Reklama

Niedziela Częstochowska

Świadectwa:

Krzyż w moim życiu

W okresie Wielkiego Postu uświadamiamy sobie prawdę o obecności krzyża w naszym życiu. O swoich doświadczeniach cierpienia, bólu i krzyża w życiu osobistym i rodzinnym opowiadają nam nasi Czytelnicy.

Niedziela częstochowska 10/2013, str. 4

[ TEMATY ]

świadectwo

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARZENA:

Krzyż symbolizuje cierpienie i ciężar życia. Każdy z nas obarczony jest takim ciężarem. Mówi się, że Bóg obdarza nas takim krzyżem, jaki jesteśmy w stanie unieść. Mój krzyż to choroba reumatyczna, nieuleczalna, powodująca dużo bólu. W trakcie choroby zaszłam w ciążę. W modlitwie gorąco prosiłam Boga, abym urodziła zdrowe dziecko, później prosiłam Boga, aby dał mi siłę wychować oboje moich dzieci. Dziś gorąco dziękuję Bogu za to, że daje mi siłę w wypełnianiu obowiązków matki, żony, pielęgniarki.

Jezu, świadomie przyjmuję krzyż choroby. Niech będzie Twoja wola.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

ZDZISŁAW:

Trzy lata temu zrozumiałem jak ważny jest krzyż w moim życiu. Przecież Jezus Chrystus umarł na krzyżu w okropnych cierpieniach dla naszego zbawienia. Patrząc wstecz na moje życie duchowe muszę powiedzieć, że byłem ani zimny, ani gorący. Obecność na Mszy św. raz w tygodniu, to było za mało. Po usilnym proszeniu przez żonę, udaliśmy się na trzydniowe rekolekcje małżeńskie do kościoła św. Jana Kantego w Częstochowie. Wtedy nastąpiło nasze nawrócenie. W grupie rodzin rozważaliśmy cytaty z Pisma Świętego, wspólnie modliliśmy się, z każdym dniem byliśmy bliżej Jezusa. Po tych rekolekcjach zmieniło się nasze życie. Razem z żoną przyjęliśmy Jezusa jako naszego Zbawiciela. Dziś jesteśmy w Ruchu Światło-Życie i należymy do „Domowego Kościoła”. Wzrastając w wierze, dążymy do tego, aby uczestniczyć w rekolekcjach dla rodzin. Dużo łatwiej jest znosić krzyże dnia codziennego we wspólnotach modlitewnych. Wszystkie nasze problemy i kłopoty zawierzamy Jezusowi. Wspólnie z żoną dziękujemy za pomyślną operację wymiany zastawki w sercu, którą przeszedłem w 2012 r. Modlimy się też za osoby, które odrzucają krzyż, a zarazem Jezusa Chrystusa. Może, kiedy dosięgną dna, nawrócą się. Przecież Jezus przyjmie każdą zbłąkaną owieczkę.

BARBARA:

Najpiękniejszy i najwznioślejszy dar jaki rodzice mogą przekazać dzieciom to wiara. Pochodzę ze Skrajnicy - małej wioski pod Częstochową, gdzie się urodziłam i wychowałam. Wiarę wielu pokoleń dostałam od rodziców i dziadków, ale również czułam ją w sobie. Czasem jednak człowiek już w wieku 20 lat myśli, że przeżył tak wiele, że już nic go nie zaskoczy. Tak było i ze mną. Trudne przeżycia rodzinne, lekka dyskryminacja w szkole. Dziwię się, że w tej burzy żywota brnęłam zawsze do przodu. Start w dorosłe życie zaczynałam od zasiłku dla absolwentów, a po dwóch latach, beznadziejnego szukania pracy. Mając 21 lat, byłam już bardzo zmęczona życiem. Wtedy postanowiłam wyspowiadać się z całego życia, a generalna spowiedź potwierdziła świadomość mojej wiary. Pamiętam jak spowiednik był wzruszony i powiedział: „Dziecko, jak Bóg cię kocha”. Po tym Sakramencie Pokuty bardzo wyraźnie czułam w sobie światło Jezusa i morze łez wylałam przed Cudownym Obrazem na Jasnej Górze. Wiedziałam wtedy, że Bóg jest naprawdę. W życiu zawsze uważałam na to, żeby nikogo nie zranić, jednak byłam raniona przez innych i bolała mnie też ludzka niewiara. Kilka tygodni po tym doświadczeniu religijnym, skumulowało się wiele negatywnych wydarzeń, które spowodowały załamanie i chorobę. Jestem Bogu wdzięczna za całe bogactwo bolesnych doświadczeń z tym związanych, bo te zbliżały mnie do Chrystusa. Potem przyszły większe tragedie rodzinne. Tragiczna śmierć brata Roberta i za dwa lata śmierć mamy, która z żalu „poszła” za bratem. Przed kilkoma laty straciłam też tatę, którego mogłam kilka dni przed śmiercią odwiedzać w Hospicjum i rozmawiać z nim. Krzyże, które dziś mam to ciągle bezowocne szukanie pracy, to samotność, obcość i tęsknota za Ojczyzną. W tym wszystkim jest ze mną Bóg, który daje zwycięstwo. Dwadzieścia lat temu zwykłam mawiać, że nie ma w moim życiu „promieni słonecznych” lub nie miały siły przebicia. Dziś jest inaczej. Emigracja do Niemiec, poznanie ks. Ireneusza i jego współpracownicy Julii. To z nimi odbyłam sześć pielgrzymek do Rzymu, gdzie przeżyłam niezwykłe spotkania i wydarzenia. Mam też sporo przyjaciół, wśród nich jest pewna Niemka która deklaruje się jako osoba niewierząca. Ona jak i jej pięciu synów nie są ochrzczeni, nie jest w ogóle zainteresowana wiarą w Boga. Modlę się za nią i myślę że przecież ciężko jest dźwigać ciężar życia, nie łącząc go ze zwycięskim Krzyżem Chrystusa. Każdy bowiem cierpi niezależnie od tego, czy wierzy czy nie. Ja nigdy nie zamieniłabym się na żadne inne życie i na żaden inny krzyż. Dziś po dwudziestu latach nie ma prawie śladu po mojej chorobie, pozostał mi jasny umysł i wolne serce, w którym jest miejsce dla Chrystusa i każdego bliźniego. Opatrzność dała mi chorobę, ale i talent, duże cierpienie, ale i radość bliskości Jezusa. Sens krzyża w życiu można wytłumaczyć tylko przez Chrystusa. W Jego cierpieniu i w Jego Krzyżu odnajduje największy sens życia. Nie zdejmę Krzyża z mojej ściany.

2013-03-11 09:33

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Jezusa z Andów: tysiące ludzi dziękują jej za pomoc w otrzymaniu łask

[ TEMATY ]

świadectwo

święci

Bliżej Życia z wiarą

pl.wikipedia.org

Św. Teresa od Jezusa z Andów

Św. Teresa od Jezusa z Andów

Wystarczyło jej niespełna dwadzieścia lat, by zostać świętą. Każdego roku tysiące ludzi dziękują jej za pomoc w otrzymaniu łask.

Pierwsza Chilijka wyniesiona do chwały ołtarza – Juana Enriquetta Josefina de los Sagrados Corazones Fernández Solar, lepiej znana jako św. Teresa od Jezusa z Andów. Urodzona 13 lipca 1900 r. w zamożnej rodzinie, rozpieszczana przez rodziców, mogła wieść życie księżniczki z bajki, lecz wolała poświęcić wszystko dla Jezusa. Dla Niego zmieniła nawet swój porywczy charakter. Jaki był efekt tego poświęcenia? Dostąpiła chwały ołtarzy, a teraz jest jednym z najskuteczniejszych orędowników w niebie – do poświęconego jej sanktuarium każdego dnia napływają podziękowania za łaski, które dzięki niej zostały wyproszone. Jednym z najbardziej spektakularnych cudów za wstawiennictwem chilijskiej świętej było „wskrzeszenie” pewnej nastolatki.
CZYTAJ DALEJ

Św. Wincenty á Paulo

27 września br. obchodzimy wspomnienie św. Wincentego á Paulo. Urodził się on 24 kwietnia 1581 r. w wiosce Pouy, w południowej Francji. Pochodził z rodziny wieśniaczej i miał czworo rodzeństwa. Dopiero w 12. roku życia poszedł do szkoły. Mimo, że wcześniej zajmował się tylko wypasaniem owiec z nauką radził sobie bardzo dobrze i po szkole wstąpił do seminarium duchownego. W wieku 15 lat otrzymuje niższe święcenia i dostaje się na uniwersytet w Saragossie w Hiszpanii. Święcenia kapłańskie przyjmuje w 1600 r., miał wówczas zaledwie 19 lat. Kontynuował studia w Tuluzie, Rzymie i Paryżu, kształcąc się w dziedzinie prawa kanonicznego. Dobrze zapowiadająca się kariera młodego, zdolnego kapłana zmienia się w los niewolnika. W czasie podróży z Marsylii do Narbonne przez Morze Śródziemne został wraz z całą załogą napadnięty przez tureckich piratów i przywieziony do Tunisu jako niewolnik. W ciągu dwóch lat niewoli miał czterech panów, ostatniego zdołał nawrócić. Obaj uciekli do Europy i zamieszkali w Rzymie. Już wkrótce stał się wysłannikiem papieża Pawła V i trafił na dwór francuski, gdzie za sprawą królowej Katarzyny de Medicis przejął opiekę nad Szpitalem Miłosierdzia. Na własne życzenie objął probostwo w miasteczku Chatillon-les-Dombes, gdzie zetknął się ze starcami, inwalidami wojennymi, chorymi i ubogimi. Aby im jak najlepiej służyć, powołał „Bractwo Miłosierdzia”, a dla kobiet bractwo „Służebnic Ubogich”. W 1619 r. św. Wincenty otrzymał dekret mianujący go generalnym kapelanem wszystkich galer królewskich. Święty przeprowadzał wśród galerników misje i dbał o poprawę warunków życia. W 1625 r. powołał „Kongregację Misyjną” zrzeszającą kapłanów. Papież Urban VIII zatwierdził nowe zgromadzenie w 1639 r. Nowa rodzina zakonna zaczęła rozrastać się i objęła swoją opieką szpital dla trędowatych opactwa Saint-Lazare. Celem zgromadzenia, które dziś nosi nazwę Zgromadzenia Księży Misjonarzy Świętego Wincentego á Paulo jest głoszenie Ewangelii ubogim. W 1638 r. wraz ze św. Ludwiką de Marillac św. Wincenty założył żeńską rodzinę zakonną znaną dziś pod nazwą Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia (szarytki), której charyzmatem była praca z ubogimi i chorymi w szpitalach i przytułkach. Święty zmarł w domu zakonnym św. Łazarza w Paryżu 27 września 1660 r. W roku 1729 papież Benedykt XIII wyniósł Wincentego do chwały błogosławionych, a papież Klemens XII kanonizował go w roku 1737. Papież Leon XIII ogłosił św. Wincentego á Paulo patronem wszystkich dzieł miłosierdzia. Do Polski sprowadziła misjonarzy w 1651 r. jeszcze za życia Świętego królowa Maria Ludwika, żona króla Jana II Kazimierza. W Polsce prowadzili 40 parafii. W naszej diecezji ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego á Paulo (CM) pochodzi bp Paweł Socha, a misjonarze św. Wincentego pracują w Wyższym Seminarium Duchownym w Paradyżu, Gozdnicy, Iłowej, Przewozie, Skwierzynie, Słubicach, Trzcielu i Wymiarkach. Siostry Szarytki mają swoje domy w Gorzowie Wielkopolskim, Skwierzynie i Słubicach.
CZYTAJ DALEJ

bp P. Kleszcz: Wola Boża to dobro, które nas spotyka

2025-09-27 11:10

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

ks. Paweł Kłys

40. Piesza Pielgrzymka z Tomaszowa Mazowieckiego do Sanktuarium Świętej Rodziny w Studziannej

40. Piesza Pielgrzymka z Tomaszowa Mazowieckiego do Sanktuarium Świętej Rodziny w Studziannej

Blisko 200 wiernych wzięło udział w jubileuszowej - 40. Pieszej Pielgrzymce z Tomaszowa Mazowieckiego do Sanktuarium Świętej Rodziny w Studziannej. Mszy świętej inaugurującej pielgrzymkę przewodniczył biskup pomocniczy archidiecezji łódzkiej, bp Piotr Kleszcz, a przewodnikiem na szlaku jest proboszcz tomaszowskiej parafii księży filipinów, ks. Grzegorz Chirk.

W homilii bp Kleszcz przypomniał, że w życiu człowieka pojawiają się drogi „bez map” – znamy ich cel, ale nie wiemy, co nas spotka w drodze. – Są w naszym życiu dwie rzeczywistości, których czasem nie rozumiemy: wola Boża i dopust Boży. Wola Boża to dobro, które nas spotyka, ale zdarzają się też sytuacje trudne, których Bóg nie chce, ale na nie dopuszcza, by ostatecznie mogło z nich wyniknąć dobro – podkreślił hierarcha.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję