się aż na Atosie. Mateusz po studiach na ASP postanowił uczyć się pisania ikon od greckich mnichów, a ówczesny Ksiądz Doktor przyjechał tam w ramach swoich podróży i pielgrzymek. Wspólna fascynacja sztuką i kulturą chrześcijańskiego Wschodu połączyła ich drogi także w stolicy Polski. Od lat zaangażowani są w Studium Chrześcijańskiego Wschodu przy klasztorze Ojców Dominikanów na Służewie. – Ksiądz Profesor od początku jest zaangażowany od strony teoretycznej, a ja prowadzę kursy ikonograficzne, czyli od strony praktycznej – mówi Środoń.
Sztuka jest wielką pasją Księdza Biskupa. Zanim wstąpił do seminarium studiował właśnie historię sztuki na Akademii Teologii Katolickiej. – Wówczas koncentrowaliśmy się na Zachodzie, bo stąd się wywodzimy, a o Wschodzie wiedziałem mało. Dopiero później poprzez różne znajomości, przyjaźnie, wyjazdy na Ukrainę, do Rosji, zacząłem odkrywać świat sztuki chrześcijańskiego Wschodu – wspomina Biskup Nominat.
Jako kapłan i naukowiec interesował się zawsze sztuką i duchowością. Szukając miejsca, gdzie te dwie rzeczywistości mogą się połączyć, odnalazł ikony. – Choć ikona jest materialna, to jednak tu, na ziemi, pełni bardzo ważną rolę duchową. W życiu doczesnym ikony są nam potrzebne, bo potrzebujemy okien, przez które widać niebo – tłumaczy.
Od 2010 r. pracuje na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Artes Liberales, w komisji Speculum Byzantinum. Gdy wchodzi w sutannie na pierwsze zajęcia, wielu studentów patrzy na niego podejrzliwie. Ale pod koniec roku wszyscy go szanują, a z wieloma nawet się zaprzyjaźnia.
Reklama
– To człowiek, który opowiadając o kulturze i sztuce potrafi jednocześnie mówić o rzeczywistości nadprzyrodzonej. Jego obecność i wykłady w tym miejscu mają więc również wymiar ewangelizacyjny – mówi dr Irina Tatarova, koleżanka z wydziału na UW. – Ma wielki talent popularyzowania nauki, a jednocześnie jest uczciwym badaczem. On w sztuce i nauce poszukuje przede wszystkim prawdy egzystencjalnej. Dlatego też wkłada w nią tak wiele pasji.
Pochodzi z parafii św. Aleksandra przy pl. Trzech Krzyży. Całe życie mieszkał w Warszawie. Tu się wychował, studiował i tu dojrzewało jego powołanie. Jego tata jest emerytowanym architektem, a mama pracowała w biurze. – Bardzo często odwiedza rodziców. Jest z nimi bardzo zżyty – mówi Tatarova, która zna Księdza Profesora od 20 lat.
Pierwszym wydarzeniem, które odcisnęło się na decyzji młodego Michała była śmierć przyjaciela. – Konrad Gałecki chciał iść do seminarium, ale utonął podczas spływu w 1977 r. Wtedy nie myślałem, aby pójść w jego ślady, ale był to znak, który nie dawał mi spokoju – mówi bp Michał Janocha. Później na ATK-a poznał ks. prof. Janusza Pasierba i ujęła go jego wizja sztuki, kultury i Kościoła.
Znajomi mówią o nim, że jest księdzem, który nie ucieka od swojego kapłaństwa. W gronie warszawskiego duchowieństwa jest uważany za eksperta od duchowości, którego fascynuje kultura i zachodzące w niej zmiany.
Zna kilka języków obcych, ale pozostaje skromny. Na pierwszy rzut oka wydaje się nawet nieśmiały.
– Był bardzo dobrym księdzem i z pewnością będzie bardzo dobrym biskupem – mówi ks. prof. Józef Naumowicz, kolega bp. Janochy z seminarium i z uczelni.