Trump ogłosił we wtorkowym orędziu, że w ciągu zaledwie kilku tygodni "jego administracja osiągnęła więcej niż jakakolwiek inna w historii USA". Chwalił się, że jego pierwszy miesiąc u władzy był najlepszy w historii kraju, lepszy nawet od prezydentury George’a Waszyngtona.
W wystąpieniu przed Kongresem Trump poruszył tematy związane z gospodarką, cłami nałożonymi przez jego administrację, a także kwestie takie jak walka z "ideologią gender" i udział transseksualistów w sportach kobiet. Mówił też m.in. o gotowości Rosji i Ukrainy do zawarcia pokoju.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Administrację swojego poprzednika Joe Bidena obwiniał o pogorszenie sytuacji gospodarczej, w tym wzrost cen jaj, choć nastąpiło to już podczas prezydentury Trumpa i przyczyniła się do nich epidemia ptasiej grypy. Trump zapowiedział też wyeliminowanie deficytu budżetowego, w czym ma pomóc sprzedaż "złotych kart" bogatym cudzoziemcom ubiegającym się o prawo stałego pobytu w USA. Jednocześnie podtrzymał obietnice obniżenia podatków, które mają kosztować budżet ponad 4 bln dolarów.
Trump zapowiedział wprowadzenie 2 kwietnia ceł na towary z krajów, które obejmują swoimi cłami import z USA, w tym Brazylię, Indie oraz kraje Unii Europejskiej.
Reklama
"Wygląda to jak scenariusz (...) globalnej wojny handlowej, ale przecież Trump to zapowiadał. Mówił, że cło to najpiękniejsze słowo w języku angielskim" – przypomniał w rozmowie z PAP dr Rafał Szymanowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego zdaniem historia dotychczasowych wojen handlowych pokazuje, że "w takich starciach nie ma wygranych".
W kwestii imigracji Trump ogłosił "wielkie wyzwolenie Ameryki" spod "okupacji" migrantów. Powiedział, że liczba nielegalnych przekroczeń granicy spadła do najniższego poziomu w historii kraju i zaapelował do Kongresu o środki na "największą operację deportacyjną w historii Ameryki".
"Mówiąc o inwazji, Trump może odwoływać się do idei obrony narodowej i przeznaczać większe środki na ochronę granicy. To daje możliwość działania uzbrojonych funkcjonariuszy, zatrzymujących migrantów" – przestrzegła w rozmowie z PAP dr Mariana Aparicio Ramirez z Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego Meksyku (UNAM).
Trump poruszył też temat polityki zagranicznej, szczególnie wojny w Ukrainie, choć poświęcił jej zaledwie kilka minut. Pozytywnie ocenił "list" od prezydenta Ukrainy, w którym Wołodymyr Zełenski wyraził gotowość do negocjacji pokojowych, oraz stwierdził, że Rosja jest gotowa do zawarcia pokoju.
Służby prasowe ukraińskiego przywódcy sprostowały później, że Trump cytował wpis Zełenskiego w mediach społecznościowych, a nie list.
Portal BBC Ukraina napisał w środę, że przemówienie Trumpa "zostało w Ukrainie odebrane pozytywnie, ponieważ (jeszcze) dzień wcześniej istniało wrażenie, że po wystąpieniu prezydenta USA w Kongresie można spodziewać się czegoś negatywnego".
Reklama
Trump po raz kolejny twierdził, że UE przekazała Ukrainie 100 mld dol., podczas gdy USA - 350 mld dol. W rzeczywistości europejskie wsparcie wynosi ponad 140 mld dol., a amerykańskie - 120 mld dol.
Zasugerował też, że USA mogłyby przejąć kontrolę nad Kanałem Panamskim i Grenlandią ze względów bezpieczeństwa narodowego. W przypadku Grenlandii Trump zmienił dotychczasową narrację, nie mówiąc już wprost o jej anektowaniu, lecz popierając dążenie mieszkańców wyspy do "decydowania o własnej przyszłości".
Zadowolenie z tej zmiany wyraził szef MSZ Danii Lars Lokke Rasmussen, nazywając tę wzmiankę "kluczowym punktem orędzia".
Przemówienie trwało 99 minut, co czyni je najdłuższym orędziem prezydenckim w historii USA.
W środę francuski dziennik "Le Monde" ocenił, że Trump nie przedstawił w orędziu swojej "wizji przyszłości USA", a także skupił się głównie na polityce wewnętrznej, pomijając sprawy międzynarodowe, które potraktował "w pośpiechu" i "pro forma". "Świat był wielkim nieobecnym tego wystąpienia" - oceniła gazeta.
Według "Financial Timesa" "wystąpienie Trumpa nie miało charakteru libertariańskiego, konserwatywnego ani narodowego, lecz koncentrowało się wyłącznie na samym Trumpie". "Możliwe, że zostanie zapamiętane bardziej jako spektakl niż ze względu na swoją treść" - dodał brytyjski dziennik.
Zdaniem "Guardiana" w przemówieniu Trump "zastosował typowy dla siebie format, wysyłając sprzeczne sygnały". "(Zrobił) jeden krok do przodu w kwestii Ukrainy oraz dwa kroki wstecz w sprawie Grenlandii i ceł" – napisała gazeta.
Reklama
Podobnie orędzie ocenił w rozmowie z PAP amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Włodzimierz Batóg, który w uznał, że Trump "świadomie wycisza temat Ukrainy, skupiając się na polityce wewnętrznej". "To było typowe przemówienie w stylu Trumpa. Nie było szczególnie porywające, ale tego rodzaju wystąpienia są trudne, bo Trump nie buduje ich w sposób klasyczny – nie snuje wielkich wizji ani nie kreśli dalekosiężnych planów" – ocenił ekspert.
Orędzie chwalił natomiast amerykanista prof. Zbigniew Lewicki, który określił je jako "bardzo dobre, treściwe i świetnie ułożone". "Donald Trump zajmuje się sprawami wewnętrznymi (...) ale nie zapomina o sprawach zagranicznych – interesuje się nimi dużo bardziej niż większość poprzednich prezydentów" – powiedział PAP.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia powiedział w środę na konferencji prasowej, że po orędziu Trumpa "spodziewał się dużo gorszych rzeczy". Ocenił, że w wystąpieniu prezydenta USA było "jakieś cofnięcie się z tej emocji, która była w Gabinecie Owalnym (gdy doszło do kłótni z Wołodymyrem Zełenskim - PAP), i jednak szukanie chęci porozumienia". Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz uznał wystąpienie Trumpa za "odpowiedź na wolę współpracy Ukrainy (...) w kwestii rozmów pokojowych".
Szef MSWiA Tomasz Siemoniak powiedział, że po wysłuchaniu orędzia odniósł wrażenie, iż sytuacja w kwestii Ukrainy "jest lepsza niż w piątek, kiedy doszło do kłótni między prezydentem Wołodymyrem Zełenskim a Trumpem w Waszyngtonie".
Błażej Strzelczyk (PAP)
bst/ just/ akl/