Reklama

Rodzina

Uzurpatorzy szczęścia

Gdy ustawa o zapobieganiu przemocy w rodzinie wchodziła w życie, budziła już wiele kontrowersji. Obawiano się, że przemoc zagrozi... rodzicom, którzy będą musieli zmagać się z bezdusznością urzędników

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ustawa weszła w życie w lipcu 2005 r., a od 2010 r. obowiązuje jej nowelizacja. Ale zarówno pierwotna forma, jak i ta późniejsza są bardzo nieprecyzyjne. Pełno jest ogólników, które można przeróżnie zinterpretować. W ustawie czytamy o ochronie praw osób w rodzinach, w których dochodzi do „naruszenia ich godności, nietykalności cielesnej, wolności. (...) którzy doznali szkód na zdrowiu psychicznym i fizycznym”. Bardzo enigmatyczne są stwierdzenia, dotyczące zwłaszcza dzieci. Jak bowiem traktować zapis o naruszeniu godności i nietykalności cielesnej, gdy wymierzamy dziecku karę, dajemy mu klapsa, nie pozwolimy na niebezpieczną zabawę. - Mam kłopoty wychowawcze z 16-letnią córką - mówi Wanda, 48-letnia lekarka. - Ma na nią bardzo zły wpływ chłopak, z którym się spotyka. Staram się egzekwować godziny, o których powinna być w domu. Słyszę, że ograniczam jej wolność, a to jest sprzeczne z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Córka przez Internet zapoznała się z treścią tej nieszczęsnej ustawy i teraz grozi mi, że wniesie na mnie skargę.

Wydawałoby się, że jest to sytuacja możliwa tylko w teatrzyku absurdu. Niestety, nie jest to odosobniony przypadek. Matka podczas awantury domowej pacnęła swoją 15-letnią córkę ścierką kuchenną. Na drugi dzień dziewczyna przyszła do szkolnego pedagoga i poskarżyła się na matkę. Rodzicielka musiała się długo tłumaczyć. Inna córka czuje się pokrzywdzona przez matkę, bo ta ma zastrzeżenia do jej bliskiej koleżanki i nie pozwala dziewczynie na wspólne wypady z przyjaciółką.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Te wszystkie problemy buntu nastolatek to jeszcze nic w porównaniu z dramatami małych dzieci odbieranych rodzicom.

Dziecięce tragedie

Prawdziwy horror przeżywają rodzice, czy samotne matki, którzy z powodu enigmatycznych wyroków sądowych są pozbawiani praw rodzicielskich, a ich dzieci zostają umieszczone w placówkach opiekuńczych lub rodzinach zastępczych. W wielu przypadkach pracownik socjalny z policją odbiera dzieci z rodzinnego domu bez wyroku sądu. Dopiero później zapada wyrok, zgodny z poprzednimi działaniami urzędników. Dzieci przeżywają dramat w domach dziecka.

Reklama

Wprawdzie w art.12a czytamy, że „w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie pracownik socjalny wykonujący obowiązki służbowe ma prawo odebrać dziecko z rodziny”, są jednak przypadki, gdy niczyje życie lub zdrowie nie jest zagrożone, a dzieci zostają pozbawione domu rodzinnego.

Najbardziej bulwersujące historie, które nagłośniły media, to historia małej Róży i trójki dzieci państwa Bajkowskich. W 2009 r. sąd w Szamotułach zabrał kilkumiesięczną Różę rodzinie Szwaków. Motywacja była absurdalna. W domu brud (niesprzątnięte ze stołu okruchy jedzenia) i ogólne nieradzenie sobie rodziców z problemami wychowawczymi. Dziecko umieszczono w rodzinie zastępczej. Pod naciskiem opinii publicznej wyrok sądu został, na szczęście, zmieniony i w blasku kamer telewizyjnych mała Róża znalazła się znów w swoim domu.

Historia rodziny Bajkowskich nie ma jeszcze finału. Trzech chłopców z niewyjaśnionych bliżej przyczyn nadal przebywa w domu dziecka. Rodzice sami zgłosili się po pomoc do krakowskiego Instytutu Psychologii. Chcieli rozwikłać kłopoty wychowawcze. Uczestniczyli w terapii, którą po pewnym czasie przerwali, uznając ją widocznie za nieskuteczną. Z tego powodu do sądu wpłynął wniosek o odebranie im dzieci. Sąd uznał, że „rodzice nie zabezpieczają potrzeb psychicznych dzieci” i w rodzinie „zaburzone są więzi emocjonalne”. Chłopcy zostali wywołani z lekcji i zabrani przez policję do placówki wychowawczej. Przebywają w niej już kilka miesięcy. Rodzice podobno karali chłopców, stawiając ich do kąta, wymierzając klapsy. Wymagali od nich również nadmiernej samodzielności (samotna podróż pociągiem z Krakowa do Łodzi). Dzieci były zadbane, dobrze wychowane, nie miały kłopotów z nauką. Nie umieszczono chłopców u babci, która zaoferowała pomoc. Mimo nagłośnienia sprawy i sprzeciwu opinii społecznej dzieci do tej pory są poza domem.

Reklama

To dzięki tej bulwersującej sprawie ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin przyrzekł nowelizację kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Art.111 ma być uzupełniony wpisem, że dziecko odbiera się rodzinie w ostateczności.

Te dwa przykłady nie obrazują skali problemu. Gdy ktoś zagłębi się w regionalne przekazy medialne, dostrzeże, jak częste są przypadki odbierania dzieci rodzinie przeważnie z bliżej niesprecyzowanych powodów. I tak w 2009 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu odebrał rodzicom małą Różę. Kierował się „dobrem dziecka przy pasywności matki w sprawowaniu opieki rodzicielskiej oraz braku czasu u ojca dziecka”. Do tej pory rodzice Róży sprawowali opiekę nad trójką starszych dzieci i nikt im nie zarzucał zaniedbań wychowawczych.

W 2011 r. sąd w Łodzi odebrał dziecko 14-letniej dziewczynie, uzasadniając z bliżej nieumotywowanych powodów, że jest ona osobą zdemoralizowaną.

Pięć lat temu w Lublinie sąd pozbawił babcię opieki nad dwójką wnuków, których matka, chora na depresję, została ubezwłasnowolniona. Babcia utrzymywała dom ze skromnej renty, aby dorobić, jeździła ze swoim mężem po okolicznych wsiach, oferując towary na sprzedaż. Dzieci podczas ich nieobecności pozostawały pod opieką matki, która je bardzo kochała i nie zrobiłaby im krzywdy. Któregoś dnia do szkoły, w której uczył się starszy chłopiec, wkroczyła policja i zabrała dziecko do placówki opiekuńczej. Babcia, bojąc się, że młodszy wnuk również zostanie jej odebrany, ukrywała się z nim, jednocześnie śląc do organów rządowych i administracyjnych pisma z prośbą o odzyskanie opieki nad starszym wnukiem. Mijały lata. Młodszy wnuk z obawy przed domem dziecka nie został posłany do szkoły. Babcia odwiedzała regularnie starszego chłopca w bidulu. Widziała, że dziecko jest tam zastraszone, bite przez rówieśników, ale jej skargi pozostały bez echa. Po pięciu latach policja w końcu namierzyła babcię i podczas jej nieobecności w dramatycznych okolicznościach zabrała młodszego chłopca i jego pięcioletnią siostrę. Dzieci podobno uciekały pod spódnicę matki, czepiały się jej nóg. Krzyczały, błagały o pomoc. Zostały umieszczone w domu dziecka oddalonym od miejsca swojego zamieszkania o 50 km. Babcia stoczyła walkę z dyrektorem placówki o prawo do odwiedzin wnuków.

Reklama

Widać, że prościej jest odebrać dzieci niż pomóc rodzinie. Gdzie byli pracownicy socjalni, kurator?

Podobnych przypadków jest wiele. W każdej takiej historii najbardziej poszkodowane są dzieci, przeżywające wielkie dramaty. W brutalny sposób zostały odłączone od rodziny, którą kochają, umieszczone w obcym, nieprzyjaznym środowisku. Przeżyły traumę, która może zaważyć na całym ich życiu.

Przykład z Zachodu

Praktyki odbierania dziecka najbliższym wywodzą się z krajów Europy Zachodniej i sięgają końca lat 70. ubiegłego wieku. W 1979 r. w Szwecji rządy partii socjalistycznej prawnie zakazały kary klapsów wymierzanej dzieciom. Obecnie w tym kraju często z błahych powodów odbiera się dzieci rodzicom. Szacuje się, że rocznie dochodzi do 20 tys. takich przypadków. Państwu Olssonom odebrano dzieci, bo mieli niski iloraz inteligencji. Okazało się, że mogli się pochwalić standardowym IQ. Olssonowie wygrali sprawę dopiero przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, a do tego czasu dzieci przebywały w rodzinie zastępczej. Podobnie dzieje się w Norwegii. Indyjskim rodzicom zabrano tam dwójkę dzieci, motywując decyzję nieprzestrzeganiem norm kulturowych. Dzieci były karmione rękami i spały z rodzicami w jednym łóżku. W Indiach takie zachowanie jest naturalne. W innej rodzinie, w której matka była Hinduską, policja wyciągnęła chłopca z samolotu. Rodzice chcieli odwiedzić rodzinę w Indiach. Dziecko trafiło do rodziny zastępczej. Sąd postanowił, że rodzice mogą przebywać z synem przez godzinę co piąty tydzień, pod nadzorem urzędników.

Reklama

W tych krajach można złożyć donos do powołanych do tego władz, że w rodzinie dziecko jest smutne i nie chce się bawić z rówieśnikami. Z tego powodu Stowarzyszenie Rzecznika Praw w Rodzinie może odebrać rodzicom dziecko i umieścić je w rodzinie zastępczej. Swoją decyzję tłumaczy się naruszeniem praw dziecka. Często ten problem dotyczy rodzin emigracyjnych, które powinny dokładnie przeanalizować prawo rodzinne obowiązujące w danym kraju, aby wiedzieć, że to, co emigrantom wydaje się zgodne z prawem i kulturowo uzasadnione, w kraju, w którym obecnie mieszkają, jest niedopuszczalne. Tak też dzieje się w Austrii, Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii. Trzeba przyznać, że na Wyspach Brytyjskich statystyki dla polskich rodzin są kompromitujące. Z powodu alkoholizmu i przemocy brytyjskie służby socjalne odbierają rodzicom ok. 100 polskich dzieci rocznie.

Polski paradoks

W Polsce wydaje się absurdem, że los maltretowanych dzieci mało obchodzi urzędników. Zatrważające są statystyki pobić, często ze skutkiem śmiertelnym, maleńkich, nawet kilkumiesięcznych dzieci. Żaden sąsiad nie złoży na maltretującą swoje dziecko rodzinę donosu, a pracownicy socjalni patologię odkrywają dopiero po dramatycznych skutkach. Dla takich rodzin jest pełna tolerancja, wynikająca głównie ze strachu przed agresywnym tatusiem czy pijaną mamusią. Urzędnicy boją się takie rodziny kontrolować, a statystyczne dane poprawiają szukaniem dziury w całym w rodzinach normalnych, które niczym poważniejszym swoim dzieciom nie zagrażają. Urzędnicy „wiedzą lepiej”, co dziecku potrzeba do szczęścia. Nie można przecież naruszać jego nietykalności cielesnej, wymierzając mu klapsa, ani ograniczać wolności, stawiając je do kąta. Musi zaznać „szczęścia” w domu dziecka czy rodzinie zastępczej. Nic ich nie powstrzyma w „uszczęśliwianiu” dzieci - ani widok brutalnej interwencji policji, ani obserwowanie wyobcowania i osamotnienia młodego człowieka w domu dziecka. To nic, że trauma może być tak bolesna, iż na długie lata pozostawi ślady w psychice. Organy państwowe wiedzą lepiej. Szkoda, że polskie władze swój zapał w niwelowaniu agresji w rodzinie nie kierują tam, gdzie rozgrywają się prawdziwe dramaty dziecięce, o których istnieniu dowiadujemy się dopiero z mediów.

Cóż, zdołaliśmy się już przyzwyczaić, że Polska to kraj absurdów. Tylko czy musimy je akceptować?

2013-05-20 15:07

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Moja droga krzyżowa

Niedziela Ogólnopolska 12/2020, str. 50-52

[ TEMATY ]

rodzina

Droga Krzyżowa

nowotwór

Zdjęcia: Grażyna Kołek/Niedziela

Droga krzyżowa z Lourdes Marii de Haykod

Droga krzyżowa z Lourdes Marii de Haykod

Każdy ma do przejścia swoją drogę krzyżową. Swój dramat. Przeżywany na własny sposób...
Rok 2010. Podjęliśmy krzyż z wypisaną diagnozą dla naszej córeczki: ostatnie stadium choroby nowotworowej z przerzutami...

Stacja I.
Jezus na śmierć skazany

CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Edyta Stein doktorem Kościoła? Wniosek trafił do Papieża

2024-05-01 14:02

[ TEMATY ]

Edyta Stein

Towarzystwo im. Edyty Stein

Edyta Stein jako wykładowca, 1931 r.

Edyta Stein jako wykładowca, 1931 r.

Podjęto kolejne kroki w celu nadania św. Edycie Stein tytułu doktora Kościoła. Oficjalny wniosek w tej sprawie złożył Papieżowi generał karmelitów bosych o. Miguel Márquez Calle. Teraz Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych będzie mogła zainicjować oficjalną procedurę.

O możliwości nadania Edycie Stein tego tytułu mówi się od kilku lat. W 2022 r. z okazji obchodów 80-lecia jej męczeńskiej śmierci o. Roberto Maria Pirastu, definitor generalny zakonu karmelitów ogłosił, że została powołana komisja naukowa, która opracowuje oficjalny wniosek w tej sprawie. Sugerowano wówczas, że św. Teresa Benedykta od Krzyża, bo tak brzmi jej zakonne imię, mogłaby uzyskać tytuł Doctor Veritatis - Doktora Prawdy, ponieważ w centrum jej dociekań zawsze stała prawda, którą po nawróceniu odkryła w osobie Jezusa Chrystusa. Jak informują włoscy karmelici, oficjalny wniosek o zaliczenie Edyty Stein w poczet doktorów Kościoła został przekazany Papieżowi 18 kwietnia na audiencji dla karmelitanek bosych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję